Zniknęły siewki, zagrożone są ptaki otwartego krajobrazu rolniczego
Kontynuujemy serię wywiadów, opisujących problemy związane z ochroną środowiska w woj. łódzkim. Dziś o zagrożeniach dla naszej awifauny. Rozmawiamy o tym z dr. hab. Tomaszem Janiszewskim z Katedry Badania Różnorodności Biologicznej, Dydaktyki i Bioedukacji Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ.
Od ponad 40 lat obserwuje Pan ptaki Polski centralnej. Jakie zmiany zaszły w tym okresie w naszej awifaunie? Jakie trendy da się zauważyć?
Zmiany są spektakularne, i to zarówno negatywne, jak i pozytywne. Zacznę od pozytywów, bo jest ich zdecydowanie mniej i zawsze też lepiej zacząć rozmowę od wiadomości, które podnoszą na duchu. Tym bardziej, że część - nazwijmy to - sukcesów leży po naszej, ludzkiej stronie i jest efektem działań ochronnych. Skuteczna okazała się ochrona niektórych ptaków drapieżnych; w przeszłości ptaki te były po prostu tępione, i to z błogosławieństwem państwa - wypłacano nagrody za ich uśmiercenie.
Teraz - odwrotnie - zabicie bielika czy jastrzębia naraża sprawcę na karę, wyznaczane są strefy ochronne wokół stanowisk lęgowych itp. Zaniechano stosowania najbardziej szkodliwych pestycydów, w tym DDT, które zakłócały przebieg ich rozrodu. Odniosło to skutek i niektóre gatunki odbudowały swoją liczebność od bardzo niskiego poziomu, jak np. bielik. Czasem proces ten jeszcze trwa, bo ptaki startowały niemal zera, jak w przypadku sokoła wędrownego. Powiększyły się także populacje pospolitszych gatunków: myszołowów i krogulców.
Trzeba też jednak dodać, że te pozytywy nie zawsze możemy zapisać na własne konto; często są one efektem plastyczności niektórych gatunków, ich zdolności do zmiany preferencji pokarmowych i miejsc gniazdowania. Wiele gatunków zdążyło się przyzwyczaić do sąsiedztwa ludzi i stały się mniej płochliwe. Przykładem istotnej zmiany w bazie pokarmowej gatunków roślinożernych może być rozszerzenie upraw kukurydzy. Takie uprawy okazały się prawdziwym skarbem dla gęsi i żurawi, szczególnie w okresie pozalęgowym. Z drugiej jednak strony zwiększenie powierzchni upraw kukurydzy oznacza zubożenie siedliskowe dla wielu innych gatunków ptaków. Tak więc sprawy nie przedstawiają się tak prosto i to, co oznacza sukces jednego gatunku, może być klęską dla innego.
Przejdźmy teraz do zmian negatywnych. Z pewnością potwierdzi Pan tezę, że jest ich dużo, dużo więcej...
Niestety, to prawda. Najwięcej strat poniosły gatunki związane z siedliskami podmokłymi. Niewiele już zostało wilgotnych łąk, bagien, naturalnie funkcjonujących terenów zalewiskowych, a i te, które się zachowały, są zagrożone melioracją. Zniknęła więc cała masa gatunków ptaków siewkowych, ale też wiele gatunków kaczek. Ich liczebność sprowadzona została do poziomu minimalnego i trudno dziś spotkać w centralnej Polsce rycyka czy krwawodzioba, nie mówiąc o czajce, której przylot w marcu był symbolem nadchodzącej wiosny. Niegdyś czajki były pospolite nawet na obrzeżach Łodzi, dziś dużo trudniej je wypatrzeć w naszym krajobrazie. Owszem, widujemy je licznie w dolinach rzecznych na przelotach, ale jako ptaki lęgowe stały się rzadkie.
Drastyczne zmniejszenie liczebności wielu często pospolitych gatunków ptaków trudne jest do oszacowania, bo dopiero od kilkunastu lat przeprowadzamy działania o charakterze monitoringu, według jednolitej metodyki. Wyniki nie zawsze są jednoznaczne, ale jedno wiemy na pewno: najbardziej narażone na wyginięcie są dwie grupy: ptaki obszarów podmokłych i ptaki krajobrazu rolniczego. Najbardziej znanym przykładem drastycznego zmniejszenia liczebności ptaków z tej drugiej grupy jest wróbel domowy.
Czy można zaobserwować zmiany w zachowaniach ptaków w reakcji na zmiany klimatu, na przykład serię łagodnych zim w ostatnich latach?
Polska zawsze była pod tym względem w strefie przejściowej; dotyczy to również obszarów zimowania niektórych gatunków. Zawsze było tak, że w łagodniejsze zimy w Polsce zachodniej zimowały u nas gęsi. Obecnie to zimowanie rozszerzyło się na obszary centralnej Polski. Najbardziej spektakularny jest jednak przypadek żurawia: w ciągu ostatniej dekady ich zimowanie na przykład na Jeziorsku z wyjątkowego przekształciło się w regularne i z każdym rokiem jest liczniejsze; w tym roku było ich tam w styczniu rekordowo dużo, bo około dwóch tysięcy ptaków. Więcej jest także zimujących u nas gęsi, co dotyczy także gęsi gęgawy, niegdyś zimą nieobecnej. Kolejny przykład to kormoran - najpierw zimowały pojedyncze osobniki, w kolejnych latach małe stadka, a obecnie są już obecne duże stada, i to nie tylko na dużych zbiornikach wodnych, ale i nad mniejszymi rzekami, jak Ner czy Bzura.
Czy zmianami klimatu można także wytłumaczyć fakt, że ptaki typowo południowe zaczynają się osiedlać w centralnej i północnej Polsce? Myślę m.in. o żołnach.
rudno to jednoznacznie stwierdzić, ale akurat w przypadku żołn, które są wyjątkowo ciepłolubne, ciężko o inne wytłumaczenie. Tym bardziej, że nie sposób ich rozprzestrzenianie się przypisać obfitości dużych owadów, na które żołna poluje. Owadów jest wyraźnie mniej, a mimo to odkrywamy coraz to nowe kolonie żołn.
Nie zawsze jest to jednak takie proste, bo na rozprzestrzenianie się wielu gatunków wpływa często wiele różnych czynników, a klimat jest tylko jednym z nich. Przykładem może być czapla biała, w XIX i XX wieku pojawiająca się u nas nielicznie i w zasadzie niegniazdująca. Obecnie jest bardzo rozpowszechniona w okresie pozalęgowym, a znamy też z terenu Polski corocznie kilka kolonii rozrodczych. Ocieplanie się klimatu może tu odgrywać jakąś rolę, ale równie ważne jest zapewne zaprzestanie polowań na te ptaki, niegdyś powszechnie uśmiercanych ze względu na piękne pióra w okresie godowym.
Wspomniał Pan, że mniej jest dużych owadów. Ostatnio pojawiło się na ten temat kilka alarmujących doniesień, stwierdzających istną hekatombę owadów na wielu obszarach Ziemi, szczególnie w strefie tropikalnej. Czy podobnie dzieje się w Polsce?
Nie widać - jak przed laty - masowych pojawów chrabąszczy majowych, mniej jest dziennych motyli, znacznie mniej trzmieli i pszczół. Ludzie starsi wiekiem pamiętają, że jak się wracało z nocnej podróży samochodem poza miasto, to trzeba było wyczyścić przednią szybę, pełną martwych owadów. Teraz już nie trzeba, szyby są prawie czyste. To też jest świadectwo postępującego zaniku tego ogromnego niegdyś świata owadów i bezkręgowców, tak kluczowego w łańcuchu pokarmowym ptaków. Podejrzewamy, że dotyczy to również bezkręgowców bytujących w glebie. W ostatnich latach zdarza się, że napotykamy na jakieś bagienko lub oczko wodne, z wilgotną łąką po sąsiedzku. Wydawałoby się, że jest to idealny biotop dla czajki czy rycyka, a jakoś ich tam nie widzimy. Możliwe, że przyczyna tkwi w braku pożywienia dla tych ptaków.
Już dziś wiele gatunków jest na skraju wyginięcia bądź wyginęło. Jakie to gatunki, których napotkanie zaczyna obecnie graniczyć z cudem?
Dotyczy to zwłaszcza wspomnianych już ptaków terenów podmokłych oraz - na drugim biegunie - ptaków terenów suchych, piaszczystych, ubogich troficznie. Do tej grupy należą m.in. kulon (w Polsce już wyginął, chociaż w XIX wieku był dość często spotykany), świergotek polny, dzierlatka, kraska (w centralnej Polsce jako gatunek lęgowy wyginęła pod koniec ubiegłego wieku). Zagrożone są także dwa gatunki sów: pójdźka i płomykówka. Ta pierwsza staje się coraz rzadsza być może z powodu zaniku dużych owadów; tej drugiej zaszkodziły remonty kościołów, polegające m.in. na uszczelnieniu strychów, gdzie wcześniej gniazdowała. Trzeba też dodać, że płomykówka jest bardzo wrażliwa na hałas, a również i pod tym względem nasze środowisko stało się „zanieczyszczone”.
Czy to oznacza, że zbliża się zagłada awifauny? Większość gatunków ptaków karmi swoje pisklęta owadami. Jeśli zabraknie pokarmu dla piskląt, nastąpi szybki zanik całych gatunków.
Na szczęście ptaki są dość elastyczne - jeśli zabraknie pewnej kategorii pokarmu, mogą zwykle zacząć eksploatować inną. Ta elastyczność ma jednak swoją granicę, która w przypadku wielu gatunków może zostać przekroczona. Sadzę, że w najbliższych latach, jeśli nadal będzie spadać liczba owadów i nie zmieni się sposób użytkowania ziemi przez rolników, kryzys dotknie ptaki otwartego krajobrazu rolniczego. Wysiłki na rzecz zachowania bioróżnorodności, narzucane przez Unię Europejską, niewiele wtedy pomogą, bo dotyczą tylko skrawków zagrożonych terenów. Może więc tam dojść do drastycznej zmiany na niekorzyść, a może nawet do katastrofy.
"Bioróżnorodność województwa łódzkiego naszym wspólnym skarbem, który należy chronić. Projekt edukacyjny obejmujący faunę i florę naszego regionu”.
Projekt został dofinansowany ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi.
Koszt całkowity projektu 78.500 zł netto, kwota dotacji 68.000 zł netto.