Znów mamy awanturę o aborcję
W czwartek, 22 września, w Zielonej Górze kobiety zakleiły usta i wyszły na ulicę, protestując przeciw zakazowi aborcji
„Nie popierasz aborcji? To jej sobie nie rób!”, „Moja macica - moja broszka”. Z takimi hasłami przyszli na wczorajszą manifestację przed ratuszem przeciwnicy zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Część z nich była ubrana na czarno, na znak - jak mówili - żałoby po prawach kobiet w Polsce. Powodem zorganizowania protestu była debata, która również wczoraj odbyła się w Sejmie.
Na rynku zgromadziło się ok. 30 osób, wśród nich m.in. Anita Kucharska-Dziedzic ze Stowarzyszenia BABA, Joanna Liddane z Towarzystwa Upiększania Miasta, przedstawiciele Partii Razem oraz KOD-u. - Przez projekt zaostrzający ustawę cofamy się w rozwoju! Adolf Hitler zakazywał aborcji, zakazywał jej Józef Stalin oraz Nicolea Ceaușescu. Cofamy się właśnie do ich czasów - mówiła przedstawicielka BABY.
- Każdy klub ma swojego Palikota! - wtrącił jeden z przechodniów, przysłuchujący się jej występowi.
- Raczej nie o to tu chodzi proszę pana - odpowiedziała manifestująca i nazwała mężczyznę... „ciemnogrodem”. Kobiety protestowały także przeciwko temu, że to państwo chce decydować o tym, co dzieje się z ich ciałem. - Ten argument jest bezzasadny. Ponieważ w takim wypadku można powiedzieć, że państwo w ogóle nie powinno ustalać zasad prawnych - komentuje Jacek Kurzępa z PiS. Wczoraj gorąco było też w Sejmie.
- Aborcja to pełna cierpienia śmierć dziecka oraz trauma kobiety - mówią zwolennicy zaostrzenia ustawy. Przeciwnicy z kolei uznają, że wprowadzenie kary więzienia za aborcję czy poronienie zamieni Polskę w drugi Salwador.
Czwartkowa manifestacja przed ratuszem została zorganizowana przez zielonogórską Partię Razem. Była protestem przeciwko próbom zaostrzenia „tzw. kompromisu aborcyjnego i skazywaniu kobiet na cierpienie”. Ekipa Partii Razem przedstawiła stworzoną przez siebie Kartę Praw Reprodukcyjnych. W karcie pojawił się m.in. postulat wprowadzenia na wszystkich poziomach obowiązkowej edukacji seksualnej, prowadzonej przez wyspecjalizowaną kadrę. Podobnego zdania w rozmowie z „GL” jest też Anita Kucharska-Dziedzic z zielonogórskiego Stowarzyszenia BABA, którą zaproszono na manifestację. Jej zdaniem edukacji seksualnej powinny uczyć specjalnie do tego przygotowane osoby, które będą potrafiły przekazać dzieciom rzetelną wiedzę „bez podlewania jej ideologicznym sosem”. - Przygotowane także metodologicznie, by nie żenować ani dzieci, ani siebie - dodaje szefowa BABY.
O seksie uczyć niestety nie potrafimy
Tymczasem szkolne wychowanie do życia (WDŻ) w rodzinie w większości prowadzone jest przez katechetów, nauczycieli języka polskiego, historii lub WOS-u. To pokazują raporty, np. Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”. Wynika z nich, że pełni zażenowania nauczyciele unikają niekiedy odpowiadania na „niewygodne” pytania uczniów, nie mówią o seksie wprost, celowo zmieniają temat. WDŻ nadal nie jest obowiązkowe. W wielu szkołach odbywa się przed lub po lekcjach i mało kogo obchodzi. Zdaniem ekspertów na edukacji seksualnej nie przekazuje się młodzieży podstawowych informacji o budowie ciała, w tym układu rozrodczego, sposobach zapobiegania ciąży i ochrony przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, przeciwdziałania przemocy seksualnej itp.
Nie wszystkie badania dla ciężarnych są darmowe
Partia Razem postuluje powszechny i bezpłatny dostęp do badań w trakcie ciąży, w tym prenatalnych. Kobiety nie są informowane o tym, że niektóre ze świadczeń są finansowane przez NFZ. Należy do nich m.in. wkładanie lub usuwanie wewnątrzmacicznej wkładki antykoncepcyjnej, które powinno być darmowe.
W przypadku badań prenatalnych na refundację mogą liczyć kobiety, które znajdują się w tzw. grupie ryzyka: mają więcej niż 35 lat, otrzymały nieprawidłowy wynik badania USG lub badań biochemicznych, wskazujący na zwiększone ryzyko wystąpienia choroby u płodu. Nierefundowane badanie kosztuje od 200 do nawet 2.000 zł.
- A ja bym nigdy nie zrobiła sobie takiego badania - deklaruje pani Ewelina (nazwisko do wiadomości redakcji) z gminy Sulechów. - Kiedy byłam w ciąży, lekarz zalecił mi badanie prenatalne, bo z dzieckiem podobno było „coś nie tak”. Wynik USG nie wyglądał najlepiej. Ale odmówiłam i nie zrobiłam badań, bo one ingerują w płód. Dziecko urodziło się zdrowe, wcześniejsze diagnozy okazały się nieprawidłowe. A jakbym zrobiła to badanie, może to dziecko w ogóle nie przyszłoby na świat? - zastanawia się kobieta.
Pani Ewelina jest całkowicie przeciwna aborcji. Jedyny przypadek, w którym dopuściłaby taką możliwość prawnie, jest zagrożenie życia. - Matka, jeśli ma inne dzieci, jest przecież potrzebna... Ale ja bym się nigdy nie zdecydowała, nawet przy zagrożeniu życia - dodaje. Jest również przeciwna aborcji, jeśli do zapłodnienia doszło w wyniku gwałtu. - Wiem, jak ogromna trauma musi to być dla kobiety. Jednak czemu winne jest dziecko? Słyszałam o przypadkach, kiedy kobieta znienawidziła takie maleństwo, ale są też takie, które po narodzinach kochały je nad życie...
Wiem, jak ogromna trauma musi to być dla kobiety. Jednak czemu winne jest dziecko?
- Gdy dziecko zostało poczęte wskutek czynu zabronionego, aborcja jest gwałtem po gwałcie. A traumy nie można leczyć drugą traumą - to z kolei zdanie Kariny Walinowicz z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, zwolenniczki projektu zaostrzenia ustawy.
Aborcja? To też sprawa... mężczyzn
W sprawie aborcji głos zabierają także mężczyźni. Jacek Kurzępa, socjolog i poseł PiS, jest za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej. - Jako katolika obowiązują mnie zasady wiary, w tym piąte przykazanie: nie zabijaj - mówi „GL”. Paweł Wita z Sulechowa dołączył do ogólnopolskiej akcji o nazwie Czarny Protest. Jest to sprzeciw wobec planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. - W Sejmie rozpoczęły się prace nad barbarzyńskim projektem ustawy, który już zupełnie odbierze kobietom godność i skaże na rodzenie dzieci z gwałtów i czynów pedofilskich. Czerń jest wyrazem żałoby po prawach kobiet w Polsce - mówi.