Zofia Kwolek: Historia pomagania jest tak długa jak historia ludzkości
Mądra pomoc powinna polegać na tym, żebyśmy nie uzależniali od niej ludzi. Powinniśmy pomagać tak, aby te lokalne społeczności, państwa, regiony, którym pomagamy, były w stanie same radzić sobie z kolejnymi kryzysami. Wtedy taka pomoc ma sens – mówi Zofia Kwolek z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej
19 sierpnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Pomocy Humanitarnej. Rola tej pomocy we współczesnym świecie rośnie, prawda?
Rośnie, o tyle, że widzimy rosnącą liczbę kryzysów humanitarnych, na które trzeba odpowiadać. Myślę, że to jest najważniejszy czynnik. Żyjemy w trudnych czasach, z roku na rok obserwujemy, że pojawia się coraz więcej zapalnych miejsc. Także takich, gdzie zmiany klimatyczne wpływają na to, że pojawiają się kryzysy. Od półtora roku mamy też kryzys humanitarny tuż za naszą granica. Więc chyba dlatego dużo więcej mówimy i dużo więcej rozmawiamy w Polsce o pomocy humanitarnej.
Według „Globalnego Przeglądu Humanitarnego” w 2022 roku aż 274 miliony ludzi potrzebowało pomocy lub ochrony. To bardzo dużo!
To ogromna liczba. Niestety, 90 procent z nich mieszka w dwudziestu krajach na świecie. To pokazuje, jak bardzo niektóre regiony świata potrzebują kompleksowego, zorganizowanego wsparcia.
Jakie to są regiony?
To głównie Afryka Subsaharyjska, tam znajduje się najwięcej tych miejsc. Bliski Wschód oczywiście, sytuacja w Syrii wciąż nie jest ustabilizowana. Dalej Jemen. Jeśli chodzi o drugą półkulę - Haiti i Wenezuela. No i oczywiście obecnie Ukraina.
Z pani doświadczenia, gdzie niesienie tej pomocy jest najtrudniejsze? Czy w rejony wojenne, czy w rejony klęsk żywiołowych? Gdzie pomaga się najtrudniej?
To trudne pytaniem, nie da się na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Zazwyczaj sytuacja jest bardzo złożona. Na każdy kryzys składa się zazwyczaj kilka czynników. Często mamy do czynienia z klęską żywiołową, na którą nakłada się brak stabilności, bo tam, gdzie jest klęska żywiołowa nagle przestają funkcjonować służby publiczne, w związku z tym sytuacja geopolityczna zaczyna się również robić trudniejsza. Chyba najtrudniej jest rzeczywiście tam, gdzie przestają funkcjonować struktury państwa, dlatego, że nie ma wtedy po drugiej stronie ciała, które pomogłoby nam jako organizacji humanitarnej funkcjonować albo tam, gdzie organizacje humanitarne nie są dopuszczane, mile widziane. Przecież takie miejsca wciąż istnieją. Są regiony na świecie, gdzie organizacjom humanitarnym ciężko działać, bo nie mają do nich dostępu, albo jest zbyt niebezpiecznie, aby do nich dojechać.
Gdzie jest najtrudniej?
Na pewno takim regionem była Syria, bo nie do wszystkim miejsc można było tam dotrzeć. Takim miejsce jest Jemen. Właściwie wszędzie tam, gdzie podłożem kryzysu jest konflikt zbrojny, organizacje humanitarne są w bardzo trudnej sytuacji dlatego, że muszą przede wszystkim patrzeć na bezpieczeństwo swoich pracowników i pracowniczek, którzy niosą pomoc. Przecież Dniem Pomocy Humanitarnej upamiętniamy tych pracowników humanitarnych, którzy zginęli.
Według The Overseas Development Institute, londyńskiej placówki badawczej, której wyniki opublikowano w kwietniu 2009 roku w artykule „Zapewnianie pomocy w niepewnych środowiskach: aktualizacja 2009”, najbardziej tragicznym rokiem w historii humanitaryzmu był rok 2008, w którym zamordowano 122 pracowników organizacji humanitarnych, a 260 napadnięto. Ogromna liczna. Niesienie pomocy humanitarnej wymaga też odwagi, prawda?
Na pewno. Pomoc, które niosą takie organizacje jak Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej dzieli się na pomoc rozwojową, czyli bardziej długofalową, stabilną, opartą o współpracę z lokalnymi władzami i pomoc humanitarną, czyli pomoc ratującą życie. Ona jest może prostsza do wytłumaczenia czytelnikom czy słuchaczom, bo to pomoc żywnościowa, pomoc w postaci zapewnienia czystej wody, leków, a z drugiej strony ona jest trudniejsza, bo działamy z reguły w niestabilnych regionach świata. I rzeczywiście, często zdarza się, że narażeni są pracownicy pomocy humanitarnej. Najczęściej są to pracownicy lokalni, bo te statystyki, które pani przytoczyła, dotyczą głównie tych ludzi, którzy pracują na miejscu, znają język, blisko współpracują z lokalną społecznością. Oni są najbardziej zagrożeni.
Jak już pani wspomniała, ale mówią o tym także raporty, za najbardziej niebezpieczne regiony uznaje się Syrię, Pakistan, Afganistan, Jemen. Tam bardzo ciężko się pomaga. Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej działa w tych rejonach?
My jako PCPM działamy akurat w innych miejscach, ale niewątpliwe tak, niesienie pomocy w tych regionach, które pani wymieniła, to spore wyzwanie. Nasz zespół miał doświadczenia w różnych częściach świata, obecnie przede wszystkim niesiemy pomoc w Ukrainie i odpowiadamy na ten kryzys także tutaj - w Polsce. Mamy projekty zarówno w Ukrainie jak i w naszym kraju. Ale jesteśmy też obecni w Libanie, jesteśmy obecni w Kenii, gdzie prowadzimy projekty rozwojowe, mamy bardzo ciekawe projekty w Tanzanii, w Palestynie. To też nie są łatwe miejsca.
Zastanawia mnie jedna rzecz: są regiony świata, zwłaszcza Afryka, gdzie pomoc trwa od dziesięcioleci. Z czego to wynika: ze słabości struktur państwa?
Jest bardzo wiele czynników, które na to wpływają. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, bo gdyby była prosta moglibyśmy szybko taki kryzys humanitarny zażegnać. Wpływ na taką sytuację mają zarówno zmiany klimatu, niestabilna sytuacja w regionie, różnego rodzaju konflikty zbrojne, często brak edukacji. Teraz, co warto podkreślić, bardzo dużo mówimy o Ukrainie, bo to dla nas bardzo ważny temat, ale trzeba pamiętać, że sytuacja w Ukrainie wpływa też na sytuacje humanitarną na całym świecie. Jeżeli mamy zablokowany transport zboża z Ukrainy, z którego to zboża korzystały głównie, a na pewno także, kraje afrykańskie, to się przekłada bezpośrednio na sytuację tamtejszej społeczności – to jedna rzecz. Druga rzecz – jeżeli jesteśmy tak bardzo skupieni jako świat na tym jednym miejscu, to czasami możemy zapominać o tym innych, mniejszych kryzysach, które cały czas gdzieś się tlą. Opowiem o tym na naszym przykładzie, jako PCPM mamy projekty w Ukrainie, ale mamy też projekty pomocowe w Sudanie Południowym, od wielu lat wspieramy tam centrum dożywiania. Walczymy o to, aby nasi darczyńcy, osoby, które to miejsce wspierały nie zapomniały o nim. Tak dużo dzieje się w Ukrainie, ten kryzys jest tak bardzo blisko nas, tak bardzo skupia naszą uwagę, że możemy zapomnieć o tych innych miejscach, które cierpią z tego powodu, że uwaga świata skierowana jest gdzie indziej.
Bardzo dużo ostatnio mówi się o zmianach klimatu. One rzeczywiście wpływają na to, że pomoc humanitarna jest coraz bardziej potrzebna w różnych regionach świata?
Niewątpliwe. Rozmawiamy podobno w najgorętszy dzień roku w Polsce, na pewno w Warszawie, ale takie upały nie występują tylko w naszego kraju. Zjawiska pogodowe będą coraz bardziej ekstremalne, zarówno jeśli chodzi o wysokie temperatury, jak i potem o związane z tym procesem gwałtowne opady, powodzie, czy innego rodzaju zjawiska atmosferyczne. Taki stan rzeczy będzie się bezpośrednio przekładał na liczbę osób, które będą potrzebowały pomocy, bo na przykład stracą dach nad głową. Wtedy będą zmuszone szukać innego miejsca do życia - przemieścić się w obrębie kraju w miejsca bezpieczniejsze, albo zdecydować się na dalszą migrację. To są zjawiska, z których musimy zdawać sobie sprawę, na które powinniśmy być przygotowani, bo te procesy będą się niewątpliwie nasilać. Już to zresztą widzimy.
BBC jakiś czas temu opisywała przypadek mieszkańca środkowego Iraku - Kazema Al Kaabiego, na którego polu rosła bujna pszenica. Ziemia wokół niego była kiedyś wystarczająco żyzna, aby wyżywić jego i sąsiadów, ale stopniowo stała się sucha i jałowa. Teraz jest to pustynia. Prawie wszyscy mieszkańcy jego wsi wyjechali szukać pracy w innych prowincjach. I takich sytuacji będzie pewnie więcej, prawda?
Zdecydowanie tak. Jeśli jeszcze na zmiany klimatyczne nakłada się niestabilna sytuacja gospodarcza, polityczna to kryzys mamy gotowy. Widzimy to na przykładzie Libanu, w którym od lat niesiemy pomoc. W pierwszej kolejności skupialiśmy się na niesieniu pomocy uchodźcom z Syrii, bo jak wiadomo Liban jest krajem goszczącym bardzo wielu syryjskich uchodźców, a w tej chwili tak naprawdę sytuacja rodzimych rodzin libańskich jest już tak trudna, tak dramatyczna czasami, że pomagamy także im. Są rodziny, którym brakuje środków na kupienie chleba, na kupienie leków. Ceny szaleją. Więc zaczęliśmy się skupiać na pomocy Libańczykom będącym w bardzo trudnej sytuacji. I widzimy, że sytuacja się nie poprawia. Z niepokojem czekamy, co będzie dalej.
Historia pomocy humanitarnej, to nie jest kwestia ostatnich lat. Że przywołam chociażby osobę Henri’ego Dunanta, szwajcarskiego biznesmena i działacza społecznego, który widząc zniszczenia i rannych żołnierzy z bitwy pod Solferino w czerwcu 1859 roku, którymi nikt się nie zajmował, odwołał swoje plany i zaczął pomagać rannym żołnierzom ze wszystkich walczących stron. Nie miał doświadczenia jako lekarz, ale współpracował z lokalnymi ochotnikami dostarczając żywność, wodę i środki medyczne. Skąd w ludziach potrzeba pomagania?
Historia pomagania jest tak długa jak historia ludzkości, czy mówimy o jałmużnie w tradycji chrześcijańskiej, czy mówimy o wakacie w islamie, to zawsze pomoc innym była wpisana w różne kultury i religie. Inaczej jest ze zorganizowaną pomocą humanitarna, bo dopiero w połowie XIX wieku mamy zalążek Czerwonego Krzyża. W tym samym czasie w różnych innych miejscach na świecie, jak chociażby w Chinach, gdzie była wielka klęska głodu, szacuje się, że mogło wtedy umrzeć od 9 do 13 milionów ludzi, pojawiły się duże punkty zapalne, duże kryzysy, które spowodowały, że, rzeczywiście, zaczęliśmy myślec o tym, aby ta pomoc była udzielana w sposób bardziej systematyczny. Ale z typową zorganizowaną pomocą humanitarna mamy do czynienia dopiero, w XX wieku. Najbardziej kojarzy nam się chyba z latami 80. i koncertami Live Aid, z pomocą dla Rogu Afryki.
Przypomnijmy, to dwa równoległe koncerty rockowe, zorganizowane 13 lipca 1985 roku przez Boba Geldofa oraz Midge’a Ure’a w celu zebrania funduszy dla głodujących w Etiopii, zmarły wtedy miliony ludzi. „Dawajcie wasze pier... pieniądze!" – krzyczał ze sceny na Wembley Bob Geldof.
Tak. Wtedy pomoc humanitarna zaczęła być bardziej zorganizowana. Wiadomo, że jest to związane także z rozwojem mediów i komunikacji, która pozwala nam pokazywać te miejsca osobom chcącym nieść pomoc. W obecnych czasach patrzymy na różne kryzysy humanitarne i mamy właściwie relacje life. Ona mobilizuje bardzo wielu ludzi, żeby nieść pomoc. Dzisiaj wystarczy telefon komórkowy, który mają właściwie wszyscy, żeby przybliżyć nam to, co się dzieje w każdym zakątku świata.
W jaki sposób organizacje humanitarne pozyskują środki na pomoc, bo to chyba nie jest taka prosta sprawa?
Nie jest to prosta sprawa. Organizacje, bardzo generalizując, starają się pozyskiwać środki z wielu źródeł. To zarówno wsparcie darczyńców, osób indywidualnych, które czują, że chcą zrobić coś dobrego i wpłacają darowizny, ale też często biznes angażuje się w różnego rodzaju projekty i oczywiście duże organizacje, duże instytucje, także rządy państw. Polski rząd też angażuje się w pomoc humanitarną i rozwojową, każdego roku ogłasza konkurs. Można aplikować o granty. Więc tych źródeł jest wiele. One się wpisują w cały system światowej pomocy humanitarnej. Podstawową zasadą światowej pomocy humanitarnej jest neutralność, bezstronność, niezależność, humanitaryzm. Wszystkie działania podejmowane przez organizacje, takie jak nasza, ale też organizacje, które te środki dystrybuują powinny być oparte o te zasady, czyli o neutralność, bezstronność, niezależność i humanitaryzm.
Świadomość ludzi, Polaków rośnie jeśli chodzi o pomoc humanitarną? Zdają sobie sprawę, że trzeba pomagać? Że to niejako wpisane w nasze człowieczeństwo?
Myślę, że ta świadomość jest coraz większa. Trzeba też pamiętać, że Polska była przez wiele lat krajem, który taką pomoc otrzymywał, tak po II wojnie światowej, jak w czasie stanu wojennego. Gdzieś tam cały czas ta pamięć tkwi w olakach, nawet jeśli zmieniły się pokolenia, bo te historie są sobie przekazywane. Dopiero od kilkudziesięciu lat my jako naród możemy bardziej angażować się w pomoc humanitarną. Nie my potrzebujemy pomocy, a jesteśmy w stanie tę pomoc wysyłać innym. I widzimy, że Polacy się w tę pomoc angażują. Oczywiście, bardziej angażują się w te projekty, które są bliższe ich sercu. Widzieliśmy absolutnie fantastyczną reakcję polskiego społeczeństwa na to, co dzieje się w Ukrainie i to jest pewnie odpowiedź na pani pytanie – wszyscy widzieliśmy, co się działo po 24 lutego 2022 roku. Otworzyliśmy domy, mieszkania, serca, portfele, żeby pomóc naszym sąsiadom z Ukrainy. Oczywiście widzimy, że dzisiaj mamy trochę inny etap tego kryzysu, społeczeństwo jest już może trochę zmęczone, bo ta sytuacja trwa długo, ale nadał z dużą życzliwością i otwartością niesiemy pomoc. Tylko po raz kolejny chciałabym podkreślić, że to nie tylko Ukraina cierpi, na dodatek sytuacja w tym kraju wpływa na inne miejsca, które bardzo potrzebują naszej pomocy. Nie zapominajmy o tym.
Jeśli ktoś jest tak blisko tych wszystkich nieszczęść, to czy nie rodzi się poczucie bezradności? Bo cały świat od lat pomaga Syrii, Libii, Jemenowi i tam się właściwie nic nie zmienia. Czy to nie prowadzi do poczucia beznadziei?
Mogę na to pytanie odpowiedzieć z perspektywy mojej organizacji, czyli PCPM. Muszę powiedzieć, że akurat mam to szczęście współpracowania z taką organizacją, która z jednej strony współpracuje z darczyńcami, pozyskuje środki, apeluje, aby pomagać, ale z drugiej strony to nasi pracownicy i pracowniczki są w terenie, są na miejscu. Możemy bezpośrednio obserwować jak ta pomoc przekłada się na ratowanie życia, zdrowia, poprawianie sytuacji na miejscu. Rzeczywiście, gdyby spojrzeć na to z góry, to można powiedzieć, że niektóre miejsca są bardzo trudne, są ogromnym wyzwaniem dla społeczności międzynarodowej. I pewnie powstało mnóstwo opracowań naukowych, wypowiadało się mnóstwo ekspertów, w jaki sposób tam pomóc i nic – na razie nie widać jakichś spektakularnych skutków tej pomocy. Z drugiej strony, jeśli jedzie się na miejsce, widzi się to dziecko, które przeżyło dzięki naszemu wsparciu, widzi się szpital, który dostał karetkę, widzi się lekarzy, którzy otrzymali pomoc w ewakuacji medycznej, to ma się jednak poczucie, iż to ma sens.
Że warto!
Tak. Bardzo łatwo jest się zgubić w tych wszystkich statystykach, liczbach, ale gdzieś tam przecież na końcu jest człowiek. Nawet jeśli pomocy będzie potrzebował kolejny, to temu pomogliśmy: uratowaliśmy jego córkę, syna, czy babcie. To daje duże poczucie sprawczości. Myślę, że zespołowi PCPM fakt, że jesteśmy tak blisko osób, którym niesiemy pomoc, nadaje sens tej pracy.
W jakim kierunku będzie szła pomoc humanitarna? Które regiony świata będą tej pomocy najbardziej potrzebować? Jakiego rodzaju pomocy?
To bardzo trudne pytanie, bo znowu – gdyby znać na nie odpowiedź już teraz, to sytuacja byłaby dużo lepsza. Tymczasem ona się zmienia, jest bardzo dynamiczna. Są pewne wzory, można przewidzieć, że gdzieś pojawi się tajfun, czy powodów, ale skala kataklizmu często przerasta nasze oczekiwania. Tak było chociażby z trzęsieniem ziemi an Haiti, gdzie miałam okazję być. Wiadomo, że jest to region dotykany trzęsieniami ziemi, ale czy ktoś przypuszczał, że ono będzie tak silne? Tak samo było w Nepalu. Miejmy nadzieje, ze pomoc humanitarna będzie szła w stronę coraz mądrzejszej pomocy, coraz lepiej zorganizowanej. Mamy coraz więcej narzędzi, które pozwalają nam badać trendy, pozwalają nam tę pomoc lepiej koordynować. Odchodzimy od sytuacji, kiedy dzieje się coś złego i nagle na miejscu pojawi sie 20, czy 50 podmiotów, z których każdy niezależnie od siebie chce nieść pomoc i być może ma nawet dobre intencje. Ale brak koordynacji panuje chaos. Powiem więcej – wszyscy pamiętamy tsunami w Azji południowo-wschodniej te kilkanaście lat temu. Po tym tsunami kraje najbardziej nim dotknięte bardzo dużą wagę przykładają do tego, aby właśnie w sposób kontrolowany przy kolejnych tego typu kryzysach dopuszczać organizacje na miejsce.
Pewnie nadmiar, czy najazd tych wszystkich organizacji, brak odpowiedniej koordynacji sprawia, że ta pomoc jest po prostu nieskuteczna?
Dokładnie tak. Więc z jednej strony potrzeba lepszej koordynacji pomocy, a z drugiej strony istnieje potrzeba przechodzenia od fazy pomocy humanitarnej do stabilnej, długofalowej pomocy rozwojowej. Nie chodzi o to, aby żyć od kryzysu do kryzysu. Chodzi o to, aby od pomocy humanitarnej przejść do fazy odbudowy i takiego momentu, kiedy miejsce dotknięte kryzysem humanitarnym będzie mogło samo opanowywać następne kryzysy. Radzić sobie w przypadku następnego kryzysu. No i kolejna sprawa – mamy nowoczesne narzędzia umożliwiające pozyskiwanie środków. Więc dobrzy by było, aby te środki były coraz lepiej pozyskiwanie i coraz lepiej zarządzane. Tak wyobrażam sobie sytuację idealną, która nigdy do końca się nie zdarza.
Bo chyba najbardziej w pomocy humanitarnej chodzi o to, żeby ludzie, którzy jej potrzebują wstali na nogi i mogli normalnie, samodzielnie żyć, prawda?
Tak, to powinno przyświecać działaniom organizacji humanitarnych.
Mądra pomoc powinna polegać na tym, żebyśmy nie uzależniali od niej ludzi. Powinniśmy pomagać tak, aby te lokalne społeczności, państwa, regiony, którym pomagamy, były w stanie same radzić sobie z kolejnymi kryzysami. Wtedy taka pomoc ma sens.
Zofia Kwolek
Od kilkunastu lat związana z pomocą humanitarną. Była m.in. na Haiti po trzęsieniu ziemi, w Aleppo (Syria) w czasie trwania konfliktu, a także w Palestynie, Libanie, Kenii, Mali czy Czadzie. Członkini zarządu Fundacji PCPM.