Zoo Poznań: Kociaki z Instagrama? Nie, to drapieżniki - lwica Kizia i lew Leoś. Spokój odnajdą w azylu
Kizia i Leoś to mieszkańcy zoo od 2017 roku. Jednak dopiero teraz można ich zobaczyć na wybiegu. Dla zwierząt ocalałych, pochodzących z cyrku, niewoli powstał specjalny azyl, który można odwiedzać. Dziś zwierzęta są już bezpieczne. Jednak historia lwa i lwicy pokazuje, że Polska ma coraz większy problem z nielegalnym handlem i przemytem zwierząt drapieżnych zza granicy.
W połowie kwietnia 2017 roku poznański ogród zoologiczny odebrał telefon od policjantów z Rybnika (województwo śląskie). Ich prośba była nietypowa.
- Policjanci mieli podejrzenia, że w prywatnym domu na terenie Rybnika przebywa drapieżne zwierzę. Zwrócili się do nas z prośbą o ewentualną pomoc w zabezpieczeniu zwierzęcia i przyjęcie go do azylu. Niestety, w Polsce takich miejsc nie ma. Nasz ogród słynie z otwartości i edukacji w tym zakresie, dlatego też, po przeanalizowaniu naszych możliwości, zgodziliśmy się przyjąć dzikie zwierzę i zapewnić mu opiekę i normalne warunki rozwoju. Jako, że nie mogliśmy być stroną, zaalarmowaliśmy Fundację Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! o sprawie - mówi Małgorzata Chodyła, rzeczniczka poznańskiego zoo.
W dniu interwencji pracownicy zoo, funkcjonariusze policji, działacze Vivy pojawili się w prywatnym mieszkaniu. U jednej z mieszkanek Rybnika przebywała trzymiesięczna lwica - Kizia.
- Chowana była w warunkach zupełnie niedostosowanych dla dzikiego zwierzęcia. Spała na kanapach, do dyspozycji miała oszklone patio, chodziła po płytkach - dla dzikiego zwierzęcia dramat. Podczas kontroli okazało się, że kobieta u której przebywa lwica formalnie nie jest jej właścicielką. Funkcjonariusze czekali zatem na przyjazd mężczyzny, do którego lwica miała należeć. Przede wszystkim trzeba było sprawdzić czy człowiek ten posiada komplet dokumentów, czy zgłosił do organów samorządowych, że posiada zwierzę niebezpieczne. Powinien mieć dokumenty potwierdzające skąd zwierzę pochodzi. Podczas przesłuchania okazało się, że oprócz założonej działalności gospodarczej jako cyrk, mężczyzna nie posiadał żadnych dokumentów zwierzęcia wymaganych przepisami Ustawie o ochronie przyrody i Konwencji Waszyngtońskiej tzw. CITES - mówi Małgorzata Chodyła.
Lwicę niezwłocznie zabezpieczono i przetransportowano do poznańskiego zoo.
Ale... nie miało to być jedyne zwierzę odebrane tego dnia cyrkowcowi z Rybnika. - W trakcie przesłuchania mężczyzna przyznał się, że posiada jeszcze lwa, samca. W Tarnowskich Górach. Czteromiesięczny lew Leoś przebywał także w prywatnym mieszkaniu. Mieszkał wspólnie w jednym w pokoju, w którym było małe dziecko. W pomieszczeniu obok zamknięte były trzy krokodyle: dwa ok. 2-metrowe oraz jeden 3,2-metrowy - mówi M. Chodyła.
Dyrekcja poznańskiego ogrodu zoologicznego postanowiła także zająć się Leosiem.
- Nie mieliśmy warunków do przyjęcia wszystkich krokodyli. Dla lwów przygotowaliśmy na zapleczu mały wybieg rehabilitacyjny, wybudowany naprędce, aby zapewnić im bezpieczne schronienie z właściwym podłożem, zabawkami i dać namiastkę prawdziwego życia dla drapieżników
- mówi Małgorzata Chodyła.
Hybryda i lwica razem
Po przyjęciu zwierząt do ogrodu zoologicznego konieczne było przeprowadzenie ich kwarantanny, a także zlecenie wszystkich badań. Już na pierwszy rzut oka widać było, że zwierzęta były źle chowane i zostały pozbawione swojej dzikiej natury. Były niedożywione i za chude. Kizia miała bardzo słabe tylne nogi. Musiała się tygodniami ślizgać na kaflach.
- Miała także zaburzenia równowagi i węchu. Nie potrafiła odnaleźć kawałka mięsa, gdy to spadło na ziemię. Było to spowodowane dużym niedoborem witamin - musiała być po koło tygodniu odebrana matce. Była karmiona wyłącznie mlekiem dla kociąt, bez dodatkowej suplementacji. Kizia ważyła 12 kilogramów, Leoś 14. Te zwierzęta powinny w tym okresie ważyć już po 30 kg - mówi Chodyła.
Z Leosiem sprawa była bardziej skomplikowana. Leoś jest hybrydą, zwierzęciem, które posiada zarówno geny tygrysa jak i lwa. By potwierdzić pochodzenie zwierząt, pracownicy zoo skierowali do laboratorium w Luksemburgu próbki krwi i sierści w celu przeprowadzenia badań genetycznych
- Kizia okazała się czystej krwi lwicą somalijską. Można przypuszczać, że albo pochodziła z nielegalnej hodowli lub jakieś zoo ją nielegalnie sprzedało, albo, co gorsza, została odebrana z natury. Być może kłusownicy zabili jej matkę, a młode zabrali na handel
- uważa Małgorzata Chodyła.
Potwierdziły się przypuszczenia dotyczące Leosia. Lew okazał się tak naprawdę hybrydą - poza genami lwa w genach ze strony ojca posiada także geny tygrysa.
- Do takich połączeń w naturze nie dochodzi. Dlatego ktoś specjalnie chciał stworzyć taką krzyżówkę. Takie zwierzęta wykorzystywane są do pokazów cyrkowych, są szpetne, nietypowe. Pokazuje się je jako te, które nie występują w naturze, jako te niezwykłe. Obarczone są wieloma wadami genetycznymi, żyją krótko, mają osłabiony kościec, zwyrodnienie stawów, bóle reumatyczne. Jedną z cech hybrydyzacji kotów jest bezpłodność. I pomimo że Kizia i Leoś chowają się u nas razem nie ma szans na potomstwo - mówi rzeczniczka zoo.
Azyl dla zwierząt
Zwierzęta pod opieką opiekunów z poznańskiego zoo z dnia na dzień przybierały na wadze. Dziś to już nie są kociaki z Instagrama - słodkie lwy na plaży, na spacerze, leżące na kanapie, ale potężne drapieżniki. Coraz bardziej odnajdują w sobie swoją lwią naturę.
- Na początku były tak przyzwyczajone do obecności człowieka, że nie potrafiły sobie bez niego poradzić. Gdy zaczęły się interesować sobą nawzajem, nasi opiekunowie zaczęli się wycofywać. Dziś Kizia i Leoś to para. Wszystko robią razem, kochają się bardzo
- mówi Małgorzata Chodyła.
Dyrekcja zoo zdawała sobie jednak sprawę, że wybiegi, stworzone na potrzebę chwili zaraz okażą się niewystarczające. Z pomocą przyszła im radna miejska, Halina Owsianna, która postanowiła projekt azylu dla lwów zgłosić do Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego 2018. Azyl był najbardziej popularnym projektem ogólnomiejskim, zebrał ponad 4,8 tysiąca głosów.
- Wiedziałam, że dyrektor zoo Ewie Zgrabczyńskiej na sercu leży dobro zwierząt. Chciałam pomóc. Sama zresztą zaczęłam edukować się w temacie zwierząt cyrkowych, wcześniej nie miałam takiej świadomości. To, co zobaczyłam, sprawiło, że także postanowiłam pomóc. Źle się czuję, gdy widzę cierpienie zwierząt. Poznań pokazał wtedy, że jest miastem wrażliwym na krzywdę zwierząt, że kocha je - mówi radna Halina Owsianna.
Po ponad roku od głosowania azyl powstał. Obejmuje obszar 5 tys. mkw pomiędzy wybiegiem dla wielbłądów a miejscem, w którym żyją bizony. Znajduje się wśród drzew, lwy mają do dyspozycji specjalnie dla nich przygotowane kryjówki i miejsca, z których mogą obserwować całe otoczenie. Częścią inwestycji jest też ogrzewany kotnik, w którym lwy mogą się bezpiecznie schować. W budynku jest też sala, którą w razie potrzeby będzie można wykorzystać jako ambulatorium dla dużych zwierząt. Koszt jego budowy wyniósł 2 miliony złotych.
Oficjalnie otwarcie azylu nastąpiło pod koniec kwietnia w tym roku. Azyl dostępny jest dla zwiedzających. Zwierzęta można obserwować z bezpiecznej odległości, przez siatkę.
- Lwy wprowadziły się do niego już w lutym, jednak potrzebowały czas na zaaklimatyzowanie się w nowych warunkach. Chyba im się podoba, w pierwszych tygodniach oznaczyły teren, odrapały każde drzewo. W pierwszy majowy weekend nasze zoo, mimo niepogody, odwiedziło ponad 12 tys. ludzi
- mówi z dumą Chodyła.
Nielegalny handel rośnie
Sprawa Kizi i Leosia toczy się jednak w sądzie na Śląsku. Pierwotnemu właścicielowi zwierząt zostały postawione m. in. zarzuty z Ustawy o ochronie przyrody - nielegalnego posiadania i transferu transgranicznego zwierząt chronionych, znajdujących się na liście CITES.
- O losie zwierząt zdecyduje sąd. Ale takie sprawy pokazują, że Polska ma ogromny problem z nielegalnym handlem i przemytem zwierząt drapieżnych. Rośnie moda na posiadanie zwierząt egzotycznych w domach - głównie małych małpek - pazurkowców, kapucynek itp. Powstają kolejne nielegalne hodowle, w internecie można znaleźć dziesiątki ogłoszeń sprzedaży takich zwierząt. Trudność w działaniu policji polega na braku specjalistycznych miejsc - azylów dla zwierząt na czas trwania postępowania wyjaśniającego czy karnego oraz form wsparcia finansowego. Dlatego edukujemy w tym zakresie i zwracamy uwagę na rosnący w Polsce problem - mówi Małgorzata Chodyła.