Żory: niebezpieczne chemikalia trują ludzi i glebę. I nikt ich nawet nie pilnuje...
W naczepach jest tam składowanych 700 litrów niebezpiecznych substancji: część beczek przecieka, wokół czuć smród chemikaliów. Tymczasem miasto skarży się, że zostało samo z tym problemem. Gdzie się podziały służby wojewódzkie?
Na działce przy Sosnowej znajduje się 700 tysięcy litrów bardzo niebezpiecznych odpadów ciekłych: pochodnych farb, lakierów, rozpuszczalników. 19 lutego pobrano próbki, odkryto, że materiał przecieka do gleby, część pojemników jest dziurawa, wokół czuć smród chemicznych oparów - a to grozi wybuchem!
I co? Minęły prawie dwa miesiące, a ekologicznej bomby nawet nikt nie pilnuje, czasem patrol policji przejedzie. Każdy może wejść, a nie daj panie Boże, by ktoś rzucił niedopałek. Skąd to wiemy? Byliśmy wczoraj na miejscu! Zdenerwowani mieszkańcy nie kryją oburzenia: - Od grudnia to tu sterczy, a my to wdychamy! Przecież to nas zabija, dzień po dniu - mówi właściciel sąsiedniej działki.
Wygląda też na to, że póki co tylko urzędowi miasta zależy na tym, by usunąć odpady! - Tu powinny zadziałać służby wojewódzkie, bo to jest naprawdę poważne zagrożenie. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska powinna niezwłocznie zająć się kłopotem, ma do tego stosowne uprawnienia. Niestety, na razie nie doczekaliśmy się reakcji - przyznaje Bronisław Pruchnicki, Główny Specjalista, Pełnomocnik Prezydenta ds. Infrastruktury w Urzędzie Miasta Żory.
Ale zacznijmy od początku. Odpady chemiczne ujawniono 19 lutego. W obecności policji, biegłych, pobrano 40 próbek z naczep. Na miejscu byli też przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, którzy mieli pismo dotyczące wszczęcia kontroli na posesji. Jednak nie doręczyli go przedstawicielowi właściciela, bo go nie zastano. Co ciekawe, pisma nie doręczono do dnia dzisiejszego! - Teraz jest aresztowany, a wcześniej unikał na wszelkie sposoby tego, by pismo odebrać. Ale mamy ekspertyzy biegłego, że to odpady niebezpieczne, pochodzące z farb, lakierów i rozpuszczalników, lada dzień prześlemy je do urzędu miasta w Żorach, by na podstawie artykułu 26 ustawy o odpadach wystosowało do właściciela posesji pismo, zobowiązujące go do usunięcia odpadów z miejsca nieprzeznaczonego do ich składowania - wyjaśnia Andrzej Holecki, Zastępca Śląskiego Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska w Katowicach. No tak, tylko jak miasto może to zrobić, skoro nawet WIOŚ-owi nie udało się doręczyć właścicielowi pisma w sprawie kontroli posesji, bo siedzi w areszcie? - Miasto może usunąć odpady jako wykonanie zastępcze i kosztami obciążyć właściciela posesji- podaje receptę Holecki.
Co ciekawe, urzędowi miasta w międzyczasie udało się wysłać pismo do właściciela posesji, wzywające go do usunięcia odpadów. Przyszła nawet odpowiedź “dyrektora zarządzającego” który napisał, że: firma... nie jest owym „posiadaczem” i … wezwał Urząd Miasta do usunięcia tych odpadów. - Konia z rzędem temu, kto znajdzie jakąkolwiek podstawę prawną dla takowego wezwania. Ustalenie właściciela śmieci będzie więc trudne. Mimo to żmudna analiza prawna tego „łańcuszka” doprowadziła do wniosku, że postępowanie administracyjne w tej sprawie należy jednak wszcząć wobec właściciela nieruchomości, na której znajdują się te odpady. I takie postępowanie zostało wszczęte. Jednak dla kogoś, kto ma chociaż trochę wiedzy o postępowaniach administracyjnych jest oczywiste, że wydanie prawomocnej decyzji nakazującej usunięcie odpadów, uwzględniając wielce prawdopodobne odwołanie z byle powodu, to sprawa będzie się ciągnęła rok lub dłużej. A dopiero po tym będzie można rozpocząć „wykonanie zastępcze”, usunięcie odpadów na zlecenie gminy - mówi wprost Bronisław Pruchnicki.Takie odpady powinny być usunięte niezwłocznie! Urząd miasta desperacko szuka rozwiązania: Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska ma takie uprawnienia! Chodzi m.in. art. 7 i 16 „Ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie”. Nasi dziennikarze wysłali do RDOŚ w Katowicach zapytanie, czy zajmą się problemem. - Pismo w tej sprawie otrzymaliśmy 26 marca. Wcześniej nie mieliśmy na ten temat żadnych informacji - pisze nam Małgorzata Zielonka-Alker, Rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach. Ale nie wygląda na to, by RDOŚ zajął się problemem. - Aby podjąć jakiekolwiek działania naprawcze w oparciu o „Ustawę o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie”, w pierwszej kolejności trzeba usunąć odpady. W przypadku jeśli nieruchomość, na której stwierdzono składowanie odpadów, nie stanowi terenu zamkniętego i należy do osoby fizycznej czy podmiotu gospodarczego, to decyzję nakazującą usunięcie odpadów z miejsca nieprzeznaczonego do ich składowania wydaje właściwy wójt, burmistrz, prezydent miasta. W tym konkretnym przypadku byłby to prezydent miasta Żory - odbija piłeczkę pani rzecznik.
Urząd miasta więc ,,bierze na klatę” kłopot - prowadzi temat wielotorowo, m.in. do końca tygodnia czeka na oferty firm zajmujących się spalaniem takich odpadów. Nie wiadomo, ile to będzie kosztować, kilkaset tysięcy, kilka milionów? - zastanawia się Próchnicki. Podsumowując: czas leci, służby wojewódzkie czekają na to, co robi miasto, a mieszkańcy żyją na bombie...
Substancje che miczne muszą być przechowywane w zamkniętych, dobrze wentylowanych pomieszczeniach o podłożu betonowym, z dala od skupisk ludzkich, “ze względu na możliwość emisji toksycznych oparów do atmosfery. - Pozostawione bez opieki mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla zdrowia i życia wielu ludzi - wynika z opinii biegłych chemików, sporządzonej na potrzeby prokuratury. Kto je tam zostawił? - W tej sprawie do aresztu trafiło dwóch mężczyzn. Podejrzany Krzysztof M. wszedł w porozumienie ze Zdzisławem O., który zgodził się udostępnić posesję przy ul. Sosnowej. Grozi im 8 lat więzienia - wyjaśnia prokurator Joanna Smorczewska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.