Zośka Papużanka: Starzeję się i obserwuję to z ulgą
Wynajmuje mieszkanie i potajemnie robi zdjęcia żonie, którą zostawił. Kim jest? - Wierzy, że jest demiurgiem, a popełnia proste błędy. Jak każdy przestępca, którego winą jest pycha - mówi o bohaterze swojej nowej powieści „Przez” Zośka Papużanka, krakowska pisarka.
Podsłuchiwałaś od zawsze, teraz podglądasz. To uzależnia?
Uzależnia, na dodatek w sposób podstępny. Bo człowiek nigdy tak do końca nie zdaje sobie sprawy, że to robi. Więcej: on nawet nie wie, że w tym podglądaniu nie jest bierny, nie jest niewinny - bo przecież analizuje, wyciąga z tego, co widzi, wnioski; czasem pochopne, bywa, że nieeleganckie, nawet brzydkie. Wciąga się.
Trzeba do tego cierpliwości. Twój bohater umie godzinami stać przy oknie i wpatrywać się w jeden punkt, a ty? Przecież masz choleryczną naturę.
I za grosz dewiacji, by przez pół dnia przyglądać się ludziom. Godzinami potrafię wpatrywać się tylko w rośliny; człowiek nie jest aż tak interesujący. Na moją technologię podglądania składają się więc krótsze, za to wielokrotne sesje. One budują obraz.
Twój bohater jest za to idealnym snajperem. Zajmuje pozycję na czwartym piętrze bloku, skąd śledzi swoją żonę, wykorzystując do tego aparat fotograficzny. Obiektyw ma coś wyostrzyć, pokazać więcej?
Pokazać mnóstwo rzeczy, bo fotografia to nie tylko zapis, to pamięć i odrębny język. Fascynuje mnie fotografia, chociaż robić jej nie zamierzam, bo nie umiem. Ale odrobiłam lekcję, przygotowywałam się bardzo gruntownie do pisania tej książki, przeczytałam wiele publikacji, analiz, konsultowałam terminologię, obejrzałam wiele doskonałych zdjęć. To wymagająca sztuka, która nie powstaje bez olbrzymiego skupienia i czujności. Jedna sekunda decyduje o tym, czy dokona się czegoś wielkiego, czy wszystko się schrzani. Mój bohater, chorobliwy perfekcjonista, wykorzystuje fotografię do budowania w życiu wielu rzeczy i równocześnie do ich niszczenia. Po co mu to narzędzie? Bo może nie umie patrzeć wprost? Jego relacje, głównie z żoną, dowodzą, że spojrzenie na człowieka, popatrzenie mu prosto w oczy jest dla niego o wiele trudniejsze niż przez zoom. Granica, którą stwarza obiektyw, staje się świadectwem jego dystansu wobec drugiej osoby.
Dystans jako strefa bezpieczeństwa?
Może poczucie bezpieczeństwa, może także próżność? Każdy fotograf wyznacza swoją indywidualną perspektywę spojrzenia. W tym myśleniu nie tylko ten, kto jest na zdjęciu, staje się istotny. Najważniejszy jest ten, który je robił, kto stoi po drugiej stronie. Miarą dobrego ujęcia jest oryginalność autora, która zostawia piętno na odbitce. Niepodrabialny podpis.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień