Została wypchnięta z balkonu czy sama z niego wyskoczyła?
Prokuratura bada, czy 29-letnia kobieta w ciąży została wypchnięta z balkonu na drugim piętrze przez męża, czy też sama wyskoczyła.
Czwartkowy poranek, 2 czerwca. Mimo że było dopiero kilkanaście minut po godz. 9, temperatura sięgnęła już 20 st. C. Zapowiadał się więc kolejny już z rzędu gorący dzień. Gorąco było też w jednym z mieszkań na drugim piętrze w bloku u zbiegu ulic Wójta Radtkego i Jana z Kolna - zamieszkujące je małżeństwo zaczęło się kłócić.
Dla sąsiadów nie było to niczym nadzwyczajnym, w mieszkaniu bowiem nad wyraz często dochodziło do awantur. Jak twierdzili okoliczni lokatorzy, o 31-letnim mężczyźnie i jego 29-letniej żonie powiedzieć można różne rzeczy, ale z pewnością nie to, że są zgodnym małżeństwem. Ich słowa zresztą potwierdzili policjanci.
- Rodzina od dawna była znana policji. Interwencje przy kłótniach domowych miały już tam miejsce - mówi Adam Gruźlewski z Komendy Miejskiej gdyńskiej policji.
Tym razem awantura nie zakończyła się jednak tak jak zwykle, czyli trzaskaniem drzwiami. Kilkanaście minut przed godz. 10 29-letnia kobieta, która zresztą była wówczas w 5 miesiącu ciąży, wypadła z balkonu i uderzyła o chodnik.
No właśnie - wypadła, wyskoczyła czy została wypchnięta? Jeszcze w tym miesiącu odpowiedzieć na to pytanie mają biegli sądowi, którzy przeprowadzą eksperyment mający na celu potwierdzenie jednej z opcji.
- Poszkodowana twierdzi, że została wypchnięta przez męża. Mężczyzna natomiast dowodzi, że jego żona sama wyskoczyła przez balkon. Jeszcze w tym miesiącu poznamy opinię biegłych na tę okoliczność. Sprawa zakończy się w listopadzie ewentualnym aktem oskarżenia - mówi Małgorzata Goebel, szefowa gdyńskiej Prokuratury Rejonowej.
Kobieta dość szczęśliwie przeżyła upadek z wysokości ok. 7-8 metrów. Nie odniosła większych obrażeń i, co istotne, uszkodzeniu nie uległ też płód. Już dzień po zdarzeniu, za zgodą lekarzy, 29-latka brała udział w czynnościach procesowych.
O zdarzeniu policję i pogotowie zawiadomili przechodnie. Świadkowie twierdzili wówczas, że kobieta została wyrzucona z balkonu. Już kilka minut po tym, jak 29-latka uderzyła o chodnik, policjanci zatrzymali jej męża. Okazało się, że był pod wpływem alkoholu, alkomat wykazał 0,5 promila w wydychanym powietrzu.
Choć policja ani prokuratura tego nie potwierdzają, w mieszkaniu w trakcie awantury poza małżeństwem nie było innych osób. Ich trzyletnia córka znajdować się miała w tym czasie w przedszkolu lub pod opieką dziadków.
Dzień po zdarzeniu sąd przychylił się do wniosku prokuratury i mężczyzna trafił na trzy miesiące do aresztu. W prokuraturze z kolei usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa w związku ze znęcaniem się i spowodowaniem ciężkich obrażeń. Za taki czyn grozi od 8 do 15 lat więzienia, a nawet dożywocie.
Wideo: aniz - czerwiec 2016