Żużlowe szkiełko: Był sobie rok
Święta, święta i po świętach. Ostatni tydzień, ostatnia niedziela i można tak wyliczać aż do czwartku. To będzie koniec. Koniec roku 2015.
Jeszcze ostatnie podsumowania i będzie można przejść do prognoz na Nowy Rok. To jednak przyszłość, nieodległa wprawdzie, ale jednak. Warto na chwilę wrócić do tego co było, może wyciągnąć jakieś wnioski, by to co będzie było choć trochę lepsze.
A było tak. Liga miała czterech mocnych i tyluż słabych. Sport lubi niespodzianki, a że w sporcie czyli w żużlu też nic nie jest pewne to o medale walczyło tylko dwóch mocnych. Wygrali ci, którzy wygrać mieli. Porażką – i to wcześnie, bo już w ostatnich dniach sierpnia – zakończyła się liga po lubusku. Stal przez długi czas broniła się przed spadkiem, by ostatecznie uratować ekstraligowy byt. W Zielonej Górze nieszczęście goniło nieszczęście. Falubaz robił co mógł, ale przy takim splocie pechowych zdarzeń walka o medale to były zbyt wysokie progi.
Bez gorzowian i zielonogórzan liga dojechała do końca. Podobno była ciekawa i emocjonująca, ale to mocno naciągana opinia. Owszem cieszyli się w Lesznie, a i Wrocław miał swoje pięć minut. Nie najbogatsi, bez własnego stadionu, ale z medalami. Zaczęli w lutym jechali do końca i za to im chwała. Na plus w minionym roku można zapisać brak skandalu w najwyższej klasie rozgrywkowej. W tej dziedzinie – żużel ciągle pozostaje kopalnią z niezbadanymi pokładami absurdu – palmę pierwszeństwa przejął klub z Ostrowa. W końcu coś dziać się musi i się wydarzyło. Ostrovii już nie ma, nie upadł Falubaz, podupadła za to Stal Rzeszów, a Łotyszy nikt nie chciał. Ligowy rok w efekcie tych zdarzeń skończył się łapanką – to już tradycja – czyli poszukiwaniem chętnych do Speedway Ekstraligi. Reszta pojedzie zapewne w jednej lidze, bo zespołów i wypłacalnych klubów nad Wisłą jest coraz mniej. Dwóch lig nie będzie, bo zbyt mocno trąci to wariantem czeskim czyli cyklem kilku czwórmeczów.
Tak było w kraju ligowym. Na międzynarodowych wodach chcieliśmy widzieć tylko sukcesy. I te mamy. Wystarczy na odsiecz zawołać juniorów. Złoto tu, złoto tam – czyli w dalekiej Australii. Obraz to trochę fałszywy, wśród seniorów porażka. W Grand Prix starał się Maciej Janowski, ale medal to melodia przyszłości. Srebrny jeszcze kilkanaście miesięcy temu Krzysztof Kasprzak o mijającym roku powinien jak najszybciej zapomnieć. Jarosław Hampel sezon zakończył wcześnie i fatalnym w skutkach upadkiem. Zabrakło go w elicie, zabrakło w drużynie. Brąz niby cieszy, ale co tam brąz jeśli miało być złoto. To wszystko? O nie… przecież ten rok to wielki kwietniowy skandal czyli Grand Prix na Stadionie Narodowym. Wstydu i śmiechu było co niemiara. Ale było, minęło i ma być lepiej, w końcu kibic żużlowy i tak kupi to jeszcze raz. Nieprawda? Prawda, kupuje aż miło, więc tak naprawdę z perspektywy czasu w Warszawie nic się nie stało. Czas goi rany. Za chwilę będzie tylko lepiej. Tego sobie i Wam Drodzy Czytelnicy życzę. Do Siego Roku. Żużlowego oczywiście.