Żużlowe szkiełko: "Wąska specjalizacja"
Miesiąc zaczął się od Święta Pracy. Można powiedzieć, że pierwszy maja trwa. Pracę w tym miesiącu znajdują wszyscy bez wyjątku.
Jeszcze kilka tygodni temu mieliśmy autobus zawodników pozostających bez roboty. I nie będzie przesady, gdy użyć określenia – piętrowy autobus. Minął kwiecień i prawie wszyscy już jeżdżą. Znaleźli pracodawców i mają miejsce w drużynach. Liczba drużyn ta sama, składy zespołów nadal siedmioosobowe tylko presja wyniku nakazuje zawodzących zastąpić innymi. Angaże dostali przede wszystkim ci z umiejętnościami, ale mimo wszystko drodzy. Tajemnicą jest czy budżety klubów stały się większe, czy też zawodnicy obniżyli oczekiwania. Śmiem przypuszczać, że nic się nie zmieniło, a efekty majowych zakupów obnaży w kilku przypadkach proces licencyjny. Presja wyniku nie zna ceny. Obym się mylił.
Liczba zakontraktowanych zawodników w większości klubów dwukrotnie przewyższa liczbę miejsc w drużynie. Decydujące są treningi. Trzech, a czasem czterech w boju o jedno miejsce. Takie najczęściej piątkowe boje dostarczają więcej emocji niż niedzielne mecze. Zawodnicy nie przebierają w środkach i niejednokrotnie walka o miejsce w składzie kończy się w szpitalu. To jedna z koncepcji budowy drużyny.
Druga to pięciu pewniaków, którzy bez zbędnej presji są pewni jazdy. Ostatnio mamy do czynienia z drogą trzecią czyli wąską specjalizacją. Jedni jadą u siebie, drudzy tylko na wyjazdach, są jeszcze inni do zadań specjalnych. Takim przykładem niech będzie Tomasz Gollob i zespół z Grudziądza. Mistrz świata z 2010 roku prezentuje się wybornie. Na torze w parku Hallera jest królem. Jeździ widowiskowo i nie ma na niego mocnych. Takiego Golloba można oglądać tylko tam. W delegacje nie jedzie, bo i po co. Tory inne, to i zawodnicy w składzie GKM inni. Grudziądzka polityka jest opłacalna. Z Gollobem póki co zespół wygrywa u siebie wszystko. Na wyjazdach jest trochę słabiej, ale czasem może się coś zdarzyć. Czasem zaliczka z domu może wystarczyć do bonusa. Jak tak dalej pójdzie koncepcja rotacji może niedocenianemu zespołowi z Grudziądza dać czołową czwórkę.
Przy tak słabych Uniach – obie poniosły już straty na własnych torach - cieniującym zespole z Torunia i Falubazie bez Jarosława Hampela to nie tylko w Grudziądzu, ale i Rybniku mogą myśleć o niespodziance. A Golloba chce się oglądać. Kameralny stadion pęka w szwach, bo na takie widowiska zjeżdża całe kujawsko-pomorskie. Bilety wysprzedane, a przed telewizorami rekordowa widownia. Pana Tomka się ogląda. Kapitan reprezentacji w niedzielę pożegna się z kadrą. Tym razem wszystko musi zagrać i w niedzielę na Stadionie Narodowym ostatni raz będzie okazja, by oklaskiwać legendarnego zawodnika w plastronie z orłem na piersi. Też tam będę, bo mam to szczęście, że oglądałem Golloba zanim zdecydował się na wąską specjalizację. A do Grudziądza też pojadę, bo to trzeba zobaczyć na żywo. Warto.