Żużlowe szkiełko: Żużel jakby bliżej ascezy
Lublin, Ostrów i Gniezno zniknęły z ligowej mapy. Niby nic wielkiego się nie stało. W końcu w przeszłości na krótko, bądź dłużej (choć czasem wydaje się, że na zawsze) liga, a i kluby, znikały w Częstochowie, Opolu, Pile, Łodzi, Świętochłowicach czy Warszawie.
Taka kolej rzeczy, taki urok okoliczności. Dziś problem w tym, że klubów jest niewiele i zupełnie nieoczekiwanie mamy za dużo żużlowców. Z ostatnim dniem stycznia zakończy się okres transferowy, a tymczasem blisko trzydziestu zawodników pozostaje bez pracy. To liczba tych, którzy posiadają polskie papiery na jeżdżenie. Armii z zagranicy nie liczę, bo to nie nasz problem. Na przednówku podaż przewyższyła popyt, więc cena spada. Żużlowiec za darmo? To nie wykluczone. Marzenia prezesów się spełniają.
Rynek, a przede wszystkim rzeczywistość finansowa to sprawiła. To nie żaden regulamin, czy inne punkty przepisów o przynależności klubowej. To życie skazuje zawodników na bezrobocie. Dobrze w polskim żużlu – przede wszystkim tym, którzy kręcą kółka - to już było. Teraz może być tylko gorzej, bo pomysłów na uzdrawianie finansów nie brakuje. Darmowa porażka 1:5, a teraz kolejna propozycja: „Nie płaćmy za bonusy”. Uważam, że warto pójść dalej i przy kasie pomijać także tych, którzy wyścigi wygrywają. Przecież wygrana niesie za sobą radość, splendor, wiwaty gawiedzi i dziesiątki pochwalnych artykułów w mediach maści wszelakiej. A przecież, gdy zawodnik wygra decydujący wyścig, wędruje w górę na ramionach rozentuzjazmowanych kolegów, a czasem tłumu kibiców. To już jest zapłata, zapłata duchowa, która nie pozostaje bez wpływu na stan zwycięzcy. Pozytywne endorfiny wartość bezcenna.
W końcu mamy rok olimpijski, więc zgodnie z ideą barona Pierra de Coubertina – istotą igrzysk nie jest zwyciężać, ale wziąć udział – żużlowcy powinni być szczęśliwi, że w meczu występują. Spojrzenie idealistyczne, ale chyba coraz bliższe działaczom i prezesom klubów. Zawodnik przecież czerpie radość z jeżdżenia, rywalizacji i wygrywania. Pieniądze powinny być sprawą drugo, a może nawet trzecioplanową. Sport w czystej postaci. Piękne. Do pełnej żużlowej ascezy brakuje jeszcze tylko bezpłatnych wejściówek na mecze, ogólnodostępnych transmisji telewizyjnych i internetowych. Kierunek jest dobry, trzeba tylko czasu i wytrwałości.
Wróćmy do rzeczywistości. Bezrobotni są seniorzy, juniorzy dyktują warunki. Ten stan trwa już dobrych kilka lat. Nawet przy mniejszej liczbie klubów, zawodników do lat dwudziestu jeden, wcześniej czy później musiało zacząć brakować. W wielu klubach szkolenie było i jest fikcją. Instytucja „gościa juniora” tylko zaciemniała obraz i teraz byle młokos, który posiada licencję „Ż” chce dużych pieniędzy. Może tak robić i najczęściej osiąga swoje, bo popyt znacznie przewyższa podaż. Sport to jednak ekonomia, a nie idea czysta i nieskażona pieniędzmi, o jakiej marzył francuski baron.