Obecnie mieszka w Holandii, ale stale podkreśla, że kocha Toruń, z którego pochodzi. Adrian Kostera, ultramaratończyk i ultratriathlonista, rywalizuje na dystansach, które aż trudno sobie wyobrazić.
Olimpijski triathlon to 1,5 km pływania, 40 km jazdy rowerem i 10 km biegu. W zawodach IM Bretzel Ultra Triathlon w Colmar we Francji nasz reprezentant rywalizował ostatnio na 19 km pływania, 900 km jazdy na rowerze i 211 km biegu, na pokonanie których potrzebował nieco ponad 76 godzin. Zajął drugie miejsce, tylko za Niemcem Richardem Jungiem. Podobnych wyczynów ma już na swym koncie więcej.
- Moje początki? To był 9 września 2016 roku - wspomina Kostera. - Obchodziłem właśnie 30. urodziny. Wiele lat wcześniej, gdy miałem 2,5 roku, swoje 30. urodziny obchodził mój ojciec. Zdiagnozowano u niego wtedy nowotwór, stracił nogę. Gdy ja osiągnąłem taki wiek, pomyślałem sobie, że jeśli czegoś w swoim życiu nie zmienię, to całe moje życie potoczy się dokładnie tak, jak życie ojca - że stracę nogę, że zachoruję na płuca. Po 15 latach wkładania wielkiego wysiłku w rzucenie palenia, z którym nie dawałem sobie rady, przeżyłem wtedy pierwszy dzień bez choćby jednego papierosa. Wieczorem czułem w sobie taką siłę, że uznałem, że teraz nie mam już żadnych ograniczeń i mogę wszystko. Wyszedłem z niewoli i chciałem to wykrzyczeć całemu światu oraz pokazać innym, że oni też mogą. Siadłem do komputera i zacząłem przeglądać rekordy Guinessa. Szukałem dla siebie jakiejś inspiracji. Nigdy nie uprawiałem żadnego sportu. Pracuję od rana do nocy. Po pracy zazwyczaj spotykałem się z kolegami i często piłem piwko. Szedłem późno spać, budziłem się na kacu i znowu szedłem do pracy. W księdze rekordów natrafiłem jednak na wpis o człowieku, który w USA ukończył 50 triathlonów Ironman w 50 dni. Zaciekawiło mnie to i postanowiłem sprawdzić, czym jest triathlon, bo nie miałem nawet pojęcia, co to za dyscyplina. Powiedziałem żonie i przyjaciołom, że rekord Amerykanina jest właśnie tym rekordem, który pewnego dnia poprawię i zrobię 100 triathlonów Ironman w 100 dni. Wszyscy pukali się w czoło, a ja wyszed- łem po raz pierwszy pobiegać. Zrobiłem kilka kilometrów i było mi bardzo ciężko. Zapisałem się też na basen i od zera zacząłem uczyć się pływania. Tak rozpoczęła się moja przygoda ze sportem.
Praca w szklarni i triathlony
Pochodzący z Torunia ultra triathlonista planuje przejść na zawodowstwo, ale do dotychczasowych sukcesów doszedł łącząc treningi ze zwykłym zarabianiem na życie. Kostera pracuje w szklarni, po powrocie do domu spędza czas z najbliższymi, a na koniec dnia trenuje. - Przygotowując się do biegów na kilkaset kilometrów wygląda to tak, że gdy inni trenują po 2-3 godziny, ja ćwiczę weekendami po 12 lub po 24 godziny. Nastawienie jest bardzo ważne. Mam to ułatwienie, że jestem niepoprawnym optymistą. Zawsze i wszędzie potrafię znaleźć coś pozytywnego. Uwielbiam spędzać czas na przemyśleniach. Podczas wielogodzinnych treningów słucham książek z audiobooków. Przez pierwsze dwa lata brałem udział w różnych zawodach, ale przełom przyszedł w 2019 roku, gdy wygrałem mistrzostwa Holandii w biegu dobowym, a wcześniej bieg na 100 kilometrów. W sierpniu tamtego roku startowałem już na mistrzostwach świata w podwójnym Ironmanie, gdzie byłem czwarty. Brałem udział w tych zawodach jako amator, który większość dni spędza w pracy. Miałem najtańszy możliwy sprzęt i byłem tuż za podium konkurując z ludźmi, którzy są profesjonalistami. Ich koło rowerowe kosztowało więcej niż mój cały triathlonowy dobytek. To był moment, który bardzo mnie ucieszył. Wiele osób mówiło, że wśród amatorów jestem mistrzem świata.
Rekordy w pandemii
2020 rok uniemożliwił Kosterze, jak i innym ultra triathlonistom, starty w planowanych zawodach. Toruński sportowiec postanowił więc znaleźć dla siebie własne wyzwania, w których bił rekordy.
- Przebiegłem 60 kilometrów, następnie przejechałem 900 kilometrów na rowerze i znowu przebiegłem 211 kilometrów. Zajęło mi to 77 godzin. Ani przez minutę nie byłem sam. Polacy z całej Holandii przyjechali mnie wspierać i być ze mną chociaż przez kilka kilometrów. Jesienią ubiegłego roku anulowano mi kolejne zawody, tym razem na dzień przed wyjazdem. Postanowiłem więc podwoić dystans z czerwca. Rozrysowaliśmy trasę i najpierw przebiegłem 120 kilometrów, potem przejechałem rowerem 1800 kilometrów, w dodatku w potworną wietrzną i deszczową pogodę, na koniec znowu biegłem, tym razem przez 422 kilometry. To najdłuższy duathlon, jaki kiedykolwiek odbył się na świecie. Zajął mi 10 dni. Znów byli ze mną Polacy, ale i Holendrzy, którzy wiedzą o mnie coraz więcej. Takie wsparcie miałem już wcześniej. Na przełomie 2019 i 2020 roku postanowiłem przebiec 100 maratonów w 100 dni. Szedłem o 7 do pracy, wracałem o 17, spędzałem czas z żoną do 18.30 i wychodziłem biec maraton. Kończyłem przed północą i szedłem spać. I tak przez 100 kolejnych dni. Przyjeżdżali do mnie ludzie z całej Holandii i razem ze mną biegali te maratony. Zawsze startuję w polskiej koszulce i niosę dobry wizerunek Polaka, daleki od jakichś negatywnych stereotypów.
W upale w Dolinie Śmierci
Kostera ma już w głowie kolejne pomysły na starty. Nasz triathlonista ma zamiar wystąpić w Sparthatlonie z Aten do Sparty na dystansie 246 km, a także w niewiele krótszym Badwater. Bieg w USA jest uznawany za najtrudniejszy na świecie - odbywa się w słynącej z ekstremalnych temperatur (ponad 50 stopni) Dolinie Śmierci, a prócz bardzo długiej trasy i upałów ogromnym wyzwaniem są przewyższenia.
- Właśnie takie zawody, w których pokonuje się ekstremalne trudności, pociągają mnie najbardziej - mówi Kostera, który nie kryje, że docelowo takie wyzwania mają doprowadzić go do spełnienia marzenia, od którego wszystko się zaczęło, czyli pokonania 100 triathlonów Ironman w 100 dni. - To najtrudniejsze zadanie i to nie tylko fizycznie, ale i finansowo oraz logistycznie. Aby to zrobić potrzebuję możliwości bycia poza pracą przez cztery miesiące.
Ostatni sukces w Colmar sprawił, że Kostera ma zamiar w pełni postawić na sport. Triathlonista szuka sponsorów, założył też swój profil na Patronite. W przyszłym roku planuje wystartować na dystansie dziesięciokrotnego Ironmana w Szwajcarii (38km pływania, 1800km jazdy na rowerze i 422km biegu). Celem będzie pobicie rekordu świata.
I choć Kostera mieszka obecnie w Holandii, a mapa jego startów obejmuje coraz więcej państw, sportowiec stale podkreśla, skąd pochodzi.
- Toruń jest dla mnie wyjątkowym miejscem - nie kryje. - Jeśli mam jakieś sprawy w Polsce, nawet niekoniecznie tu, to i tak zawsze przyjeżdżam do Torunia. Jest kilka rzeczy, które robię zawsze - muszę pójść po ulubioną zapiekankę, muszę przejść się po Starówce, zobaczyć Wisłę i most. Mam w domu półkę z medalami i pucharami. Pośród nich stoi statuetka Mikołaja Kopernika. Nie mieszkam już w Toruniu, ale to miasto pozostało na zawsze w moim sercu.
"Każdy z nas może zmienić swoje życie na lepsze"
W trakcie zawodów w Colmar Kostera pozwalał sobie na dwie drzemki na dobę - każda trwała po 10 minut. Jeden raz spanie potrwało dłużej - godzinę. Na kolejnych pętlach pomocą służyli przyjaciele tworzący jego team, podający mu picie, ale i dbający o relację na żywo w mediach społecznościowych.
Drugie miejsce w zawodach we Francji sprawiło, że Kostera przeżywa swoje pięć minut - zrobiło się o nim znacznie głośniej niż przy okazji wcześniejszych sukcesów. On sam podkreśla jednak, że chce być przykładem dla innych, którzy mogą, tak jak to było w jego przypadku 5 lat temu, zmienić swoje życie.
- Nie chcę pokazywać się jako idol, posąg ze stali, człowiek-maszyna. Wręcz przeciwnie - moim zadaniem jest pokazać, że każdy człowiek, tak jak ja, który zaczął kilka lat temu od rzucenia palenia i pracy w szklarni, jest w stanie rozpocząć bieganie od drobnego truchtu, potem przebiec pierwsze 5 lub 10 km, zaliczyć maraton, a także Ironmana. Można realizować wszystkie cele, które chciałoby się sobie wymarzyć. To nie jest tylko dla ludzi, którzy mają super kondycję i zaczęli uprawiać sport w dzieciństwie. Każdy z nas może w pewnym momencie zmienić swoje życie na lepsze - kończy Adrian Kostera.