Zwierzęta „mówią” nie tylko w Wigilię. Nie zawsze je rozumiemy...
Czego możemy nauczyć się od zwierząt? Poczucia empatii, wsłuchiwania się w siebie. Nie zawsze rozum jest najlepszym doradcą - mówi prof. Jerzy Vetulani.
Panie Profesorze. Czy zwierzęta mówią?
W Wigilię ponoć tak.
Poważnie pytam.
Poważnie to zależy, co pani rozumie przez „mówienie”. Jeśli posługiwanie się językiem, który ma swoją składnię i gramatykę, który pozwala nam z ograniczonej liczby słów tworzyć nieskończoną liczbę zdań, to „mówią” tylko ludzie i delfiny. Jasne, nie mamy pojęcia, o czym delfiny dyskutują – czy przekazują sobie informacje, plotkują, recytują poezję. Podobnie, gdy widzimy napis w nieznanym alfabecie – nie mamy pojęcia, co oznacza, ale z całą pewnością możemy stwierdzić, że jest to pismo, a nie ornament.
A pozostałe zwierzęta?
Pozostałe zwierzęta komunikują się zapachem (łącznie z feromonami), gestami, postawą ciała. Proszę pamiętać, że i u ludzi 70 proc. komunikacji odbywa się drogą pozawerbalną, co nazywamy „mową ciała”. Wreszcie – zwierzęta mówią, tyle że te dźwięki nie są językiem w naszym rozumieniu tego słowa. Więcej – może nam się zdawać, że zwierzę milczy, a naprawdę wydaje dźwięki, tyle że poza zakresem naszej słyszalności. Tak jest z nietoperzami i swojskimi szczurami.
Bogactwo zwierzęcych okrzyków może zadziwiać. Bez problemu rozpozna pani czy ptak śpiewa właśnie godową pieśń czy wydaje sygnał ostrzegawczy, bo widzi nadlatującego drapieżnika.
Małpy innymi okrzykami ostrzegają koleżanki, jak niebezpieczeństwo nadchodzi z dołu – powiedzmy, chce je zaatakować wąż, a innymi – jak z góry. Co więcej, małpy nie rodzą się z tym, a dopiero się uczą. A więc te okrzyki, podobnie jak języki ludzi, są kwestią kulturową. Niektóre zwierzęta, łącznie z krukowatymi, pozytywnie przechodzą test świadomości – rozpoznają w lustrze swe odbicie. Dodam, że ludzie uczą się tego dopiero koło drugiego roku życia. To ważne, bo nie świadczy tylko o rozpoznawaniu siebie w lustrze, ale ogólnie o świadomości, kim jesteśmy.
Czy skłonność do refleksji u niektórych zwierząt jest na tyle silna, że mogą one wierzyć w Boga?
Nie wiemy. Ale wiemy, że w kształtowaniu postaw religijnych kluczową rolę odgrywa świadomość śmierci. Rozumiemy, że umrzemy, a więc zaczynamy zastanawiać się, co nas po tej śmierci czeka. Możemy więc przypuszczać, że niektóre zwierzęta mają jakieś pozagrobowe wierzenia – słonie na przykład napotkawszy kości, zatrzymują się i medytują. Jak umiera słonica, stado gromadzi się wokół niej, inne słonie kładą na niej trąby, młode przeraźliwie kwiczą. Czyli występuje rytuał przejścia, zakończony czymś na kształt pogrzebu. Podobny szacunek do śmierci mają małpy. Sroki czuwają przy zabitych. Psy po śmierci są w żałobie. Ciekawe, że psy nie przeżywają tak śmierci innych psów.
Wolą ludzi od przedstawicieli swojego gatunku?
Dziwne, zważywszy, z jaką pogardą ludzie traktują zwierzęta, prawda? Relacja pies-człowiek jest faktycznie doskonałym przykładem przyjaźni międzygatunkowej. Żadne inne zwierzę nie kocha człowieka tak bardzo – nawet kot, który z punktu widzenia budowy i funkcjonowania mózgu jest inteligentniejszy. Psy mogą też jednak przyjaźnić się z krukami ¬– wspólnie się bawią, podają sobie piłkę i tak dalej.
Tych krukowatych to chyba nie doceniamy?
A to są piekielnie mądre zwierzęta, które potrafią nawet rozwiązywać zagadki matematyczne czy fizyczne! Taki ptak potrafi zrobić sobie też narzędzia – weźmie na przykład kawałek patyczka, wygnie, żeby zrobić z niego haczyk, po czym otwiera nim klatkę. Zwierzęta potrafią być inteligentniejsze od nas. Oczywiście przeszkadza im brak mowy. Ale z drugiej strony kompensują to innymi umiejętnościami, np. wyczuwaniem nastrojów innych zwierzat czy ludzi.
Zawsze mnie dziwi, że konie, które akurat nie należą do najmądrzejszych zwierząt, potrafią znakomicie wyczuć nastrój jeźdźca. Szósty zmysł?
Raczej znakomita umiejętność obserwacji, która u nas, ludzi pochłoniętych tworzeniem konstrukcji myślowych, po prostu zaniknęła.
Czy czegoś od zwierząt możemy się uczyć?
Wielu rzeczy. Choćby poczucia empatii ¬– zwierzęta widząc, że ich „kolega” jest krzywdzony, bezinteresownie mu pomagają. Możemy uczyć się też od nich wsłuchiwania się w siebie, w swoje wewnętrzne ja. Nie zawsze rozum jest najlepszym doradcą.