Zwierzęta polityczne...
Jeszcze niedawno, szukając wyrazistego cytatu, trzeba było nieźle naszperać się po wydarzeniach z minionego tygodnia. Teraz z dnia na dzień jest to coraz łatwiejsze, a politycy mówią w coraz bardziej wyrazisty sposób. I coraz bardziej grają na emocjach ludzi. Jednak mam wrażenie, że czynią tak nie tylko dlatego, aby przyciągnąć coraz bardziej radykalizujący się elektorat. To wszystko, co się dzieje, staje się wyraźnie sprawą osobistą.
Niegdyś słowo „polityczny” oznaczało kogoś dobrze wychowanego, postępującego zgodnie z zasadami dobrego wychowania. Niegdyś. Dziś, słysząc określenie „polityczny” gros Polaków rozumie przez to coś nieistotnego, jałowy spór, który do niczego nie prowadzi. Tylko polityczny.
„Polityczny” to także coraz częściej chamski, dążący do poruszenia drzemiących w nas najniższych pokładów emocji, odnoszący się do wzorców demagogów najgorszego sortu, że nie posłużę się nazwiskami. I obawiam się, aby właśnie ten sposób uprawiania polityki nie zaczął obowiązywać. Aby także dla nas rozgrywki o władzę i koryto nie stały się sprawą osobistą, abyśmy na siebie wzajemnie nie patrzyli przez pryzmat sympatii politycznych, które stają się coraz mniej polityczne. Proszę, nie traćmy sił na te bzdury i zajmijmy się rzeczami naprawdę istotnymi. Nie angażujmy emocji w osobiste rozgrywki tzw. klasy politycznej, w leczenie czyichś kompleksów niezależnie, z której strony politycznej sceny ktoś chce się pokazać. Bo sami politycy tak chętnie mówią o sobie, że są... zwierzętami politycznymi. Jakimi...?