W Parku Widzewskim przechodzień zauważył unoszące się na wodzie ciało. Lekarz stwierdził zgon 45-letniego mężczyzny.
Przypadkowy przechodzień idący wczoraj nad stawem w Parku Widzewskim zauważył unoszące się na wodzie ciało. Natychmiast zawiadomił policję. Na miejsce zdarzenia ok. godz. 11.30 przyjechał patrol oraz strażacy, którzy wyciągnęli ze stawu topielca.
- Mogę tylko potwierdzić, że mężczyzna nie żyje - powiedział nam lekarz, którego również wezwano.
Na znajdującej się w pobliżu stawu ławce leżała kurtka, resztki jedzenia, a obok ławki nóż, bandaż, plastikowe sztućce. Czy pozostawiła je osoba, która utonęła w stawie, na razie nie wiadomo. Ekipa dochodzeniowa zabezpieczyła ślady.
O przyczynach zgonu nie chciał się wypowiadać komisarz Adam Kolasa z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji.
- Będzie to można stwierdzić dopiero po sekcji zwłok. Trudno również powiedzieć, jak doszło do tragedii. Nie wiemy, czy mężczyzna był trzeźwy. Na razie ustalamy tożsamość denata.
Wprawdzie znaleziono przy nim dowód osobisty, ale bez adresu zameldowania, bo w nowych dokumentach tożsamości nie ma takiego wpisu.
Jeśli kurtkę i resztki jedzenia znalezione na ławce pozostawił ten mężczyzna, mogło po prostu dojść do nieszczęśliwego wypadku - być może zszedł nad wodę, by umyć ręce, poślizgnął się na betonowych płytach i wpadł do wody.
- Na razie nic nie wskazuje na udział osób trzecich w tym zdarzeniu, ale i tę wersję będą sprawdzać śledczy - mówi Adam Kolasa.