Wszystkie miasta polskie, a wśród nich i Białystok witały koniec wojny ze szczególnym uczuciem radości i dumy. Był to właśnie ów dzień Zwycięstwa, a nie przejaw zniewolenia.
No i mamy lokalny kącik humoru historycznego. Zaistniał on za sprawą proponowanej zmiany nazwy ulicy Zwycięstwa. Zmiana poparta została opinią białostockiego IPN-u i to właśnie ona spowodowała trącącą o śmieszność, ale i wzbudzającą pewną irytację dyskusję co jest zwycięstwem. Wprowadziła też element hierarchii zwycięstw. Na razie o zwycięstwo walczą daty 1920 i 1945.
Choć spór urzędowo wydaje się przesądzony na korzyść pierwszej daty, to pozostaje jeszcze coś takiego jak świadomość historyczna. Tej już uchwałą popartą opinią tak łatwo zmienić się nie da. Swoją drogą zastanawiające jest to, że uznania za ważną datę w historii Białegostoku i nazwania jednej z ulic, nie doczekała się 19 lutego 1919 roku.
Ale ten szczególny przypadek ma swoje konotacje historyczne. Bowiem już w 1927 roku propozycja taka przepadła gdy zgłaszającemu ją prezydentowi Bolesławowi Szymańskiemu radni zrobili psikusa i znienacka zaproponowali nazwę gen. Jana Henryka Dąbrowskiego.
Ale wracajmy do zwycięstwa. 18 września 1968 roku Miejska Rada Narodowa podjęła uchwałę nr XIX/130/68 zmieniającą dotychczasowe nazwy ulic, które jeszcze od XIX wieku nazywane były szosami do … Wówczas zniknęły więc z oficjalnego wykazu białostockich ulic: Szosa pod Krzywą, którą zastąpił komunistyczny poeta Lucjan Szenwald, Szosa Południowa przemianowana na Mikołaja Kopernika, Szosa do Supraśla, której patronem został kapitan Władysław Raginis, Szosa do Wasilkowa przemianowana na kapitana Władysława Wysockiego bohatera bitwy pod Lenino. Szosę Wschodnią zamieniono na Armii Radzieckiej, Szosę do Zambrowa na Konstantego Ciołkowskiego, Szosę do Zielonej na 27 Lipca, Szosę Zwierzyniecką zmieniono po prostu na Zwierzyniecką, a Szosę Żółtkowską na Zwycięstwa. W uzasadnieniu odnośnie tej ostatniej szosy pisano, że „nazwę tę nadaje się dla upamiętnienia zwycięstwa Związku Radzieckiego i sprzymierzonych sojuszniczych armii nad hitleryzmem w roku 1945”.
O zmianie nazw ulic Gazeta Białostocka poinformowała 24 września 1968 roku. W podtytule pisano: „Nie szosy - a ulice. Ul. Szenwalda, Kopernika, Ciołkowskiego. Pamięci bohaterów Białostocczyzny”. Informowano, że zmiany nazw opracowane zostały przez zespół powołany przez Miejską Radę Narodową. Propozycje skonsultowano z Zarządem Miejskim Związku Bojowników o Wolność i Demokrację i Komendą Chorągwi ZHP. Przy Koperniku, Ciołkowskim, Raginisie i Wysockim dodawano krótkie komentarze. W przypadku Szosy Żółtkowskiej poinformowano tylko, że od dnia podjęcia uchwały będzie teraz ulicą Zwycięstwa. Dziś z tamtej uchwały zachowały się tylko nazwy ulic Raginisa, Wysockiego, Kopernika i Zwierzyniecka. W przypadku pozostałych postąpiono raczej konsekwentnie, powracając do pierwotnych nazw, tyle że już bez rzeczownika szosa.
W 1991 roku ulicę Armii Radzieckiej zmieniono na Baranowicką, czyli jeszcze wcześniejszą nazwę Szosy Wschodniej. Ulica Szenwalda wróciła do starej nazwy Pod Krzywą. Bez specjalnych kontrowersji 27 Lipca zamieniono na 42 Pułku Piechoty. Pozostała ulica Zwycięstwa, która wzbudza obecnie duże emocje. Mądry Polak po szkodzie. Wystarczyło w 1991 roku powrócić do dawnej nazwy Żółtkowska i nie mielibyśmy przedziwnej dyskusji nad wyższością jednych zwycięstw nad innymi.
Ale wróćmy do początku białostockich szos. Powstawanie ich nazw łączyć możemy z kilkoma procesami. Podstawowym był rozwój przemysłowego Białegostoku. Miasto wymagało dobrego połączenia kolejowego i drogowego. Główna magistrala kolejowa z Warszawy przez Białystok do Petersburga uruchomiona została w 1862 roku. W 1873 roku pociągi pojechały z Brześcia przez Białystok, Grajewo do Królewca. W 1886 roku wybudowano linię Białystok - Wołkowysk - Baranowicze, dzięki której białostoczanie mogli via Mińsk podróżować do Moskwy. W 1895 roku wybudowana została linia do Bielska Podlaskiego, Hajnówki i Białowieży.
Istotnym faktem przy budowie linii kolejowych, dla których głównym węzłem był Białystok, były też cele strategiczne. W ówczesnych realiach tylko kolej zapewniała szybkie przemieszczanie wojska i taboru na dalsze odległości. Te same przyczyny spowodowały rozwój sieci dróg. Prostowano dawne, pamiętające jeszcze szlachecką Rzeczypospolitą drogi. Wytyczano nowe. Nazywano je od nazw miejscowości, do których prowadziły. Nieodłącznym członem nazwy była szosa. Mimo, że rzeczownik ów ma swój rodowód w języku francuskim, to można stwierdzić, że jego rosyjska wersja była pewnym elementem rusyfikacji ziem polskich. Wyparła staropolskie gościńce i trakty. W samym Białymstoku oprócz wspomnianych szos pojawiły się nazwy ulic Staroszosowa (św. Rocha) i Nowoszosowa (Dąbrowskiego).
Później przez Białystok przetoczyły się dwie światowe wojny. Miasto w 1944 roku prawie w niczym nie przypominało dawnego Białegostoku. Jednak w obliczu ruin, mając w pamięci okropności wojenne, białostoczanie cieszyli się, że przeżyli. W przededniu kwestionowanego dziś zwycięstwa wychodząca w Białymstoku Jedność Narodowa 6 maja 1945 roku przypominała fragment przysięgi żołnierzy I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Jakże zaskakująco w obliczu stereotypowej argumentacji brzmią jej słowa. Kościuszkowcy przysięgali „ziemi polskiej i narodowi polskiemu, że do ostatniej kropli krwi, do ostatniego tchu zwalczać będą wroga, który zniszczył Polskę - niemca [pisownia oryginalna A.L.]: do ostatniej kropli krwi do ostatniego tchu walczyć o wyzwolenie ojczyzny, abym mógł żyć i umierać jako prawdziwy i uczciwy żołnierz polski”. W następnych dniach pisano, że „ dzień kapitulacji Niemiec przejdzie do historii jako wielkie święto triumfu demokracji nad faszyzmem. Wszystkie miasta polskie, a wśród nich i Białystok witały dzień ten ze szczególnym uczuciem radości i dumy”. I był to właśnie ów dzień Zwycięstwa. W Białymstoku „licznie zgromadzona ludność dała wyraz swego entuzjazmu na placu Kościuszki”. I pomimo przemów z trybuny nie był to przejaw zniewolenia, ale autentyczna ogromna radość z zakończenia zwycięstwem II wojny światowej.
Obchody pierwszej rocznicy zwycięstwa w 1946 roku rozpoczęto mszą polową na Rynku Kościuszki, której uczestnikami byli tłumnie zgromadzeni białostoczanie i władze. „Bardzo ładne kazanie wygłosił kapelan wojskowy”. W radiowym przemówieniu wyemitowanym tego dnia wieczorem wojewoda białostocki Stefan Dybowski podkreślał, że żołnierz polski w drodze do zwycięstwa „w krwawym i znojnym trudzie wydeptał wszystkie drogi prowadzące do kraju - i przez Narwik i przez Tobruk i Monte Casino i przez pola Francji, Belgii i Holandii i od Lenino po Berlin i Łabę”.
Prawdą jest, że gdy padały te słowa, toczyła się w Polsce bezpardonowa, okrutna walka z tymi, którzy nie akceptowali nowego ustroju. Jednak nikt nie kwestionował samego faktu zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. To nie mieściło się w ówczesnej logice. Dziś tej logiki wyraźnie zabrakło.