Zwycięstwo Stelmetu BC na początek 2016 roku
Stelmet BC Zielona Góra zaczął 2016 rok od zwycięstwa. Kibice w Zgorzelcu obejrzeli zacięty i wyrównany mecz. Mimo problemów zdobyliśmy dwa punkty.
PGE Turów Zgorzelec - Stelmet BC Zielona Góra 92: 95 (18:18, 20:26, 32:24, 22:27)
PGE Turów: Karolak 25 (6), Dylewicz 21 (2), Dillon 19, Kostrzewski 13 (2), Novak 10 oraz: Krestinin 4, Gospodarek 0 i Prostak po 0.
Stelmet BC: Koszarek 19 (4), Ponitka 11 (1), Borovnjak 10, Moldoveanu 6, Zamojski 5 (1) oraz Bost 18 (3), Djurisić 13 (2), Gruszecki 8 (2), Szewczyk 3 (1), Hrycaniuk 2.
Sędziowali: Piotr Pastusiak (Szczecin), Robert Mordal (Gliwice) oraz Paweł Białas (Wrocław).
Widzów 2.000.
Gospodarze, którzy w tym sezonie mają ambicję tylko by zmieścić się w czołowej ósemce mieli problem, bo kontuzji doznał Cameron Tatum. Stelmet przyjechał bez odczuwającego bóle pleców Marcela Ponitki. Biorąc pod uwagę skład obu zespołów Stelmet BC nie powinien mieć problemów. Z drugiej strony na mecz z mistrzem wszystkie zespoły mocno się mobilizują. Było pewne, że zrobi to szczególnie Turów, do niedawna jedyna ekipa mogąca powalczyć ze Stelmetem o tytuł mistrzowski.
Rzeczywiście momentami trudno było zgadnąć, która z nich jest liderem i walczy w pucharach, a która jest zespołem ze środka tabeli. Stelmet BC grał "falami", co przyznali po meczu zarówno trener i zawodnicy. Kiedy stanęli mocniej w obronie, nie gubili piłek w ataku, zbierali, dominowali nad Turowem dość wyraźnie, Kiedy jednak tylko zwalniali, gubili piłkę nie mieli tyle energii jak chwilę wcześniej, gospodarze odrabiali straty i wychodzili na prowadzenie. Oba zespoły niezbyt przejmowały się obroną, urządziły dobie ostre strzelanie, stąd rzadki w naszej lidze wysoki wynik.
Zaczęliśmy spokojnie i dużą pewnością siebie. Po 3 minutach wygrywaliśmy 7:1. Potem rywale zaczęli trafiać. Już w 5 min po rzucie Australijczyka Daniela Dillona po raz pierwszy prowadzili 10:9. Potem graliśmy "kosz za kosz". W drugiej kwarcie długo było jeszcze remisowo. Jednak w końcówce obudziliśmy się i odskoczyliśmy. Wydawało się, że chwyciliśmy właściwy rytm, choć nie potrafiliśmy uciec Turowowi na bezpieczną odległość. Rywale mocno się postawili, a brylowali wśród nich Jakub Karolak i Filip Dylewicz.
Wspomniane "falowe" granie ujawniło się szczególnie w trzeciej kwarcie. Nasi podkręcili tempo i w 25 min wygrywali 61:51. Wydawało się, że to jest znakomity moment, by odskoczyć i kontrolować ten mecz utrzymując bezpieczną przewagę. Niestety, złapaliśmy wielki dół, w którym wszystko się nam posypało. W 29 min Turów wygrywał 70:65. Tak więc bilans czterech minut to 19:4 dla Turowa! Na szczęście w ostatnich sekundach Karol Gruszecki trafił za trzy i wyglądało to lepiej.
Czwarta kwarta rozgrzała wszystkich. Długo wydawało się, że jednak górą będą gospodarze. Turów prowadził, a Stelmet gonił. Na szczęście gospodarze mieli tylko niewielką przewagę i cały czas sprawa naszego zwycięstwa była otwarta. Pod warunkiem, że wreszcie się obudzimy. W 37 min wyglądało, to nieszczególnie, bo Turów prowadził już 86:81. Na szczęście wzięliśmy się do roboty. Nemanja Djurisić, który miał bardzo dobre wejście trafił z osobistych. Potem klasę pokazał Łukasz Koszarek trafiając w samej końcówce 24 sekund piękną trókę. Wybroniliśmy akcję. Dee Bost w ekwilibrystycznej pozycji trafił za dwa, był faulowany i dorzucił punkt z osobistego. Wygrywaliśmy 89:86 i już nie oddaliśmy do końca prowadzenia, choć Turów bardzo się starał.
Wcale nie było łatwo, bo na 18 sekund przed końcem prowadziliśmy tylko 91:90. Na szczęście mistrz pokazał zimną krew i dwa punkty pojechały do Zielonej Góry.