Zwycięzcy i bohaterowie [komentarz]
Igrzyska Rio 2016 dobiegły końca. Były takie jak samo miasto - gospodarz: pełne sprzeczności, w którym skrajna bieda krzyżuje się z bizantyjskim przepychem.
Symbolem brazylijskich igrzysk były nowe, piękne obiekty i jednocześnie puste trybuny, bo większości mieszkańców stolicy po prostu nie stać było na bilety.
Takie były też dla nas te dwa tygodnie: porażki i klęski, radość i łzy. Wstyd po dopingowej wpadce braci Zielińskich, uśmiech po zwycięstwie wspaniałych wioślarek z naszego regionu i współczucie, gdy Piotr Małachowski stracił złoto w pchnięciu kulą w ostatniej próbie rywala.
To były igrzyska odchodzących gladiatorów. Michael Phelps, Usain Bolt czy Tomasz Majewski tworzyli olimpijską historię w ostatnich kilkunastu latach. Dla nich było to pożegnanie, a teraz będziemy szukać nowych sportowych gwiazd w młodszym pokoleniu. Takich choćby jak nasza oszczepniczka Maria Andrejczyk - utalentowana, piękna, może stać się wkrótce jedną ze światowych ikon lekkoatletyki.
Sport budzi w nas te najprawdziwsze i najszczersze emocje, powoduje, że chcemy czuć się Polakami i chcemy być dumni z rodaków. Czy byliśmy w Rio? Mieliśmy lepsze i gorsze chwile, ostatecznie medali zdobyliśmy więcej niż w Londynie, ale przecież nie one same definiują sukces. Czułem dumę, widząc łzy i dramat Karola Bieleckiego. Szczypiornista kilka lat temu stracił oko, miał już nie grać, a został najlepszym piłkarzem ręcznym turnieju. Jeden z największych twardzieli na boisku popłakał się po porażce w półfinale z Danią. Zresztą Piotr Małachowski pokazał, że nie trzeba wygrywać złota w Rio, aby zostać bohaterem. Jego wspaniały gest wobec chorego chłopca będziemy pamiętać znacznie dłużej niż jego rzuty dyskiem po srebrny medal w Brazylii.
Nam zostaną wspomnienia, a Rio rachunki do zapłacenia. Miasto jest bankrutem, podziały społeczne są jeszcze głębsze. Brazylijczycy nie pierwsi i nie ostatni przekonali się, jak wysoka jest cena współczesnego widowiska.