Życie jak na placu budowy. Jest szansa na to, że rodzina mieszkająca w wyburzanej kamienicy na starówce dostanie inne mieszkanie

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Olkowski
Justyna Wojciechowska-Narloch

Życie jak na placu budowy. Jest szansa na to, że rodzina mieszkająca w wyburzanej kamienicy na starówce dostanie inne mieszkanie

Justyna Wojciechowska-Narloch

W ciągu dwóch najbliższych miesięcy nowy lokal od miasta ma dostać Sylwia Wilk i dwoje jej dzieci. Modlą się, by wytrwać w domu, w którym teraz żyją.

Dramat pani Sylwii i jej nastoletnich dzieci opisaliśmy w połowie stycznia. Rodzina mieszka w kamienicy przy Rynku Staromiejskim 11, która w tej chwili przechodzi gruntowaną modernizację. Burzone są kolejne ściany, niszczone całe kondygnacje.

W budynku żyją tylko Wilkowie, bo reszta lokatorów się wyprowadziła. Pani Sylwia i jej dzieci nie, bo nie stać ich było na wynajęcie mieszkania na wolnym rynku, a na lokal od miasta trzeba czekać.

Jeszcze dwa miesiące

Kłopoty naszej bohaterki zaczęły się latem ubiegłego roku, kiedy dowiedziała się, że nowy właściciel zamierza przeprowadzić w budynku kompleksowy remont. Swoją sytuacją na poważnie przejęła się nieco później, gdy próbowała - jak zwykle - zapłacić czynsz za zajmowany lokal. Właściciel nie chciał pieniędzy. I tak jest do dziś.

Remont pełną parą wystartował w grudniu, a w domu przy Rynku Staromiejskim 11 codziennie rano pojawiają się robotnicy ze sprzętem budowlanym. Pracują do wieczora. Pył z remontu jest dosłownie wszędzie, mimo że pani Sylwia swoje drzwi odgrodziła od klatki schodowej folią.

Po naszej interwencji - ze względu na trudną sytuację rodziny - gmina zgodziła się spróbować przyspieszyć przydział mieszkania. Spotkanie w tej sprawie odbyło się w ostatni piątek.

Po raz pierwszy od dawna poczułam, że coś może się zmienić na lepsze - cieszy się Sylwia Wilk. - Byli u mnie ludzie z urzędu, żeby zobaczyć, co dzieje się w zajmowanym przez nas mieszkaniu. Chyba nie chcieli wierzyć, że naprawdę można tak żyć. Kiedy to wszystko zobaczyli, to poinformowano mnie, że na lokal od gminy mogę liczyć w ciągu dwóch miesięcy.

Żeby tylko wytrzymać

W lutym 2018 roku Sylwia Wilk rozpoczęła starania o przydział lokalu od gminy. Jej wniosek został przekazany Komisji Mieszkaniowej, która do 30 listopada miała ustalić tzw. listę mieszkaniową.

Jak dziś wiadomo, nasza bohaterka się na niej znalazła, ale widoki na mieszkanie wciąż miała niepewne. W kolejce na lokal czeka bowiem około 130 rodzin. Wiele z nich znajduje się w trudnej sytuacji życiowej. Jednak historia pani Sylwii jest wyjątkowa, niestety w tym negatywnym sensie. Tym bardziej, że w tle są dzieci.

Mój koszmar trwa od lata. Wtedy dowiedziałam się o planowanym remoncie kamienicy. Właściciel zapowiedział, że odłączy prąd i gaz dochodzące do budynku - wspomina kobieta. - Zdałam sobie sprawę, że ja, mieszkanka czwartego piętra, gdzie w sezonie używa się pieca, nie będę miała jak przynieść węgla z piwnicy.

Zapowiedzi właściciela budynku sukcesywnie były realizowane. W sierpniu zdjęto licznik prądu, który zasilał klatkę schodową, piwnice i domofony. Trójka mieszkańców zmuszona była wspinać się na ostatnią kondygnację po stromych schodach po ciemku. Teraz jest jeszcze gorzej.

Codziennie się modlimy, żeby tylko nic się nie stało, nic się na nas nie zawaliło, nie przygniotło. Marzymy, by w zdrowiu doczekać, aż miasto spełni swoją obietnicę i wróci normalność. Najbardziej żal mi dzieci, bo nikt nie powinien mieszkać w takich warunkach jak my - mówi nam Sylwia Wilk.

Justyna Wojciechowska-Narloch

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.