Życie w mroku może być piękne
Joanna Mazur cierpi na rzadką wadę genetyczną. Od dziecka traciła wzrok. Dziś jest niewidoma. Kobieta nie załamuje się. Jej wielką pasją jest sport. W tym roku wystąpiła na igrzyskach w Rio.
- Stojąc na bieżni czuję się taka, jak inni. Też mam swoje marzenia i chcę je realizować - mówi niewidoma 26-latka. Mimo swej ułomności, stara się czerpać z życia pełnymi garściami. Skończyła technikum, potem studia na kierunku pedagogika terapeutyczna z rehabilitacją ruchową. Pracowała w swoim zawodzie. A ponad roku temu postanowiła związać życie ze swoją największą pasją, czyli sportem. Zdecydowała się na bieganie. Na dystansie większość zupełnie zdrowych nie miałoby szans dotrzymać jej kroku.
W życiu przeszła bardzo ciężkie chwile. Problemy ze wzrokiem zaczęły się, gdy miała 7 lat. - Chodziłam wtedy do pierwszej klasy. No i zamiast liter z tablicy, przepisywałam szlaczki. Miałam kłopoty z czytaniem, bo nie widziałam liter, albo je po prostu myliłam - wspomina Joanna.
Zaniepokojeni rodzice zabrali córkę do okulisty. Wykonali mnóstwo badań. W końcu lekarze stwierdzili, że Asia cierpi na rzadką wadę wzroku, która nie ma nawet nazwy. Lekarze nie kryli, że będzie tracić stopniowo wzrok.
- Byłam wtedy mała i nie do końca rozumiałam co się ze mną dzieje - dodaje.
Gdy zaczynała naukę w gimnazjum w Szczucinie, jej oczy dawały sobie radę z coraz większym trudem. - Bardzo chciałam się wtedy uczyć, ale gdy otwierałam książki, to widziałam tylko szare pola. Nie mogłam też dostrzec co jest napisane na tablicy. Jakby tego było mało, z powodu mojej wady szydzili ze mnie koledzy i koleżanki z klasy - w jej głosie wyraźnie słychać smutek.
W drugiej klasie gimnazjum powiedziała: „dość”. Wróciła z lekcji do domu zapłakana i oznajmiła rodzicom, że do szkoły już nigdy nie wróci. Traf chciał, że tego samego dnia w telewizji emitowano reportaż poświęcony szkole dla niedowidzących i niewidomych w Krakowie.
Pojechały tam z mamą i z miejsca załatwiły przyjęcie. - Przekonałam się, że na tamtą chwilę, mój wzrok nie był jeszcze taki tragiczny. Dostałam książki z dużymi literami, które byłam w stanie przeczytać. Najważniejsze, że poczułam się wreszcie, jak normalny człowiek - opowiada Joanna.
Właśnie w szkole poznała niewidomych, którzy uprawiali sport. Postanowiła iść ich śladem. - Uczyłam się orientacji przestrzennej. Kończyło się to otarciami, obiciami, siniakami, bo nie widziałam barierek czy stopni. Ale zaciskałam zęby, aż w końcu zaczęłam biegać - śmieje się.
Trener ze szkoły zabierał ją na spartakiady, w których zaczęła odnosić sukcesy w biegach na 100, 200 i 400 metrów.
Byłam wtedy mała i nie do końca rozumiałam co się ze mną dzieje
Od dwóch lat praktycznie nic już nie widzi. W trakcie biegów zmieniała tory, wpadała na innych zawodników. W końcu komisja lekarska przyznała jej klasyfikację T11, która oznacza bieg z przewodnikiem.
Joasia miała jednak problem żeby znaleźć odpowiedniego partnera. Kilku kandydatów nie dało rady. W listopadzie ub. r. zaczęła współpracować z byłym lekkoatletą, Michałem Stawickim. Biegają razem, połączeni specjalną opaską, bo przewodnik jest oczami dziewczyny na bieżni. Ich współpraca jest na tyle dobra, że wystąpili w tym roku na Igrzyskach Paraolimpijskich w Rio. Medalu nie wywalczyli, ale Asia spełniła jedno z marzeń. - Gdy weszłam na stadion, nie widziałam kibiców, ale ich świetnie słyszałam. Wtedy wyobraziłam sobie, że właśnie mnie kibicują i to mnie niosło do mety - wspomina 26-latka.