Życie za 1,5 tys. zł, czyli mała Ukraina w mieście nad Wartą
- Zabierają robotę! - krzyczą jedni. - Gdyby nie oni, brakowałoby rąk do pracy - komentują drudzy. Mowa o Ukraińcach, których w samym Gorzowie może być 11 tys.
Okazuje się, że choć daleki od granicy, Gorzów jest szczególnie ciekawym miejscem dla Ukraińców. - Jak się chce, można wszędzie podejść na pieszo, nie zawsze trzeba wydawać pieniądze na autobus. Poza tym to spokojna miejscowość. Duże miasto mogłoby niektórych „uderzyć”, zwłaszcza tych, którzy nie znają języka - mówi Tatiana Gybalo, urodzona, jak mówi, w latach 90. - Ja przyjechałam do Gorzowa na studia. Na Ukrainie studiowałam filologię polską, ale nie myślałam o wyjeździe. Ciekawił mnie sam język. Kiedyś na konkursie ortograficznym spotkałam delegację z gorzowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Porozmawialiśmy chwilę, i od słowa do słowa wyszło, że zaprosili mnie na studia tutaj. Choć konkursu nie wygrałam - śmieje się Tatiana.
Studia i praca
PWSZ, czyli obecnie Akademia im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie, współpracuje z ukraińskimi uczelniami od 11 lat. Głównie z Przykarpackim Narodowym Uniwersytetem w Iwano - Frankiwsku, ale są też trzy inne uczelnie: w Humaniu, Ostrogu i Berdiańsku. Wśród studentów gorzowskiej akademii jest teraz 19 osób pochodzenia ukraińskiego. Studiują między innymi informatykę, anglistykę czy polonistykę.
Współpraca akademii z Ukrainą nie polega jednak tylko na nauce. Bardzo często wschodni sąsiedzi znajdują zakwaterowanie w akademiku, przyjeżdżając do nas do pracy.
Według danych Powiatowego Urzędu Pracy pracodawcy w Gorzowie i powiecie gorzowskim dostarczyli już w sumie 11.026 oświadczeń o gotowości zatrudnienia pracownika z Ukrainy. To mniej więcej tyle, ile mieszkańców mają Strzelce Kraj., Skwierzyna czy Sulęcin!
Ale obecność Ukraińców wyrażają nie tylko liczby. To także - między innymi - dwujęzyczne napisy, które powoli pojawiają się na witrynach sklepów czy restauracji.
Złotówki nie hrywny
- Przyjazd do Polski jest dla nas bardzo opłacalny - mówi nam jeden z Ukraińców (nie chce nazwiska w gazecie). - Nierzadko zarobimy nieco więcej niż minimalną krajową. Proszę sobie porównać: tu zarabiam 1.500 zł, na Ukrainie - 1.300, może 1.500, ale hrywien. Pomijając nawet kurs walut, u was śmietana kosztuje 2-3 zł. W moim kraju to 12, czasem 15 hrywien. Zwykła, tania kurtka to jakieś 1000. Teraz może nawet jeszcze więcej, bo ceny potrafią wzrosnąć nawet o całą hrywnę z dnia na dzień - mówi mężczyzna.
Choć wielu z przyjezdnych ukończyło studia, często nawet nie marzą o pracy w swoim zawodzie. Zadowalają się czymkolwiek. Pracują głównie „na produkcji”, w gastronomii i handlu. - To głównie pracownicy sezonowi. Przyjeżdżają, gdy w drugiej połowie roku zwiększamy produkcję i nie możemy znaleźć rąk do pracy na miejscu - tłumaczy Tomasz Jeziorkowski, dyrektor do spraw zasobów ludzkich w TPV, jednej z największych firm w Gorzowie. Zatrudnia także Ukraińców. Ilu? Tego nie chce ujawniać. - Są zatrudniani na tych samych warunkach, co Polacy. Dostają umowy o pracę, firma pomaga im znaleźć zakwaterowanie. To dla nich szansa, bo wielu nie może znaleźć pracy w swoim kraju - mówi Jeziorkowski.
Praca nawet gorsza
Ale nie zawsze jest kolorowo. - Zdarzają się sytuacje, gdzie ktoś mówi, że zabieramy wam, Polakom, pracę - mówią nam Ukraińcy. Urzędniczka, też anonimowo, komentuje: - Im można zwyczajnie mniej zapłacić. - Jest różnie. - Jedni są zadowoleni, inni nie. Mnie się podoba - przyznaje Irina Sokoliuk, studentka, która po zajęciach dorabia w sklepie.