Jerzy Pomianowski był pisarzem, tłumaczem literatury z języka niemieckiego i rosyjskiego, ekspertem od spraw Europy Wschodniej. Bogdan Tuszyński to legenda dziennikarstwa sportowego.
Starsi łodzianie pamiętają pewnie pełne emocji transmisje z Wyścigu Pokoju prowadzone przez Bogdana Tuszyńskiego. On także relacjonował występy Polaków na olimpiadzie. Był nauczycielem zawodu wielu polskich dziennikarzy sportowych. A urodził się w Łodzi 4 lipca 1932 r. Miał do naszego miasta ogromny sentyment.
- Jak można nie mieć sentymentu do miasta, w którym człowiek się urodził, wychował, wyrastała cała rodzina - opowiadał nam przed laty w wywiadzie. - Babcia ze strony mojej mamy pochodziła ze wsi. Dokładnie z okolic Rokicin, Koluszek, stacji Baby. Była to rodzina kolejarska. Mój dziadek, jeszcze za czasów cara dostał posadę na kolei. Na początku XX wieku przyjechał do Łodzi. Mój tata też dostał posadę na kolei. Najpierw był ślusarzem, potem został maszynistą. Mama pracowała w „gumówce”. Robiła gumowe buty. Jej fabryka znajdowała się na Bałutach.
Wychował się na Nowej Manii. Jego dziadkowie mieszkali najpierw przy ul. Wapiennej na Kozinach. Potem dziadek wybudował dom przy ul. Perłowej, czyli już na Nowej Manii. Bardzo blisko Kozin. - Mogę powiedzieć, że najbliższa memu sercu jest Nowa Mania - mówił Bogdan Tuszyński. - Tam spędziłem dzieciństwo i wczesną młodość. Było stamtąd blisko na Zdrowie, na osiedle Montwiłła Mireckiego, do zoo i na stadion Łódzkiego Klubu Sportowego.
Miał siedem lat, gdy wybuchła wojna. We wrześniu miał iść pierwszy raz do szkoły.
- Tata był już wtedy maszynistą - wspominał Bogdan Tuszyński. - Jeździł do Generalnej Guberni i handlowaliśmy. Tata przywoził towar, a ja byłem głównym specjalistą od sprzedawania tzw. kogutków, czyli proszków od bólu głowy. W czasie wojny nie chodziłem oficjalnie do szkoły. Uczyłem się na tajnych kompletach. Miałem profesora, który nazywał się Zenon Kowalski. On mnie nauczył pisać, dawał mi pierwsze lekcje historii. Znakomity człowiek. W 1945 r. zaczął organizować gimnazjum. I ja do niego chodziłem. Była to szkoła ojców bernardynów przy ul. Spornej. Niestety NKWD zajęło ten budynek i szkołę z stamtąd wyrzucili. Potem chodziłem do szkoły przy ul. Krawieckiej. A po jakimś czasie wróciliśmy na Sporną. Tak więc maturę zdawałem już w mieszczącym się wtedy przy tej ulicy XI Gimnazjum i Liceum w Łodzi. Nie było to już katolicka, zakonna szkoła, tylko normalne, państwowe liceum.
Wcześniej pan Bogdan wyjechał na kilka lat z Łodzi. Wyjaśniał, że w 1946 r. szukali ludzi do Służby Ochrony Kolei. Jego ojciec, jako oficer - kolejarz, wstąpił do niej. Potem wyemigrował do Szczecina, gdzie od rosyjskich żołnierzy Polacy przejmowali kolej. Przyszły dziennikarz pojechał tam z ojcem. Później przeniósł się z nim do Jeleniej Góry. Następnie wrócili do Łodzi i tu skończył dwie ostatnie klasy gimnazjum i liceum.
Zawsze lubił sport. W czasie wojny Niemcy nie pozwolili go jednak uprawiać. - W 1945 r. rzuciliśmy się na ten sport - mówił w jednym z wywiadów. - Ta nasza „Jedenastka” oprócz „Kopernika” i „Piłsudskiego” była sportową czołówką Łodzi. Uprawialiśmy w niej wszystkie sporty. Ja byłem bramkarzem drużyny piłkarskiej. Istniały Szkolne Kluby Sportowe. Nasz nazywał się Pogoń. A to dlatego, że mój nauczyciel wychowania fizycznego Roman Winiarski pochodził ze Lwowa. Nasza szkoła miała nawet sekcje bokserską! Nie tylko grałem w piłkę. Należałem też do Międzyszkolnego Klubu Sportowego. Uczyłem się w nim organizacji sportu. Zrobiono mnie referentem prasowym MKS-u. Musiałem nawiązać kontakt z łódzkimi gazetami, radiem. Przy czym tego dziennikarskiego hopla miałem już wcześniej - wspominał po latach Bogdan Tuszyński.
Kiedy wrócił do Łodzi z Jeleniej Góry, łódzka rozgłośnia radiowa zrobiła konkurs na sprawozdawców sportowych. Zgłosił się. - Jednak usłyszałem, że mam za spiczasty głos. Powiedzieli bardzo grzecznie, że do radia się nie nadaję. Jeszcze wcześniej napisał list do „Przeglądu Sportowego” z pytaniem, jak zostać dziennikarzem. Odpisano mu, by zgłosił się do redakcji „Kuriera popularnego” przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Było to pismo PPS-u. Tam spotkał Wiesława Kaczmarka i Władysława Lachowicza, którzy uczyli go dziennikarskiego fachu. W 1948 r. „Kurier popularny” zlikwidowano. Wtedy Bogdan Tuszyński zaczął pisać w „Dzienniku Łódzkim”.
- Było to na początku 1950 r. - mówił nam Bogdan Tuszyński. - Pracował wtedy w „Dzienniku Łódzkim” Władysław Lachowicz, który przeszedł tu z „Kuriera”. W „Dzienniku” był wtedy dział „Gool”. Młodzi korespondenci pisali, jak wygląda sport w ich szkołach. Wśród tych korespondentów byłem też ja. Mam nawet swoje dwa pierwsze artykuły zamieszczone w „Dzienniku Łódzkim”.
Po maturze, w 1950 r. pan Bogdan wyjechał do Warszawy na studia dziennikarskie. Do Łodzi na stałe już nie wrócił. Zmarł 1 stycznia 2017 r.
Prof. Jerzy Pomianowski umarł dwa dni wcześniej, 29 grudnia 2016 r. Był łodzianinem, co lubił podkreślać. Urodził się 13 stycznia 1921 r. w Łodzi jako Jerzy Birnbaun w spolonizowanej rodzinie żydowskiej. Po zakończeniu II wojny światowej jego rodzina zmieniła nazwisko na Pomianowski.
- Jestem Polak ochotnik i łodzianin zawodowy - mówił o sobie prof. Pomianowski.
Urodził się przy ul. Juliusza, czyli dzisiejszej Dowborczyków. Jego matka Janina z domu Kliger była nauczycielką jęz. polskiego.
- Bożyszczem mojej matki, i tym samym moim, był Julian Tuwim - mówił w wywiadach prof. Jerzy Pomianowski. - Pierwszym wierszem, którego nauczyłem się na pamięć, był jego sławny wiersz o Łodzi. Oczywiście do Tuwima odnosi się cała reszta tego poematu, do mnie zaś tylko jedna linijka: Mój gród to Łódź, to moja kolebka rodzima.
Ojciec Stanisław był włókiennikiem. Pracował w fabryce braci Seidenwurm przy ul. Pomorskiej.
Jerzy Pomianowski był uczniem Polskiego Społecznego Gimnazjum Męskiego przy ul. Pomorskiej, czyli dzisiejszego VIII LO, które nosi imię Adama Asnyka.
- Dobrego poety Adama Asnyka, który nigdy, o ile wiem, w Łodzi nie bywał - mówił w jednym z wywiadów. - A szkoła powinna nosić imię Mieczysława Jastruna poety znakomitego, a ponadto profesora tego gimnazjum, który nauczył mnie nie tylko wiadomości z polonistyki, lecz także wykładał propedeutykę filozofii.
Kiedy wybuchła wojna Jerzy Pomianowski był studentem filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Znalazł się na terenie Związku Radzieckiego. Pracował w kopalni w Donbasie. Potem wyjechał do Tadżykistanu, gdzie rozpoczął studia medyczne w Stalinabadzie (obecnie Duszanbe - stolica Tadżykistanu). W 1946 r. jako repatriant wrócił do Polski. Wstąpił do PZPR. W tym samym roku wyjechał do ZSRR jako korespondent prasowy. W 1947 r. ukończył Instytut Medyczny w Moskwie. Z PZPR wystąpił w 1966 r. na znak protestu po wyrzuceniu z partii prof. Leszka Kołakowskiego. W 1969 r. na fali kampanii antysemickiej wyjechał z kraju. Wykładał m.in. w Akademii Teatralnej w Rzymie, Uniwersytecie w Bari, Florencji. Pizie. Współpracował z paryską „Kulturą”. Tłumaczył książki rosyjskich dysydentów - Andrieja Sacharowa i Aleksandra Sołżenicyna. W 1992 r. wrócił do Polski. Założył i redagował miesięcznik „Nowaja Polsza”.