Żyda Józefa Lejbę Niemcy zastrzelili w 1943 r. Katarzynę Kiszkę, Polkę, która ukrywała Lejbę, zesłali do obozu Auschwitz. Tam zmarła. Wcześniej przeszła piekło, prawdopodobnie była poddawana eksperymentom medycznym. Wdowiec po pani Katarzynie, Konstanty Kiszka, ożenił się powtórnie z... wdową po szmalcowniku, który wydał Niemcom Lejbę i Kiszków.
Tadeusz Kiszka, dzisiaj 80-latek, aż 76 lat czekał na godne upamiętnienie swojej mamy Katarzyny. We wrześniu 1943 r. do ich domu w Harcie koło Dynowa wtargnęli Niemcy. Ukrywający się w gospodarstwie Żyd Józef Lejba został od razu zabity. Konstantemu Kiszce, ojcu pana Tadeusza, udało się uciec tylnym oknem. Została matka, pani Katarzyna. Niemcy zmusili ją, aby wspólnie ze swoją kuzynką zakopały ciało Lejby.
Niemieccy mordercy odjechali, ale szybko wrócili. Pani Katarzyna domyśliła się po co. Instynkt macierzyński błyskawicznie podpowiedział jej, aby ukryć 4-letniego synka Tadzia. Swoje jedyne dziecko nakryła pierzyną. Zapewne nakazała Tadziowi, aby pod żadnym pozorem nie wychodził z kryjówki. Trudno sobie nawet wyobrazić, aby przestraszone wizytą obcych, wrogich ludzi, czteroletnie dziecko mogło spokojnie przeczekać pod pierzyną. Tym bardziej że ci obcy intruzi zabierali jego mamę. Jednak Tadzio był dzielny, przeczekał, nie zdradził się. Później zajęła się nim dalsza rodzina.
Niemcy nakazali rozebrać dom Kiszków i zniszczyć ich majątek.
Pani Katarzyna trafiła do hitlerowskiego obozu w Auschwitz, zmarła w 1944 r.
- Pan Tadeusz całe życie bardzo tęsknił za mamą. Nawet teraz, pomimo że jest już dojrzałym mężczyzną, opowiada o tym i widać jego tęsknotę. Bardzo się cieszy, że udało się postawić ten pomnik. Widzę, że pan Tadeusz też jest bardzo zadowolony
— mówi Nowinom prof. Sabina Bober, naukowiec Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Od trzech lat zajmuje się Józefa Lejby i rodziny Kiszków.
- O historii Kiszków dowiedziałam się już 28 lat temu. Wówczas byłam jednak nastolatką i nie mogłam się zająć sprawą. Obecnie naukowo interesuję się podobnymi sprawami, dlatego zaczęłam badać również tę historię — mówi prof. Bober.
***
13 września 1939 r. Ledwo dwa tygodnie od wybuchu II wojny światowej, Niemcy wjeżdżają do Dynowa. Zgodnie z paktem Ribbentrop — Mołotow przepływająca przez Dynów rzeka San, wkrótce miała być granicą pomiędzy dwoma okupantami, hitlerowską III Rzeszą i Związkiem Sowieckim. Jednak na razie Dynowem i okolicami niepodzielnie rządzili jeszcze Niemcy.
Tak jak w innych regionach Polski, także i tutaj tuż za niemieckimi jednostkami frontowymi podążały oddziały Einsatzkommando. Ich cel był jeden: mordy na Żydach, grabieże ich majątków. W 1939 r. morderstwa, głównie na przedstawicielach elity żydowskiej, miały działać odstraszająco na pozostałych Żydów i skłonić ich do ucieczki na terytorium sowieckie.
W Dynowie pojawił się jeden z pododdziałów grupy Streckenbacha, złożony w większości z byłych funkcjonariuszy placówki Gestapo w Weimarze. Jednostką dowodził SS-Sturmbannführer Ludwig Hahn. Hitlerowscy zwyrodnialcy natychmiast przystąpili do mordowania i terroryzowania żydowskiej ludności Dynowa. Różne źródła podają odmienną datę rozpoczęcia pogromu. Stało się to 14 lub 15 września 1939 r. Podczas pierwszej masowej egzekucji Niemcy rozstrzelali ok. 400 Żydów. Ok. pięćdziesięciu spalili żywcem w synagodze. Później nadal odbywały się egzekucje, w których ginęli pojedynczy Żydzi lub w kilkudziesięcioosobowych grupach.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień