[ŻYDOWSKI ZWIĄZEK WOJSKOWY] Bohaterowie z Placu Muranowskiego. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego

Czytaj dalej
Fot. Stroop report
Wojciech Rodak

[ŻYDOWSKI ZWIĄZEK WOJSKOWY] Bohaterowie z Placu Muranowskiego. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego

Wojciech Rodak

W powstaniu w getcie warszawskim obok ŻOB walczył także prawicowy Żydowski Związek Wojskowy. Oto co wiemy o tej ważnej i tajemniczej organizacji

O poranku 19 kwietnia 1943 r. dwa tysiące niemieckich żołnierzy z formacji policyjnych i kolaboranckich SS otoczyło warszawskie getto. Ich zadaniem była ostateczna likwidacja dzielnicy żydowskiej, którą wciąż zamieszkiwało około 70 tys. ludzi. Miała to być kolejna rutynowa operacja w ramach akcji „Reinhardt”, zakończona wysyłką tysięcy niewinnych ofiar do obozu zagłady w Treblince. Tymczasem gdy tylko hitlerowcy zbliżyli się do bram getta, otwarto do nich huraganowy ogień z pistoletów i karabinów. Kilkaset żydowskich bojowców stanęło do straceńczej walki o godność i honor swojego narodu.

Rejonem, w którym w pierwszych dniach powstania trwała szczególnie zażarta bitwa, był plac Muranowski. Tam dynamicznie zmieniające pozycje grupy powstańców, uzbrojone nawet w ckm-y, zadawały okupantom ciężkie straty.

[video]47281[/video]

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą

Niemcy atakują tu ze wszystkich stron

- relacjonował w 1945 r. Marek Edelman.

Osaczeni bojowcy bronią się zawzięcie, w nadludzkich zmaganiach odpierają natarcia. Zostają zdobyte dwa kaemy i wiele innej broni. Zostaje spalony niemiecki czołg. To już drugi tego dnia [19 kwietnia - red.].

Na dachu jednego z okalających plac budynków bojowcy, jak podają liczni świadkowie, umieścili dwie flagi - polską i żydowską. Miał to być symbol braterstwa obu nacji zamieszkujących Rzeczpospolitą.

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą
Plac Muranowski przed wojną. Tu Żydowski Związek Wojskowy w kwietniu 1943 r. stoczył zażartą bitwę z Niemcami

Tymi dzielnymi i dobrze zorganizowanymi wojownikami, którzy w środku krwawej batalii zdobyli się na wymowny gest, byli członkowie Żydowskiego Związku Wojskowego, konspiracyjnego ugrupowania założonego przez działaczy syjonistycznej prawicy.

Niestety, tylko garstce bojowników ŻZW udało się przetrwać hekatombę II wojny światowej. Nie przeżył żaden z jego przywódców, nie zachowały się żadne dokumenty dotyczące organizacji. Niewiele znajdziemy o nich wzmianek w odnalezionych materiałach z nieocenionego Archiwum Ringelbluma (pisaliśmy o nim w numerze „NH” z kwietnia 2016 r.). Z rzadka wspominali o swoich politycznych przeciwnikach weterani lewicowej Żydowskiej Organizacji Bojowej, jak Edelman, Symcha Rotem czy Antek Cukierman, którzy w relatywnie licznym gronie przetrwali Zagładę. Po wojnie to właśnie oni pisali historię powstania w getcie, ledwie wzmiankując o istnieniu konkurencyjnej organizacji zbrojnej. W efekcie ŻZW wciąż pozostaje na marginesie świadomości zbiorowej.

Mało tego. Prawdziwe dzieje Związku zaciemniali liczni hochsztaplerzy, Polacy i Żydzi, którzy - wykorzystując śmierć prawie wszystkich uczestników opisywanych przez siebie zdarzeń - przypisywali sobie współudział w heroicznym boju. Historycy, żądni jakichkolwiek informacji o ŻZW, nazbyt często dawali wiarę podejrzanym relacjom, np. Henryka Iwańskiego ps. Bystry, nie weryfikując ich. W efekcie do niedawna cała nasza wiedza o tej organizacji stanowiła zbiór raczej niespójnych narracji, których powtarzające się elementy z czasem uznano za fakty historyczne. Ubocznym rezultatem tego procesu są np. niesłusznie przyznane tytuły Sprawiedliwych wśród Narodów Świata i skwery imienia fikcyjnych postaci (np. im. Dawida Apfelbauma w Warszawie; według najnowszych ustaleń w kierownictwie ŻZW nie było nikogo takiego).

Raptem kilka lat temu dwaj historycy, Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum, postanowili krytycznie przeanalizować całą naszą dotychczasową wiedzę na temat ŻZW, uzupełniając ją o informacje z nowych źródeł. Dzięki ich detektywistycznemu zacięciu i benedyktyńskiej pracy w archiwach możemy dziś wyraźniej odmalować dzieje owej organizacji. Ustalone przez nich fakty dotyczące Żydowskiego Związku Wojskowego nie przedstawiają Polaków w tak dobrym świetle, jak pierwotne wersje tej intrygującej historii.

Żydowski „Strzelec”

Po utworzeniu i zamknięciu getta w Warszawie w listopadzie 1940 r. większość przedwojennych żydowskich organizacji politycznych kontynuowała swoją działalność w konspiracji. Nie inaczej było z prawicową Nową Organizacją Syjonistyczną (NOS; nazywano ich także syjonistami-rewizjonistami) i jej młodzieżówką Betarem, którego kadry stanowiły później trzon Żydowskiej Organizacji Wojskowej.

Betar zainaugurował działalność w Europie na początku lat dwudziestych. Inicjatorem jego powstania był Włodzimierz Żabotyński, prominentny działacz światowego ruchu syjonistycznego. Marzył on o utworzeniu w Palestynie demokratycznego państwa żydowskiego na obu brzegach Jordanu. W realizacji swojej koncepcji, o czym otwarcie mówił, wzorował się na Józefie Piłsudskim. Założona przez niego organizacja o charakterze paramilitarno-skautowskim miała przeistoczyć młodych Żydów z diaspory w materiał na żołnierzy, gotowych oddać życie za ten nadrzędny cel. Betar miał więc być takim żydowskim odpowiednikiem Związku Strzeleckiego. Jego członkowie, np. podczas wyjazdów kolonijnych, odbywali ćwiczenia wojskowe, a także uczyli się posługiwania bronią. Militarny dryl, specyficzne stroje i nacisk na kult wodza powodowały, że przez część swoich współwyznawców byli uważani za „faszystów”, a Żabotyński za „żydowskiego Duce”.

W II RP Betar rozwijał się wyjątkowo prężnie. Liczbę jego członków szacowano w 1938 r. na mniej więcej 98 tys. - to sporo, biorąc pod uwagę, że Polskę zamieszkiwało wówczas około 3,5 mln Żydów. Sanacyjne władze, z przyczyn czysto pragmatycznych, sprzyjały betarczykom. W drugiej połowie lat trzydziestych narastały nad Wisłą nastroje antysemickie. Żabotyński, głosząc konieczność jak najszybszej emigracji Żydów do Palestyny, wychodził im naprzeciw z gotowym rozwiązaniem palącego problemu społecznego. Prowadzono negocjacje w tej sprawie. Ostatecznie wdrożenie tego planu pokrzyżowała wojna. Betarczycy, zamiast walczyć z Arabami i Brytyjczykami o własną ojczyznę w Palestynie, stanęli do boju z Niemcami o honor i przetrwanie w Warszawie.

Narodziny ŻZW

Po klęsce wrześniowej struktury NOS i Betaru w zachodniej części II RP uległy osłabieniu. Gros polityków i funkcyjnych ruchu syjonistów-rewizjonistów uciekła przed niemiecką okupacją na wschód. Do Wilna zbiegł także lider betarczyków Menachem Begin, późniejszy izraelski premier.

Organizacja warszawska, „osierocona” w wyniku exodusu elit, aż do przełomu 1942/1943 r. raczej nie wyróżniała się jakąś szczególną aktywnością w życiu getta, a przynajmniej nie znaleziono na to zbyt wielu dowodów. Wydaje się, że w porównaniu do pozostałych żydowskich stronnictw politycznych nie prowadziła zbyt intensywnej działalności wydawniczej. Zachował się po nich raptem jeden numer gazetki „Magen Dawid” („Tarcza Dawida”) z początku 1942 r., w której możemy znaleźć zapowiedź przyszłego starcia z Niemcami („Zmienimy rzeczywistość i pójdziemy do walki. Przywrócimy do życia legendę króla Dawida”).

Momentem przełomowym dla działalności rewizjonistycznego podziemia w Warszawie było lato 1942 r. W czasie tzw. Wielkiej Akcji, trwającej od lipca do września 1942 r., z miejscowego getta wywieziono do obozów śmierci około 300 tys. Żydów. W tzw. getcie szczątkowym zostało około 70 tys. ludzi, głównie młodych i w sile wieku. Swoje przetrwanie zawdzięczali temu, że pracowali w licznych zakładach przemysłowych na terenie dzielnicy. Byli tego świadomi. Dlatego też w niektórych kołach politycznych getta zrodziła się inicjatywa powołania do życia organizacji zbrojnej, która może stawić opór Niemcom. Lewicowe organizacje - m.in. Bund, Dror i PPR - utworzyły Żydowską Organizację Bojową. Rewizjoniści, z niejasnych już dziś przyczyn, działali odrębnie.

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą
Stroop report Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą

Żydowski Związek Wojskowy powstał prawdopodobnie na przełomie 1942 i 1943 r. Jego liderem był Paweł Frenkel, młody, góra 22-letni, działacza Betaru z Warszawy. Postacią numer dwa był Leon Rodal, niespełna 30-letni dziennikarz i działacz partii NOS pochodzący z Kielc. Oprócz nich do komendy ruchu należało pięć mniej znanych postaci, m.in. Eliahu Halberstein i Natan Schultz. W momencie wybuchu powstania ŻZW liczył około 250 bojowników, z czego około 90 proc. stanowili chłopcy z zamożnych żydowskich rodzin, którzy przed wojną byli związani z Betarem.

Poza tym rewizjoniści byli luźno powiązani z kilkoma mniejszymi grupami działającymi w getcie. Należeli do nich m.in. przemytnicy dowodzeni przez niejakiego „Pika”, czyli Pinię Finkla. O tym, jak podstępny i zawzięty był to żywioł, świadczy anonimowy zapisek z 13 marca 1943 r.:

Pojedynczy niemieccy żołnierze, którzy wchodzili do getta, by jak za dawnych dobrych czasów obejrzeć »zoologiczny ogród« i aby zrobić zdjęcia dla swoich dziewcząt, znikali na zawsze. Znam wypadek, kiedy na Muranowskiej ulicy niemiecki lotnik wciągnięty podstępem do jakiegoś domu został tam, dosłownie, pokrojony żyletką przez grupę szmuglerów.

W pierwszej połowie stycznia 1943 r. ŻZW wydał pierwszą ulotkę wzywającą mieszkańców getta do walki z okupantem. „Kto walczy o życie, ma szanse uratowania się! Kto z góry rezygnuje z obrony - od razu przegrywa! Tego czeka haniebna śmierć w duszącej maszynie Treblinek. (…) Nam pisane jest życie! Mamy do niego prawo! Trza tylko umieć o nie walczyć! Hańba zagłady nie może się powtórzyć” - czytamy w odezwie.

Oto jak ŻZW przeszedł od słów do czynów.

„Eksy” i „Arpad”

Betarczycy od jesieni 1942 r. próbowali nawiązać kontakt z Armią Krajową. Pomni przedwojennej przyjaźni pomiędzy władzami II RP a swoim ruchem chcieli podporządkować się polskiemu podziemiu, a także uzyskać pomoc w uzbrojeniu i przygotowaniach do powstania. Jednakże ich zabiegi nie spotkały się z zainteresowaniem po aryjskiej stronie muru. Prawdopodobnie dlatego, że wybrali niewłaściwych pośredników, jak akowski renegat Cezary Janusz Szemley ps. Arpad. Stąd też ŻZW - w odróżnieniu od ŻOB, która otrzymywała broń od akowców - był zdany jedynie na własne siły.

Po kolejnych wywózkach z getta w połowie stycznia 1943 r. priorytetem rewizjonistycznych konspiratorów było uzyskanie w krótkim czasie jak największego arsenału. By zdobyć pieniądze na jego skompletowanie, grupy bojowców prowadziły zbiórki pieniędzy na „fundusz zbrojeniowy” pośród mieszkańców getta. Jednak znacznie więcej środków uzyskiwali z tzw. eksów, czyli napadów na zamożnych mieszkańców getta, a także różne instytucje i urzędy funkcjonujące w dzielnicy. Nieraz ich łupem padały setki tysięcy złotych.

Broń nabywali na czarnym rynku po aryjskiej stronie. Mieli kilku dostawców. Głównym był wspomniany „Arpad”, który sprzedawał związkowcom karabiny, pistolety, granaty i koktajle Mołotowa, defraudując akowskie zapasy i nabijając sobie kabzę. Innym był Roman Kowalski, ważna figura w wolskim półświatku. Wszedł on w posiadanie broni ukrytej przez Wojsko Polskie we wrześniu 1939 r. i powoli ją wyprzedawał. Miał też na usługach bandę małoletnich kieszonkowców, którzy okradali z pistoletów nieostrożnych żołnierzy Wehrmachtu.

Militaria, jak też inne towary, szmuglowano do getta przez tunel zbudowany i kontrolowany przez rewizjonistów. Wejście do niego było ukryte po aryjskiej stronie w piwnicy domu przy Muranowskiej 6. Prowadził on do podziemi kamienicy przy Muranowskiej 7, leżącej już po drugiej stronie muru. Broń, ukrytą w chlebie, przenosili przez bramy getta także robotnicy wracający z prac poza dzielnicą.

Pod silnym wrażeniem przygotowań ŻZW do obrony był historyk Emanuel Ringelblum. Oto jak w jego relacji wyglądała siedziba organizacji na kilka dni przed powstaniem:

„Obejrzałem arsenał ŻZW. Lokal mieścił się w niezamieszkanym domu przy Muranowskiej 7, w 6-cio pokojowym lokalu na pierwszym piętrze. W pokoju kierownictwa zainstalowane było pierwszorzędne radio, przynoszące wieści z całego świata, obok stała maszyna do pisania. Członkowie kierownictwa ŻZW, z którymi prowadziłem rozmowę przez kilka godzin, byli uzbrojeni w rewolwery zatknięte za pasem. W dużych salach na wieszakach znajdowała się broń różnego rodzaju, a więc ręczne karabiny maszynowe, karabiny, najrozmaitszego rodzaju rewolwery, ręczne granaty, torby z amunicją, mundury niemieckie (…). W pokoju kierownictwa był wielki ruch, jak w prawdziwym sztabie armii; odbierano tu rozkazy dla skoszarowanych »punktów«, w których gromadzono i szkolono przyszłych bojowców - relacjonuje. I stwierdza dalej:

Przynoszono raporty o ekspropriacjach, dokonanych przez poszczególne grupy u zamożnych osób na rzecz uzbrojenia ŻZW. W mojej obecności zakupiono tam u byłego oficera armii polskiej [zapewne chodzi o „Arpada” - red.] broń za ćwierć miliona złotych. (…) Zakupiono dwa karabiny maszynowe za 40 tys. złotych, większą ilość granatów ręcznych i bomb.

W miarę postępów w przygotowaniach do powstania rewizjoniści coraz śmielej poczynali sobie w getcie. Niszczyli grupy polskich rabusiów grasujących nocą po dzielnicy. Likwidowali także nadgorliwych żydowskich policjantów i współpracowników gestapo.

O życie

Plan obrony przygotowany przez ŻZW zakładał działanie w trzech punktach getta szczątkowego. Trzon sił organizacji pod dowództwem Frenkla, około 60-80 dobrze uzbrojonych bojowników, rozmieszczono w kamienicach wzdłuż placu Muranowskiego. Drugi oddział, liczący około 30-40 osób, stacjonował w szopie Toebbensa i Schultza. Liderował mu Pinchas Taub. Trzecia grupa powstańców, pod Szmuelem Łopatą, kwaterowała na terenie szopu szczotkarzy przy Świętojerskiej. Pomniejsze grupki rewizjonistów i ich sympatyków rozlokowane były także w innych punktach dzielnicy.

Plan komendy ŻZW nie zakładał prowadzenia walk z Niemcami do ostatniego żołnierza. Po stawieniu oporu najeźdźcom bojowcy mieli się wycofać przez tunel na Muranowską 6. Stamtąd, z pomocą swoich „polskich przyjaciół”, mieli wydostać się poza miasto, do partyzantki. Przyszłość pokazała, że ich kalkulacje były całkowicie błędne.

Muranowska reduta

O poranku 19 kwietnia 1943 r. ŻOB i ŻZW przywitały wkraczające do getta niemieckie siły huraganowym ogniem. Rozpoczęło się powstanie. Oto jak wyglądał pierwszy dzień batalii w relacji rewizjonistycznego bojownika o pseudonimie Rudy Paweł:

„O szóstej rano nastąpiło pierwsze starcie. Ma Miłej 29 rzucono kilka granatów i padły pierwsze niemieckie ofiary. Według naszych obliczeń kilkadziesiąt osób. Dom ten Niemcy podpalili, a nasi chłopcy wycofali się. Straż gasiła pożar, ale bardziej interesowała się rzeczami niż gaszeniem pożaru. Po krótkiej przerwie ok. 10-ej znów potyczka na Miłej, przy czem w kilku domach znowu trupy, liczyć nie mogliśmy, ale sporo. Później Miła 7, Nalewki 42, tu wywiesiliśmy flagę polską i żydowską, zrobioną z kołdry i szczotki, tam też było sporo trupów SS, i znów Nalewki 39. Podpalamy szop Bauera. Plac Muranowski 11-13-15, z okien walimy, zastępca naszego komendanta zabity [Rodal? - red.]. Wjeżdżają duże czołgi. Rozpoczyna się szalony ostrzał z ckm--ów i działek. Opuszczamy teren”.

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą
Proporczyk Żydowskiego Związku Wojskowego. Nie wiadomo tylko, czy autentyczny

Grupy ŻZW stawiały najbardziej zacięty opór hitlerowcom w okolicy swojej kwatery głównej - na placu Muranowskim. To właśnie nad nim miały powiewać dwa naprędce przygotowane sztandary - polski i żydowski - które po wojnie stały się symbolem ich udziału w powstaniu.

Nie sposób dziś odtworzyć dokładnego przebiegu bitwy o plac Muranowski, ponieważ wojny nie przeżył żaden z bojowców ŻZW walczących na tym odcinku. Z relacji świadków, które mocno różnią się w detalach, wynika, że dzięki co najmniej dwóm karabinom maszynowym umieszczonym w strategicznych punktach (w tym jednym na dachu?) i starannie przygotowanym bunkrom powstańcy zadali tu Niemcom ciężkie straty, niszcząc nawet - jak pisał Marek Edelman - kilka czołgów.

Bojowcy ŻZW, tak jak potem powstańcy warszawscy, często nosili niemieckie mundury i hełmy. W czasie walk na Nalewkach wykorzystywał je do podstępu „król szmuglerów” „Pika”. 22 kwietnia, przebrany za oficera SS, wciągnął grupę Niemców do jednego z domów. Tam, znienacka, on i jego towarzysze otworzyli ogień, kładąc trupem większość schwytanych w pułapkę niemieckich żołnierzy.

Po kilku dniach walk, do 21-22 kwietnia, komenda ŻZW zdecydowała o ewakuacji znacznej większości sił poza getto. Gdyby wiedzieli, co ich czeka po aryjskiej stronie, może walczyliby dalej, ramię w ramię z ŻOB-em, aż do połowy maja.

Zdrady

Po 22 kwietnia Żydowski Związek Wojskowy właściwie przestał istnieć. Bojowcy ulegli rozproszeniu - jedni przeszli na drugą stronę muru, inni kontynuowali walkę. Każdy ratował się jak mógł. Opiszmy zatem losy największych grup rewizjonistycznych powstańców.

Niemal 60 bojowników przeszło tunelem z getta na Muranowską 6. Tam ukrywali się przez parę dni. Niestety, prawdopodobnie ktoś doniósł o ich obecności Niemcom. 27 kwietnia budynek otoczyło wojsko. Kilkunastu Żydów zginęło w strzelaninie, reszta się poddała. Słuch po nich zaginął.

Inną grupę, 44 bojowców, przewieziono do wynajętej willi w Michalinie pod Otwockiem. Transport i lokum zapewnił im stary znajomy, w którym pokładali tak wielkie nadzieje - „Arpad”. Jednak jego zainteresowanie losem Żydów się skończyło - nie mógł już na nich więcej zarobić. Tak liczna grupa przybyszów szybko zwróciła uwagę miejscowych, którzy natychmiast donieśli o sprawie Niemcom. 30 kwietnia willa została zaatakowana przez siły policyjne. Część bojowców zginęła w obławie, niektórym udało się uratować.

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą
Major Cezary Janusz Szemley, szef organizacji PLAN II (Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej), znajdującej się w orbicie wpływów AK. Był postacią kontrowersyjną

Równie tragicznie potoczyły się losy przywódcy ŻZW. Paweł Frenkel ukrywał się ze swoją świtą w bunkrze przygotowanym przez „Arpada” na ulicy Grzybowskiej. I tym razem ktoś poinformował o tym władze okupacyjne. Gdy Niemcy otoczyli lokal, rozpoczęła się strzelanina. Frenkel poległ wraz ze wszystkimi towarzyszami. Libionka i Weinbaum uważają, że głównym podejrzanym w tej sytuacji jest Szemley, który chciał się pozbyć kolejnego „niedochodowego kłopotu”.

Co do reszty bojowców ŻZW, to każdy z nich radził sobie jak mógł. Jedni trwali w ruinach getta, inni próbowali przetrwać po aryjskiej stronie. Część, nie wiadomo ilu, wzięła rok później udział w powstaniu warszawskim. Inni trafili w końcu do obozów koncentracyjnych. Wojnę mogło przeżyć najwyżej kilkunastu. Ze względu na brak źródeł nie da się tego oszacować.

Czekając na Ringelbluma

Powstańcy pojmani w getcie na ulicy Nowolipie 64 przy skrzyżowaniu ze Smoczą
Paweł Frenkel - dowódca ŻZW jest postacią niezwykle tajemniczą. Nie zachowało się żadne jego zdjęcie. Urodził się około 1920 r. Przed wojną był działaczem stołecznych struktur syjonistów-rewizjonistów - prawdopodobnie Masady, a potem Betaru. Miał być studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim. W getcie działał w rewizjonistycznej konspiracji. Dzięki swojej energii i charyzmie, mimo młodego wieku, został liderem organizacji, a potem ŻZW. Zginął w maju 1943 r.

W relacjach Henryka Iwańskiego ps. Bystry, złożonych na przełomie lat 50. i 60., w szeregach ŻZW mieli walczyć obok siebie Żydzi i Polacy. W bitwie na placu Muranowskim mieli zginąć jego dwaj synowie. Dwa sztandary wywieszone na jednej z kamienic miały symbolizować polsko-żydowskie braterstwo broni. Po latach okazało się, co wyczerpująco udowodnili Libionka i Weinbaum, że „Bystry” i grupa powiązanych z nim „weteranów” walk w getcie byli zwykłymi oszustami, którzy ze swojej mistyfikacji czerpali wymierne zyski. Iwańskiemu i jego żonie przyznano nawet tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Drzewko zasadzone ku ich pamięci nadal rośnie w ogrodzie Yad Vashem.

Wersja dziejów ŻZW przedstawiona przez wspomnianych historyków pokazuje jednoznacznie, że żadnej polsko-żydowskiej współpracy w wypadku tej organizacji nie było. AK nie miała szerszego pojęcia o rewizjonistycznej konspiracji w getcie - wiedziała o niej tyle, ile dowiedziała się podczas inwigilacji „Arpada”. Ten ostatni co prawda pomagał Żydom, ale wydaje się, że jego motywacje były czysto finansowe. Zresztą jego poczynania po wydostaniu się powstańców na aryjską stronę stawiają go w bardzo niekorzystnym świetle.

Wielu faktów dotyczących dziejów Żydowskiego Związku Wojskowego i rewizjonistycznej konspiracji w getcie wciąż nie da się jednoznacznie ustalić. Więcej dowiemy się z pewnością po odnalezieniu trzeciej, ostatniej części Archiwum Ringelbluma. Miejmy nadzieję, że niebawem to nastąpi.

Wojciech Rodak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.