Zygmunt ma już 500 lat. Ale jego serce nadal jest jak dzwon
Wewnątrz słychać trzeszczenie belek, świst lin, głośny oddech dzwonników. Serce wprawione w ruch uderza po raz pierwszy. Dzwon rysuje coraz szerszy łuk, serce wali, a huk zagłusza wszystko do-okoła. Dźwięk wypływa z wieży. Słyszycie? Tak brzmi 500 lat historii.
Mijają groby władców i idą dalej. Szybkim krokiem do zakrystii wawelskiej katedry. Nie zatrzymując się, pewnym ruchem otwierają w świąteczny ranek ciężkie i niskie wrota wykończone ostrym łukiem, które prowadzą do wieży. Turystów zdradza niemiarowy krok i niepewne spojrzenie. Oni idą bez wahania, na pamięć, jak chodzi się po własnym domu.
Pokonują dokładnie 68 stromych stopni.
Trzy uderzenia
Na szczycie drewnianej konstrukcji obowiązuje podział zadań. Najmłodszy dzwonnik wychodzi na drewniany pomost, zrzuca liny. Kolejny wspina się po drabinie i odblokowuje nieruchome serce brązowego giganta. Inny przestawia schody. Dwunastu dzwonników zajmuje swoje miejsca.
Za chwilę pociągną za liny. Nie wiedzą, kiedy dokładnie, bo sygnał da dzwon z Wieży Zegarowej. Czekają na trzy uderzenia, które wyznaczą kwadrans przed pełną godziną.
Jego dźwięk ucina szmery.
Dwunastu mężczyzn uwiesza się na grubych linach, ciągnąc je w dół, rytmicznie, raz po jednej, raz po drugiej stronie. Rozpędzony Zygmunt unosi ich stopy, jak wielkie wahadło nadaje rytm, któremu dzwonnicy muszą się poddać. Słychać już tylko trzeszczenie belek, świst lin, głośny oddech dzwonników. Serce uderza w kielich dzwonu, który w tym roku kończy 500 lat.
„G” w oktawie małej
Gdyby Hans Behem nie zdecydował się porzucić warsztatu kowala odziedziczonego po ojcu i zająć się odlewnictwem, król Zygmunt Stary nie zaprosiłby go do Krakowa. Zatem Behem nie odlewałby w krakowskiej ludwisarni dziesiątek armat na potrzeby polskiej armii, a król nie zleciłby 40-latkowi z Norymbergi wykonania dzwonu. Miał być on uhonorowaniem katedry, ale także wotum za zwycięstwa nad wrogami, a być może także za narodziny długo oczekiwanego syna Zygmunta Augusta.
Do tej pory Hans miał w swoim portfolio tylko dwa dzwony, raczej niewielkie. Zadanie zlecone przez króla było wyjątkowe, i takiego też spodziewano się efektu. - Behem skonstruował wspaniały instrument muzyczny - kiwa głową Andrzej Bochniak. - Tonacja dzwonu to „g” w oktawie małej.
1071 dzwonień Bochniaka
Był jeden z krótkich grudniowych dni, kiedy Andrzej Bochniak pochylał się nad swoim biurkiem w pokoiku Instytutu Obróbki Skrawaniem przy ul. Wrocławskiej. Pracę wykonywał rzetelnie i nie bez pasji, jako inżynier budowy maszyn z dyplomem Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej. Za oknem ciemniało, ale szybko nadchodzący mrok i ogólny chłód łagodził klimat zbliżających się świąt.
- Ciekawe, czy Zygmunt będzie dzwonił - rzucił nagle.
Kolega siedzący obok, Jan Zachorowski, ożywił się:
- Ja jestem dzwonnikiem - powiedział. - Dzwonimy w pasterkę, przyjdź, zobaczysz.
Było to 39 lat, 1071 dzwonień i 72 828 schodów przemierzonych na wieżę Zygmuntowską temu - w grudniu 1981 roku, kiedy nie zawsze było komu dzwonić.
Ciekawość wzięła górę i w Wigilię o umówionej porze Andrzej Bochniak pojawił się na wieży. Uczepił się liny i tamtego dnia przed północą zagrał po raz pierwszy. I został na całe życie.
Podziw dla dziadka
Wykonanie formy mogło zająć od ośmiu do dziewięciu miesięcy - spekuluje Bochniak, który na co dzień jest nie tylko mechanikiem dzwonów, ale dogląda prac przy tych powstających współcześnie. - Zygmunt mógł być odlany najwcześniej w grudniu 1520 roku, następnie przez około trzy tygodnie stygł - wylicza. Na wawelskie wzgórze przetransportowano go pod koniec czerwca 1521 roku. Konstrukcja wyjechała z warsztatu przy ul. Sławkowskiej, minęła Rynek Główny i ul. Grodzką dotarła pod Katedrę. 9 lipca Zygmunt został wciągnięty na górę i przymocowany. Pierwszy raz zabrzmiał 13 lipca.
- To nie przypadek - zwraca uwagę Andrzej Bochniak - dzwon odezwał się w wigilię wigilii bitwy pod Grunwaldem. Pierwsze polskie święto narodowe obchodzono hucznie, uroczystości 111. rocznicy trwały najpewniej trzy dni.
Od tej pory dzwon, nazwany magna campana regia, co znaczy wielki dzwon królewski, miał brzmieć podczas świąt i w najważniejszych momentach dla kraju.
Serce
Andrzej Bochniak objaśnia świat liczbami:
*3,2 sekundy trwa pełen ruch dzwonu, podczas którego słychać dwa uderzenia.
*12 metrów na sekundę przemierza rozpędzone serce, któe waży 365 kg.
*25 razy planowo zadzwoni w tym roku.
*60 stopni wychyla się dzwon w obie strony.
*101 śrub utrzymuje dzwon przykręcony do drewnianej konstrukcji.
*112-114 decybeli ma dźwięk Zygmunta na wieży (dzwonnicy jednak nie używają tłumików, ponieważ wyjątkowo niskie tony dzwonu nie powodują urazu słuchu).
*Blisko 12 milionów uderzeń wykonało dawne serce Zygmunta w trakcie niemal 500 lat pracy. Pękło na przełomie tysiąclecia. Zygmunt nie ogłosił nowego 2001 roku.
Wcześniej psuło się już trzy razy, w XIX wieku. Zawsze między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem. Powód? Niska temperatura.
- 20 lat temu nie wiedzieliśmy, że pękło. Ale dzwon jakoś nie chciał wybrzmieć, jakby nie miał siły - mówi Bochniak.
Nowe uderzyło w 2001 roku.
Zapis ważnych chwil
Różne są dzwonienia. Jest dzwonienie zaplanowane - przeważnie w święta kościelne i narodowe. Jest niezaplanowane, które odpowiada nagłym, ważnym wydarzeniom. Są dzwonienia radosne, jak to po wyborze Karola Wojtyły na papieża czy po przybyciu papieża Franciszka na Wawel z okazji Światowych Dni Młodzieży. Są dzwonienia smutne, które żegnają na zawsze.
Dzwonnicy muszą być w gotowości. Andrzej Bochniak potrzebuje dwudziestu minut, żeby rowerem dotrzeć pod wieżę ze swojego mieszkania na krakowskich Azorach.
- 2 kwietnia 2005 mieliśmy godzinę, żeby zjawić się na wieży. Wszyscy przyszli. Zaczęliśmy o godz. 22.37. Dzwoniliśmy 27 minut, każdą minutą dziękując za jeden rok pontyfikatu.
Zwyczajowo jednak dzwoni się przez 8 minut. Zdecydowano o tym w 1888 roku.
Dźwięk Zygmunta może się nieznacznie różnić i inaczej rozchodzić w zależności od pogody. Wiele zależy od tego, w którą stronę porusza się wiatr. Jeśli wieje halny, może unieść dźwięk daleko na północ.
Oskar Kolberg powiedział, że kiedy dzwon zaczyna bić w Boże Narodzenie, to słychać go do Wielkanocy. - Wielkanoc obok Gołczy to jakieś 30 kilometrów od wieży. To bardzo możliwe - komentuje dzwonnik.
Koncentracja
Zygmunta strzeże świątnicka kłódka. Przypomina, że mieszkańcy tej wsi podlegającej królowi parali się pracą w katedrze. Wielu „dzwoniło Zygmuntem”. Do dziś trzej dzwonnicy pochodzą ze Świątnik Górnych. Później obowiązek ten przejęli członkowie cechu krakowskich cieśli, następnie pracownicy wawelskiego wzgórza. Obecnie dzwonnikiem można zostać, będąc pracownikiem Katedry lub z polecenia jako członek rodziny. Ostateczne błogosławieństwo daje ksiądz prałat Zdzisław Sochacki.
Zanim adept dostanie zygmuntowską oznakę, przygotowuje się trzy lata. Praca wymaga bowiem nie tylko zdrowia i siły fizycznej, ale również uważności, koncentracji.
- Parę lat temu lina owinęła mi się dookoła głowy. Miałem sekundę, żeby się odplątać. Jedna sekunda to dużo czasu - mówi Bochniak. Dziś liny są już grubsze, zabezpieczenie lepsze.
Po wykonanym zadaniu Starszy Dzwonnik rozdaje pozostałym koperty z symbolicznym honorarium, które dzwonnicy dostają od proboszcza „na regenerację sił”. Wydają ją na wspólnym spotkaniu pod Wawelem.
Kolejny raz spotkają się na wieży już jutro, 11 stycznia. To dodatkowe, poza 25 ustalonymi dzwonieniami, jest związane z powołaniem nowego kanonika Kapituły Katedralnej. Zygmunt odezwie się o 16.15. Będzie to 1072. dzwonienie Andrzeja Bochniaka.