Żyje jak żebrak. Pozwał bank, bo żona wyczyściła konto
Sąd niebawem zdecyduje, czy Marian Koneszko odzyska swoje oszczędności. Mężczyzna twierdzi, że nikt nie miał prawa pobierać pieniędzy.
Chodzi o około 50 tysięcy złotych, które - jak twierdzi Marian Koneszko ze wsi Zaleskie (gm. Sejny) - wyparowały z jego konta, gdy walczył ze śmiercią.
- Przez kilka tygodni leżałem w łóżku jak kłoda, nie wiedziałem, co się dzieje - wspomina. - A pracownicy banku utrzymują, że upoważniłem żonę do dysponowania swoimi oszczędnościami. W jaki sposób, skoro nie mogłem ruszyć palcem? Kłamstwo i tyle.
Na drodze cywilnej pozwał bank do sądu i żąda zwrotu pieniędzy. Jak dowiedzieliśmy się w biurze prasowym Sądu Okręgowego w Suwałkach, termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.
- Nikomu się nie śpieszy, a ja już ponad rok tułam się po obcych kątach - nie kryje żalu mężczyzna. - Starych drzew się nie przesadza. Gdybym wrócił na swoje, byłbym o wiele spokojniejszy. Ale nie mam za co uporządkować pogorzeliska.
Otarł się o śmierć
Marian Koneszko ma 65 lat i problemów więcej, niż siwych włosów. - Moje życie legło w gruzach - przyznaje.
Nieszczęścia posypały się dwa lata temu. Wówczas pan Marian ciężko zachorował. Nagle. Któregoś dnia stracił przytomność i tyle.
- Miałem zapaść, nerki już w ogóle nie pracowały, w płucach była woda. Leżałem jak kłoda, lekarze z białostockiej kliniki dawali mi tylko trzy procent szansy, że przeżyję. Żona ściągnęła mnie do Suwałk, żeby było bliżej cmentarza - wspomina.
Leczył się w suwalskim i sejneńskim szpitalu, a później, przez parę miesięcy dochodził do siebie w domu. Twierdzi, że w tym czasie niewiele rozmawiał. Nie mógł też ruszyć ani ręką, ani nogą.
- Pisaka bym nie utrzymał w ręku - zapewnia. - Nie mówiąc już o tym, że miałbym podpisać jakiś kwit.
Tymczasem okazało się, że upoważnił żonę do pobrania pieniędzy z konta. Zrobił to rzekomo w obecności prezesa sejneńskiego banku, który przyjechał do gospodarstwa, aby chory mężczyzna mógł podpisać stosowny dokument. Marian Czokajło, prezes placówki tłumaczył nam niedawno, że jest to zgodne z prawem. Urzędnicy nie raz jeżdżą do klientów, bo mają na względzie ich dobro. Tak też było w przypadku Koneszki.
Żona pana Mariana skorzystała z upoważnienia. Pobrała z konta około 50 tysięcy złotych i przeznaczyła je rzekomo na remont domu. A kilka miesięcy później podpaliła budynek i popełniła samobójstwo. Tak przynajmniej ustaliły sejneńskie organy ścigania.
Sąd tym się zajmie
Choć od tragedii minął rok, Marian Koneszko do dziś nie ma za co uporządkować pogorzeliska. - Gdybym odzyskał pieniądze z banku , to wróciłbym na ojcowiznę - planuje. - Ale to wszystko bardzo długo trwa.
Ma żal do banku, że umożliwił żonie wypłatę środków z konta i domaga się ich zwrotu. Co zdecyduje sejneński sąd, gdzie trafił pozew zobaczymy. Do sprawy będziemy wracać.