Żyję swoim amerykańskim snem.
Mówili mi, bym pilnowała swojego pasa, a ja chcę więcej. Za rok powalczę o tytuł w drugiej kategorii – zapowiada Joanna Jędrzejczyk, mistrzyni UFC
W mediach społecznościowych publikuje Pani treści już w dwóch językach. Po ostatniej walce można powiedzieć, że „amerykański sen” się spełnił?
Na szczęście na Facebooku można kliknąć, by wpisy same się tłumaczyły, gdybym miała problem z angielskim. (śmiech)Żyję swoim amerykańskim snem, ale też twardo stąpam po ziemi. Dowodem na to jest tytuł UFC, który wciąż jest w moich rękach. Myślę, że wykonałam kawał ciężkiej roboty przez te miesiące. Ba, harowałam latami. Taka historia to ogromna wartość nie tylko dla mnie, ale całej federacji UFC.
Patrząc na wcześniejsze pojedynki, m.in. z Carlą Esparzą, Cláudią Gadelhą – jak Pani teraz ocenia swoją ostatnią przeciwniczkę Jessicę Andrade?
Przed walką w Madison Square Garden – na listopadowej gali UFC 205 – miałam tylko niecałe siedem tygodni na treningi z nowym sztabem trenerskim. Teraz te trzy miesiące pozwoliły mi poznać mój zespół, sparingparnerów (Jędrzejczyk trenuje na Florydzie w grupie American Top Team – red.). Mam teraz najlepszych trenerów, wsparcie mentalne. To jest dla mnie bardzo ważne. Czuję się komfortowo i na przyszłość patrzę z optymizmem. Ciągnie mnie już, by wrócić do Stanów, chcę uczyć się od tamtych ludzi.
Brazylijka była bardziej wymagająca, niż Pani to zakładała?
Nie ma rywalki niewymagającej. Już od dwóch lat jestem mistrzynią, to naturalne, że oczy wszystkich są skierowane na mnie. Wypada zgodzić się z filozofią Amandy Nunes, która powiedziała, że do walki z Rondą Rousey szykowała się dwa lub trzy lata. Obserwowała ją bardzo długo. Zdaję sobie sprawę, że przeciwniczki teraz szykują się tak na mnie. Na pewno nie jest tak, że dziewczyny przypominają sobie o mnie raz na osiem miesięcy przed pojedynkiem. Ostatnia walka pokazała, że mimo mojej dobrej „stójki” i sześciu mistrzostw świata w tajskim boksie – nadal się rozwijam. Moja technika bokserska jest teraz ukształtowana pod pojedynki MMA. Moja praca na nogach jest dużo lepsza, szybsza. Potrafię pracować w dystansie. Dbam odpowiednio o swoje zdrowie. Chcę poprawić swoją obronę, szczególnie przy siatce oktagonu. W pierwszej rundzie walki z Andrade pokazałam, że nie boję się, gdy ktoś sprowadza mnie do parteru. Umiem zmienić pozycję, powstać. Dążę do perfekcji.
Przeciwniczki zapowiadają, że zabiorą mi pas, a zawsze kończy się ich porażką
Teraz przed Panią chwila odpoczynku?
Zdecydowanie! Ale wracam do domu tylko na 30 godzin. W piątek i sobotę będę w Warszawie – obowiązki medialne itd. Następnie wracam do domu rodzinnego, trochę odpocznę. Przez to, że mieszkam w USA i moje życie toczy się wokół przygotowań do następnych walk, ciągle odkładam różne obowiązki. Teraz będzie czas, by nadrobić różne medialne wydarzenia. Spotkam się z fanami. Na początku czerwca mam kolejne spotkanie autorskie, bo okazało się, że moją biografię trzeba było dodrukowywać. Idzie kolejny nakład. Będę w Gdańsku, potem chyba jadę do Krakowa. Czas, by przypomnieć się polskim kibicom.
W swojej kategorii nie ma Pani już godnych przeciwniczek. Pójdzie Pani śladami Conora McGregora i zdobędzie pasy w dwóch kategoriach?
Gdy mówiłam o tym rok temu, to słyszałam tylko, bym skupiła się na obronie swojego pasa. Czasem człowiek ma cele, którymi wybiega daleko naprzód. To jest właśnie moje marzenie. Jestem w dobrej relacji z ludźmi z UFC, to nie jest tak, że wiem wszystko, mają swoje sekrety i plany, ale o wielu sprawach wiem. Wiedziałam, że powstanie nowa dywizja. Odbył się casting do programu „The Ultimate Fighter” z dywizją kobiecą do 57 kg. Za rok na pewno zostanie wyłoniona mistrzyni, a ja chcę podjąć takie wyzwanie. Pilnuję też obecnego pasa. Może będę go bronić już na przełomie listopada. Na razie muszę trochę odpocząć, do treningów wrócić bardzo spokojnie.
Podobno Hollywood też na Panią czeka...
Jest nowa grupa właścicielska federacji WMI – IMG, która niedawno przejęła UFC. Trzymają mocno rynek filmowy, mają w swojej grupie wiele gwiazd kina i muzyki. Miałam już dwa spotkania z Bradem Slaterem, który jest agentem m.in. Rondy Rousey czy The Rocka. Na początku lipca polecę do Los Angeles, by spotkać się z kilkoma agentami. Nie mam presji, ale moje zainteresowania nie kończą się na sporcie. Zdecydowanie widzę siebie w dobrym filmie akcji, tym bardziej z moim angielskim ze wschodnim akcentem. Byłoby ciekawie.
Pani walka w Polsce jest realna?
Wielokrotnie mówiłam, że tego chcę. Na razie muszę się zregenerować. Za tydzień lub dwa zadzwonię do szefa UFC Dany White’a, by porozmawiać o kolejnym starcie, o planie na mnie. Byłam zaskoczona frekwencją gali w Dallas, jej odbiorem. To było niesamowite, widziałam mnóstwo polskich flag, ludzie przylecieli z całego świata, by mnie wspierać. W UFC buduje swoją markę, na razie w planach mam Nowy Jork w listopadzie. To kłóci się z galą w Polsce. Nie mówię nie, nie mówię tak, ale to zależy od władz federacji.
W Dallas zdobyła Pani pas mistrzowski, teraz za Panią skuteczna obrona. Dallas się nie przejadło?
Troszeczkę nudne miasto, takie zaspane, ale dla mnie szczęśliwe! Trenuj ciężko, walcz łatwo. Jessica Andrade zapowiadała, że zabierze mi tytuł. Wszystkie przeciwniczki tak zapowiadały. Na razie mam w sobie pokorę, ciągle ciężko pracuję. Joanna z Polski ciągle jest mistrzynią.