Kawalerowie, nigdy nie założyli własnych rodzin. Starszy z braci miał 70 lat, młodszy- 63 lata. Spokojni, bezproblemowi. Razem sobie radzili.
Owszem, panowie lubili sobie podobno od czasu do czasu wypić. Nie było z nimi jednak kłopotów. Mieli duże mieszkanie komunalne, bo 80-metrowe. Mieszkał w nim też siostrzeniec. Żyli obok siebie - podzielili przestrzeń. Osobno wujkowie, osobno - siostrzeniec.
Częścią wspólną był przedpokój. Gdy strażacy weszli do zadymionego mieszkania przy ul. Sępoleńskiej w Tucholi, zastali najpierw siostrzeńca. Był przytomny. Próbował dzwonić się na straż. Strażaków powiadomił jednak sąsiad z dołu. Gdy zauważył dym, od razu pobiegł do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Bo to blisko - komenda jest pod numerem 20, a kamienica pod „dwójką”.
- Zawiadomienie było nietypowe, mężczyzna przyszedł do straży i powiedział, że na korytarzu budynku, w którym mieszka, czuje dym - mówi „Pomorskiej” st. bryg. Dariusz Goźliński, komendant powiatowy PSP w Tucholi. - Podczas przeszukiwania znaleźliśmy dwóch nieprzytomnych mężczyzn. Zostali wyniesieni na zewnątrz. Niestety, podjęte czynności resuscytacji krążeniowo-oddechowej przez nas i zespół ratownictwa medycznego nie przyniosły rezultatu.
Źródłem ognia ... piecyk
- Panowie pewnie jeszcze nie spali, jeszcze sobie siedzieli - mówi „Pomorskiej” Bernadetta von Ossowska, kierowniczka Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Tucholi.
Strażacy zastali ich nieprzytomnych. Siedzieli obok siebie na łóżku w pokoju przy kuchni.
Trwa śledztwo. Najpewniej jednak źródłem ognia był piecyk w kuchni, tuż przy nim była wersalka i drzwi. - Piecyk był tylko na kuchnię, w pokoju był piec kaflowy - mówi kierowniczka. - To stary budynek, kiedyś w takich kuchniach były westfalki. Oni taką zlikwidowali i postawili sobie piecyk.
Słyszymy, że administrator nie może zakazać używania piecyków, a pilnować lokatorów się przecież nie da.
- Niestety, dwóch braci nie żyje - mówi burmistrz Tadeusz Kowalski. - Jest mi przykro. Zaraz poprosiłem o sprawdzenie, czy mieliśmy wszystkie przeglądy pożarowe.
Czujki nie do przecenienia
Tak, były kontrole, a w papierach jest porządek. Ale w mieszkaniu nie było czujek. Czy taka antyczadowa, by wystarczyła? Pytamy o to st. kpt. Arkadiusza Piętaka, rzecznika prasowego komendanta wojewódzkiego PSP w Toruniu. Odpowiada, że są czujki wykrywające gaz, tlenek węgla (czad) i dymowe. I że w pożarach czad się też może ulatniać, ale jako jeden z elementów gazów i substancji szkodliwych. - Bardzo duża część, największy odsetek pożarów, w których giną ludzie, powstają w nocy - podkreśla Piętak. - W nocy pożaru nie usłyszymy i możemy na czas się nie obudzić. Czujka dymu może w porę zaalarmować. Da sygnał świetlny i dźwiękowy. Zostaniemy obudzeni we wczesnej fazie pożaru, kiedy zacznie się rozwijać i możemy jeszcze podjąć próbę bezpiecznego jego zgaszenia.
Pytamy: - Powinniśmy mieć dwie czujki: antyczadowe i dymowe? - Są czujki dualne, które są w stanie wyczuć i dym, i tlenek węgla. Mają dwa sensory - wyjaśnia rzecznik.