Zza krat wyjdzie nie wcześniej niż za 40 lat
Dożywocie - na taką karę został skazany Jacek L. - Zdaniem sądu nieadekwatną do tego, co zrobił - uzasadniała sędzia Kaczmarek-Kot
Sąd Okręgowy w Zielonej Górze zdecydował we wtorek, 17 maja, że Jacek L., który w maju 2015 roku w bestialski sposób zamordował swoją żonę Elżbietę w domu w Płotach, resztę życia ma spędzić w więzieniu. O przedterminowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać dopiero po odsiedzeniu 40 lat. Wyrok nie jest prawomocny. Skazując 39-letniego mężczyznę, sąd w pełni zgodził się z Małgorzatą Żok z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Dokładnie takiej kary zażądał oskarżyciel.
Rozpacz Dawida trudno opisać słowami
- W dniu morderstwa zobaczyłam zadbany dom, wypielęgnowany ogródek, resztki kolacji na stole, jajecznicę, zwierzę. Ale leżał też kawałek ucha, wszędzie były plamy, rozbryzgi krwi, koło drzwi leżał trup - relacjonowała prokurator Żok. Kiedy dotarła na miejsce zbrodni, Jacek L. był już zatrzymany. - Zachowywał się agresywnie, uderzał w radiowóz, wykrzykiwał. Na miejscu był też Dawid (nastoletni syn ofiary i mordercy - dop. red.) i tego nie zapomnę. Chłopak był przerażony, w takiej rozpaczy, że trudno to opisać słowami - wspominała prokurator Żok.
Powiedziała też, że cieszy się z tego, że istnieje wyraz „oskarżony”. Bo jak inaczej nazywać Jacka L.? - Bestia, zwierzę? Nie, bo obraziłabym zwierzęta - stwierdziła prokurator Żok.
Jacek L. spokojnie słuchał tego emocjonalnego wystąpienia. A prokurator Żok opowiadała o piekle, jakie zgotował swojej żonie w domu w Płotach. - Ta drobna kobieta do perfekcji miała opanowany mechanizm ucieczki. W pięć minut pakowała siebie, syna i uciekali z domu, przez okno, przez co się da - mówiła prokurator Żok. Oskarżony z kamienną twarzą słuchał, jak bił żonę, szarpał, wyrywał włosy. Nie ruszyły go nawet słowa, że mógł zdać pięć ciosów, a nie 30.
Zastępująca obrońcę mecenas skupiła się jedynie na tym, że Jacek L. nie zabił Elżbiety ze szczególnym okrucieństwem. Ponad 30 ciosów nożem i niemal odcięta głowa miałyby być wynikiem tego, że nie zdobył wykształcenia i był bity przez ojca. Obrońca wniosła o karę 15 lat więzienia. - Przepraszam wszystkich ludzi i Dawida za to, co zrobiłem - oświadczył bez żadnych emocji oskarżony.
Innego wyroku nie mogło być
Sędzia Ewa Kaczmarek-Kot wyrok ogłosiła po krótkiej przerwie. - Pani prokurator powiedziała w zasadzie wszystko to, co chciał powiedzieć sąd - uzasadniła. Podkreśliła, że Jacek L. próbował zrzucić winę na swoją żonę. Drobna, sterroryzowana kobieta miała z nożem rzucić się na ogromnego, silnego mężczyznę. - Poszkodowana była tak zastraszona i tak się bała, że nie była w stanie podnieść ręki na takiego człowieka, jakim jest oskarżony, człowieka bezwzględnego - zaznaczyła sędzia Kaczmarek-Kot.
- Sąd nie ma władzy przywrócenia życia, nikt nie ma takiej władzy, ale sąd ma władzę zasądzić najsurowszą karę przewidzianą Kodeksem karnym, zdaniem sądu nieadekwatną do tego, co zrobił oskarżony - uzasadniała Ewa Kaczmarek-Kot. - Nie zasłużył na to, żeby być w tym społeczeństwie.
Jacek L. ze spuszczoną głową wysłuchał mów końcowych i wyroku. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji.
Rodzina zamordowanej kobiety zgadza się z wyrokiem. - Innego nie mogło być - stwierdziła mama Elżbiety.