820. Kultowy autobus z Tarnowskich Gór do Katowic. Prawdziwe historie ze Studenckiej Limuzyny
Na początek suchar, ale zawsze bawi: Mężczyzna wysiada z 820 w Katowicach z dwoma wielkimi walizkami, spocony, poobijany, w wygniecionej koszuli. – Uff, najgorsza część podróży jest już za mną - oddycha z ulgą. – A dokąd pan jedzie? – Lecę do Australii! Oto studencka limuzyna, autobus 820 z Katowic do Tarnowskich Gór. I prawdziwe historie, jakie się w nim wydarzyły.
Bytom Stroszek. Przystanek. Tłumek czeka na autobus do Katowic. Jest! Otwierają się drzwi, ale próby wciśnięcia choćby igły są skazane na porażkę.– Bep! Bep! Bep! – sygnał zwiastuje, że za sekundę się zamkną, więc wskakuję do środka. – Zdążyłem! Ale gdzie mój plecak? – został na zewnątrz przytrzaśnięty drzwiami. Najbliższy postój Bytom Dworzec. W autobusie widzę znajomych. Nic dziwnego, jeździłem nim pięć lat. Jak tysiące innych pasażerów.
Opowieść Krzysztofa
Poznałem go pierwszego dnia praktyk w Polskiej Agencji Prasowej w redakcji w Katowicach. – Ej! Znam tego gościa z 820. Okazało się, że od trzech lat dzień w dzień jeździliśmy ze sobą tym samym autobusem. Kiedy wsiadałem na przystanku Stroszek Kopalnia, on już stał, zawsze z opasłą książką w ręku. Gdyby wypadło mu to tomiszcze z dłoni podczas gwałtownego hamowania, byłoby kilku rannych. – W 820 zwykle czytam kryminały albo powieści – uśmiecha się. – Inni studenci przeglądali notatki. Dla mnie podróż jest czasem wolnym od nauki i pracy.
Krzysztof zaczął jeździć 820 25 lat temu, jako młody student nauk politycznych na Uniwersytecie Śląskim. – Pamiętam, że była to jeszcze linia A – opowiada. Często jeździł niewyspany po nocnej nauce. Ma znajomego, który znalazł doskonałe rozwiązanie na senność: – Usypiał zaraz po wejściu do środka. Budził się na ostatnim przystanku – śmieje się. W obiegu był żart, że w 820 można spokojnie zasnąć nawet na stojąco, bo jest taki tłok, że inni pasażerowie nie pozwolą nam się przewrócić. – Co czasem utrudniało czytanie, bo miejsca było tak mało, że nie dało się nawet otworzyć książki – dodaje pasażer. – Pamiętam jeszcze czasy, kiedy na linii A jeździły ikarusy – wspomina.
– Zaraz po wejściu były schody, za nimi niskie przepierzenie i pierwsze siedzenia. Pomiędzy schodami a przepierzeniem - bardzo wąski pasek podłogi, gdzie można było postawić tylko część stopy. Do dziś pamiętam, jak bolały mnie palce albo pięty, gdy stałem tak całą drogę z Tarnowskich Gór do Katowic.
Żeby porozmawiać o 820, spotykamy się w Tarnowskich Górach, skąd Krzysiu pochodzi i gdzie mieszka. Do autobusu zawsze wchodzi na przystanku przy ulicy Bytomskiej. Pijemy herbatę i opowiadamy sobie historie związane z autobusem. Trochę mu się spieszy, bo spotykamy się w dniu urodzin mamy. – A pamiętasz dzień, kiedy Śląsk stanął w miejscu? To było chyba dwa lata temu – pytam. Mowa o pamiętnym paraliżu dróg z 28 listopada 2017. – Jasne, że pamiętam, bo wtedy też jechałem na urodziny mamy – odpowiada.
Tego dnia około południa zaczął padać deszcz. Kilka godzin później przyszedł srogi mróz, a wszystkie drogi na regionie pokryły się cienką, niezwykle śliską warstwą lodu. Ruch na drogach zamarł... – Wyszedłem z biura na 820 na Skargi o 16.05. Wiedziałem, że nie jest dobrze, kiedy doszedłem na przystanek i stał tam ogromny tłum przemarzniętych ludzi, którzy czekali na któryś z kolei autobus, a nic nie przyjeżdżało. W końcu zjawił się spóźniony o ponad godzinę autobus – nim Krzysiu dojechał do Chorzowa, co zajęło mu półtorej godziny. Tam przesiadł się na tramwaj, ale okazało się, że te wcale nie kursują dużo lepiej. Jakoś dojechał do placu Sikorskiego w Bytomiu, skąd złapał połączenie na Stroszek. – Po drodze z tramwaju było widać ciągnący się kilometrami sznur samochodów – mówi. – Nagle na Stroszku zrobiło się pusto. Okazało się, że droga jest tak śliska, że nie da się podjechać pod Suchą Górę. Pojedyncze samochody próbowały, ale momentalnie zjeżdżały kilka metrów w dół… Apokalipsa - wspominamy.
Z tego miejsca do Tarnowskich Gór jest około 7 kilometrów. Trasę Krzysztof pokonał piechotą, a i tak był szybszy niż autobus, do którego wsiadł w Katowicach. Na Bytomskiej z autobusu wyszła jego znajoma. Dorota odjechała z Katowic godzinę przed nim. W 2017 roku nikt poza Krzysiem nie dojechał na urodziny jego mamy z powodu paraliżu na drogach, który spowodowały pierwsze przymrozki. On spóźnił się cztery godziny.
Dziś Krzysztof zamiast 820 wybiera kolej. – Kiedyś do Katowic autobusem jechało się 55 minut. Dziś trudno osiągnąć taki czas nawet w weekendy – mówi. Dlatego przesiadł się do pociągu. – Ale mam sentyment do tego autobusu. 820 ma wyjątkowy klimat. To taka studencko-inteligencka linia – mówi.
820 - Studencka Limuzyna
Autobus 820 doczekał się nawet własnej strony na Facebooku: „820 – Studencka Limuzyna”. Tymoteusz na pomysł jej stworzenia wpadł, kiedy stał w ogromnym korku pomiędzy Bytomiem i Chorzowem. Jak inni, codziennie spędzał w 820 ok. 2 godzin. Strona stała się platformą komunikacji pomiędzy pasażerami. – Jak sytuacja na froncie? – pytali każdego dnia, wymieniali się historiami z podróży. Najpopularniejsza to właśnie ta o facecie w podróży do Australii. Oto inne opowieści pasażerów: – Wsiadając do limuzyny, czuję się jak pirat w czasie abordażu – pisał Szymon. – Autobus wypełniony do granic możliwości, na kolejnych przystankach próbują wciskać się jeszcze ludzie i ktoś od wejścia krzyczy: – Posuńcie się, tam jeszcze tańczyć można! – Na co głos z głębi: – To chodź tu i zatańcz! - czytamy. Pasażerowie wzajemnie ostrzegali się przed kieszonkowcami oraz osobami, które nachalnie „przystawiały się” do kobiet. Oceniano styl jazdy kierowców, informowano o opóźnieniach. Niektórzy szukali miłości: – Chciałbym poznać dziewczynę, która jechała 820 z dworca w Bytomiu do Katowic. Miałaś blond włosy… – pisał ktoś. A dlaczego Studencka Limuzyna? Bo jeździli nim głównie studenci. Podobno kiedyś na przystanek w Katowicach podjechał kierowca z poczuciem humoru i wyświetlił na czele autobusu napis: „820 – Studencka Limuzyna”. Tak swój początek wzięła legenda.
Jak linia A stała się 820
Linia została uruchomiona 2 grudnia 1972 jako 1A na trasie Tarnowskie Góry – Bytom – Chorzów – Katowice. Była naturalnym przedłużeniem „jedynki”, która kursowała z Bytomia do Katowic. Tarnowskie Góry zyskały bezpośrednie połączenie ze stolicą województwa. Autobusy kursowały co 20 minut, a bilet do Katowic kosztował 11 zł.
Potem nazwę linii uproszczono do A. Od 1 marca 1995 to 820. Dziś kursują tu solarisy urbino. Każdego dnia 8. To pojazdy PKM Świerklaniec. Do jednego może wejść 141 pasażerów. W 2019 przeciętnie w dni robocze z 820 korzystało ponad 9 tys. osób, a na linii odbywało się 110 kursów w obydwie strony (w weekendy jest ich 78). To daje średnio 80 pasażerów na jeden przejazd. Zazwyczaj pokonują oni ok. 10 km. – Tylko w trakcie jednego dnia roboczego autobusami tej linii w sumie pokonują ponad 100 tys. km – to tak, jakby przeszło 2,5 raza okrążyli Ziemię na wysokości równika – mówi Michał Wawrzaszek, rzecznik ZTM. 820 stosunkowo rzadko spóźnia się dłużej niż 20 minut. We wrześniu długie opóźnienia dotyczyły 0,92 proc. kursów, czyli jednego na sto przypadków. Rekordzistą jest 831, który o ponad 20 minut spóźnia się siedem razy na sto kursów.
Historia Agnieszki
– Proszę wyjść z autobusu! – nalega kierowca. Pasażer jest wyraźnie pod wpływem alkoholu. – To ostatni przystanek – mówi Agnieszka i otwiera mu drzwi. Pasażer z trudem opuszcza pojazd. – Niech pan usiądzie, redaktorze, i czuje się jak u siebie – wskazuje mi miejsce na siedzeniu zaraz obok drugich drzwi. Jesteśmy u niej. W 820. Agnieszka jest kierowcą autobusu od czerwca 2019. Jej ojciec też był kierowcą autobusu, brat jeździ tirem. Agnieszka to jedna z dwóch kobiet kierowców, które jeżdżą na tej linii. – Na początku było ciężko. Szokowała mnie ilość ludzi, kiedy wyjeżdżałam z dworca w Bytomiu. Jazda tą linią jest naprawdę stresująca – przyznaje. – Ale po pół roku nie robi to już na mnie takiego wrażenia. Wśród kierowców panuje takie przekonanie, że 820 trzeba pokochać albo znienawidzić. Nie ma innej opcji - przyznaje. Najgorzej jest w soboty i niedziele o poranku, kiedy ludzie wracają z imprez. Są głośni, wulgarni, bardzo często zostawiają po sobie brud. – Zdarzają się też wyzwiska i to nie tylko w weekendy. Wiele osób jest naprawdę roszczeniowych i niemiłych – przyznaje. Agnieszka to konkretna babka. Nie toleruje, kiedy w autobusie ktoś pije alkohol. Zwraca uwagę, zdarza się, że musi taką osobę wyrzucić z autobusu, choć większość po prostu chowa trunek na czas jazdy.
Bywa i tak, że w podróż wybierze się bezdomny.
– Ludzie przychodzą i mówią, że w autobusie śmierdzi. Mężczyzna siedzi na samym tyle, a ja ten smród czuję w kabinie – opowiada Agnieszka. – Nie ma szans, żeby pasażerowie wytrzymali w takich warunkach godzinę. Płacą za bilet, wymagają standardu i co z tym zrobić? Muszę taką osobę wyprosić.
Nie zawsze jest jednak tak źle. – Ostatnio dostałam nawet kwiatki od pasażera. Po prostu przyszedł i podziękował za jazdę – uśmiecha się Agnieszka. Wielu jest takich, którzy podchodzą i dziękują. Pytam pasażerów. Według nich, Agnieszka to najlepszy kierowca tej linii. A kierowca autobusu na drodze musi cały czas zachowywać szczególną ostrożność. – Jesteśmy odpowiedzialni za setki pasażerów. Wolę się nawet nieco spóźnić, ale dojechać bezpiecznie – uważa. Najgorzej jest w godzinach szczytu, kiedy setki tysięcy ludzi starają się dojechać do pracy lub szkoły. Wtedy 820 najczęściej spóźnia się 10-20 minut. Zdarza się, że z powodu wypadku zamknięty jest tunel pod rondem w Katowicach. Wtedy czasami autobus w ogóle nie odjeżdża.
Historia Natalii: miłość z 820
Zawsze zaczyna się tak samo. Od wymiany spojrzeń, kilku uśmiechów, podglądania, co czyta ta druga osoba. Jak zagadać? Kiedy dojeżdżamy do dworca w Bytomiu, wiem, co powiedzieć, a ona wstaje, wysiada. Zaczynam zapisywać swój numer. – Przepraszam, to mój numer, ale muszę jechać dalej. Zadzwoń, jeśli będziesz miała ochotę – wydusiłem, wsunąłem jej zakładkę do kieszeni i wpadłem z powrotem do 820. Wygłupiłem się? Zadzwoniła. Ma na imię Natalia, tego dnia jechała do Bytomia na zajęcia baletowe, była w klasie maturalnej. Spotkaliśmy się kilka razy, nic z tego nie wyszło, wspomnienie zostało. –Tu Patryk, wybiegłem za tobą kilka lat temu z 820. Możemy się spotkać? - pytam. Zgodziła się.
– Nikt nigdy za mną nie wybiegł z autobusu – uśmiecha się. Teraz Natalia studiuje na Śląskim Uniwersytecie Medycznym i wciąż jeździ 820. Ma chłopaka.
– To chłopak z 820 – mówi. – Kilka miesięcy mijaliśmy się w autobusie, uśmiechaliśmy do siebie, ale żadne nie miało odwagi, by zrobić coś więcej. Aż w końcu zaspałam na ważne kolokwium i 820 odjechało mi sprzed nosa… Stała na przystanku. Tuż przed nią zatrzymał się samochód. On też spóźnił się na 820. Wrócił do domu, wsiadł w auto i zobaczył zagubioną dziewczynę, z którą od kilku miesięcy wymieniał zawstydzone spojrzenia. – W styczniu będzie nasza pierwsza rocznica – opowiada Natalia.