A gdyby tak prezydent Andrzej Duda ułaskawił Hannę Zdanowską?
Jeśli prezydent Andrzej Duda potrafił bez mrugnięcia okiem ułaskawić Mariusza Kamińskiego, równie dobrze mógłby ułaskawić Hannę Zdanowską, skazaną za czyn nieporównanie mniejszej wagi.
W wyborach samorządowych oczy całej Polski zwróciły się na Łódź. To tu, a nie w Warszawie rozgrywa się najważniejszy pojedynek wyborczy. Bo stolica stolicą, ale tam, jak wszędzie, o wyniku zadecyduje po prostu liczba głosów. W Łodzi toczy się inna rozgrywka. Wybory prezydenta zaczynają zakrawać na farsę, bo niezależnie od liczby głosów, zdecydować może siła argumentów prawnych. Oraz ręki, która je trzyma.
PiS ściąga najcięższą artylerię, aby uniemożliwić Hannie Zdanowskiej objęcie urzędu, nawet jeśli wygra wybory. Dlaczego? Bo została prawomocnie skazana za poświadczenie nieprawdy, a to, zgodnie z ustawą o pracownikach samorządowych, uniemożliwia sprawowanie funkcji. Ta jedna ustawa sprawy nie wyczerpuje, bo jest jeszcze Kodeks wyborczy, który - jeśli chodzi o start w wyborach - z takiego wyroku problemu nie robi. Powstaje więc kwestia, dlaczego ktoś skazany może startować w wyborach, jeśli inne przepisy zabraniają mu sprawowania urzędu? PiS widzi tylko tę drugą ustawę i nie kryje, co chce zrobić.
Jacek Sasin, minister z Kancelarii Premiera, już powiedział w Łodzi, że nie ma możliwości, aby Hanna Zdanowska objęła urząd. Powołał się oczywiście na analizy prawne. Ponieważ jednak minister nie ogłosił żadnej decyzji, jego wypowiedź wyglądała na zwyczajny szantaż podparty autorytetem premiera. Do tego doszliśmy. Nic dziwnego, że cała Polska patrzy dziś na Łódź.
Oczywiście nie należy tracić z oczu faktu skazania Hanny Zdanowskiej prawomocnym wyrokiem. Bo cóż warte są jej stwierdzenia, że „nie czuje się winna”? A kto ze skazanych przez sądy czuje się winny?
Pomijając skutki prawne, jakie rodzi lub nie prawomocny wyrok na prezydenta miasta, daje on asumpt do dyskusji o moralnych kwalifikacjach kandydata do sprawowania władzy. Nawet jeśli sprawa dotyczy wydarzeń sprzed 10 lat. Zresztą, macie Państwo własne obserwacje, jakimi kwalifikacjami moralnymi legitymują się wasi prezydenci, burmistrzowie, wójtowie czy też ci, którzy dopiero chcą nimi zostać.
Wracając do Hanny Zdanowskiej. W ogniu walki wyborczej - a do wyborów został już tylko tydzień i będzie to bardzo gorący tydzień - łatwo stracić miarę rzeczy. Przeciwnicy Hanny Zdanowskiej nie przebierają w słowach, odmieniają słowo „przestępca” przez wszystkie przypadki. Warto pamiętać, co to było za przestępstwo. Jego powagę i szkodliwość społeczną określa wyrok - 20 tysięcy złotych grzywny...
Nie sposób uciec od refleksji, że nie byłoby całej tej wojny o prezydenturę, gdyby nie bałagan prawny. PiS, kiedy chce, potrafi zmieniać jedną ustawę po kilka razy w roku. Tutaj jakoś nie doprecyzował przepisów...
Jest jeszcze jeden sposób na zakończenie łódzkiej wojny wyborczej. Prezydent Andrzej Duda ułaskawia Hannę Zdanowską i ta z czystym sumieniem, jeśli wygra, obejmuje urząd. W końcu potrafił ułaskawić Mariusza Kamińskiego skazanego za dużo poważniejsze przestępstwo. Dlaczego miałby to robić? Może po to, żeby prezydent Łodzi został wybrany tak jak wszędzie - przez wyborców.