Afera dębowa. Do podpaleń użyto granatu bojowego
Śledczy z Prokuratury Krajowej we Wrocławiu twierdzą, że to właściciel fabryki pod Kępnem Michał A. zlecał wycinki drzew pod Wołczynem i podpalenia świadków. Tydzień temu został drugi raz aresztowany.
Tydzień temu odebraliśmy telefon: - W okolicy Wołczyna i Kępna kręci się pełno policjantów. Antyterroryści przeszukują dom i firmę Michała A. Nie mogą go znaleźć!
Brzmi to jak scena z filmu sensacyjnego, ale okazało się prawdą! 48-letniego właściciela fabryki mebli w Łęce Mroczeńskiej koło Kępna szukało kilkudziesięciu policjantów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu: opolscy antyterroryści, funkcjonariusze z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą oraz mundurowi z samodzielnego pododdziału prewencji.
- Michał A. został zatrzymany na terenie swojej posesji - informuje nadkom. Marzena Grzegorczyk, rzecznik opolskiej policji. Ustaliliśmy, że policja nie znalazła go w domu, tylko w jednej z należących do niego hal.
Proces ruszy lada dzień, a on zastraszał świadków
Michał A. nacieszył się wolnością ledwie dwa tygodnie. Po raz pierwszy aresztowano go w grudniu 2016 r. Prowadzący śledztwo w sprawie afery dębowej prokuratorzy z Wrocławia zarzucili mu kierowanie grupą zajmującą się podpaleniami.
Michał A. spędził w areszcie śledczym łącznie pół roku. Sąd Okręgowy w Opolu 7 czerwca uchylił wobec niego areszt tymczasowy. Ustalił zabezpieczenie majątkowe w wysokości 500 000 zł.
Po dwóch dniach żona Michała A. wpłaciła wymaganą sumę. Właściciel fabryki mebli musiał tylko raz na tydzień zgłaszać się na komendę policji w Kępnie w ramach dozoru policyjnego.
W piątek 23 czerwca został jednak ponownie zatrzymany, a następnie aresztowany na kolejne 3 miesiące.
- Tym razem chodzi o zastraszanie świadków - informuje nadkom. Marzena Grzegorczyk. - Michał A. usłyszał zarzuty gróźb karalnych wobec świadków postępowania. Nakłaniał ich do zmiany złożonych wcześniej zeznań, by uniknąć kary.
Michał A. usłyszał 13 kolejnych zarzutów. Razem ma ich już 19. Prokuratura Krajowa wniosła akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Opolu. Opolski sąd wyznaczył już na 6 lipca posiedzenie organizacyjne w sprawie tego procesu. Michał A. podejrzany jest m.in. o wyłudzenia dopłat z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Zdaniem śledczych mógł w ten sposób wyłudzić ponad 3 miliony złotych.
- Do tej sprawy policjanci zabezpieczyli całą związaną z tym procederem dokumentację oraz przesłuchali świadków - informuje nadkom. Marzena Grzegorczyk.
Stanisław J. nie potrafił doliczyć się drzew, które mógł ściąć. Zresztą urząd w Wołczynie też nie wie, na jaką wycinkę wydał zgodę
Oprócz prowadzenia fabryki mebli Michał A. skupował ziemię, także poprzez swoją rodzinę, i to nie tylko na Opolszczyźnie. Grunty pod Wołczynem oficjalnie kupił w przetargu od Agencji Nieruchomości Rolnych Stanisław J., teść Michała A. Schorowany Stanisław J. sam przyznał jednak, że jest tylko słupem.
Na kupionych polach masowo wycinano drzewa. Co ciekawe, część z nich burmistrz Wołczyna pozwolił wyciąć, mimo że Stanisław J. nigdy nawet nie przyjechał do urzędu miejskiego, a jego wniosek o zgodę na wycinkę jest niechlujny i pełen skreśleń, za to nie ma na nim żadnej pieczątki gminnej z datą wpływu do urzędu ani podpisu urzędnika. Wnioskodawca nie potrafił nawet doliczyć się drzew, które chciał ściąć. Burmistrz Wołczyna zresztą też nie umiał się doliczyć: wydał zgodę na 131, po kilku miesiącach sprostował, że miało być 128. Wycięto i tak o wiele więcej - w Rożnowie zniknął cały las...
22 sierpnia 2015 r. fabryka mebli Michała A. wydała kuriozalne oświadczenie na swoim profilu na Facebooku: „Drzewa, o których mowa, są naszą własnością. Otrzymaliśmy pozwolenie na ich wycinkę od burmistrza Wołczyna”. A przecież zgodę dostał rolnik Stanisław J., nie firma!
Autorzy oświadczenia dodali, że pomówieniem i oszczerstwem są twierdzenia, że drewno ze ściętych dębów trafiło do produkcji mebli, ponieważ firma produkuje meble z drewna bukowego.
Kiedy internauci zaczęli dopytywać: „A gdzie się podziało drewno z wycinki tych dębów?”, „To dlaczego, zamiast pozwać Ulbrycha, spaliliście mu dom?”, zarówno oświadczenie, jak i konto firmy meblowej zostało skasowane.
40 tysięcy złotych za podpalenie
Do ekologa Adama Ulbrycha o pomoc zwrócili się mieszkańcy, zbulwersowani masową wycinką drzew. Jak mówią, zawiadamiali także gminę Wołczyn i tamtejszy posterunek policji, ale bez reakcji.
Dopiero Adam Ulbrych złożył zawiadomienie w prokuraturze, zaalarmował też radnych na sesji, chciał również poruszyć temat dzikiej wycinki na spotkaniu mieszkańców z burmistrzem Janem Leszkiem Wiąckiem. Podczas tego spotkania podpalono mu dom. Spłonął doszczętnie, Adam Ulbrych mieszka dzisiaj w barakowozie, zaparkowanym obok zgliszczy domu.
Prokuratorzy z Wrocławia twierdzą, że zorganizowanie przez Michała A. procederu zastraszania osób, które utrudniały mu wycinanie drzew, były właśnie reakcją na nagłośnienie sprawy i zawiadomienia organów ścigania. Pierwszy w kolejce był Adam Ulbrych, następni szefowie spółki Promex w Rożnowie. Ulbrych po podpaleniu dostawał groźby śmierci. W obawie o swoje życie zniknął na kilka miesięcy.
Szefowie Promexu mieli ochronę policyjną. Jeden z nich przeszedł zawał i udar. Jest pewien, że podupadł na zdrowiu przez ciągły strach o kolejne podpalenia i lęk, że on i jego rodzina padną ofiarą zemsty bandytów. Prokuratorzy ustalili, że Michał A. zlecał podpalenia 37-letniemu dzisiaj Danielowi R., rolnikowi z Rożnowa, który pomagał mu też wycinać drzewa.
Zdaniem śledczych to Daniel R. miał podpalić 6 listopada 2014 r. dom Adam Ulbrycha za pomocą „koktajlu Mołotowa”.
W maju 2015 r. rozpoczęła się seria podpaleń w spółce Promex. Do pierwszego podpalenia doszło dzień przed rozprawą sądową, na której szefowie Promexu mieli wystąpić w roli świadków.
Żaden z dotychczasowych procesów w sprawie afery dębowej nie skończył się wyrokiem skazującym. Skazany na grzywnę został tylko tylko Adam Ulbrych (za brak pozwolenia wodnoprawnego na staw). Postępowanie prowadzono po doniesieniu Michała A.
Prokuratorzy ustalili, że Michał A. miał obiecać 40 000 zł za podpalenia na terenie Promexu. Daniel R. najpierw podpalił „koktajlem Mołotowa” kombajn New Holland, siewnik zbożowy Horsch oraz czyszczalnię zboża (straty sięgnęły 430 000 zł). Dwa dni później podpalił oborę, w której znajdowało się 119 krów (zagrożony był majątek o wartości 476 000 zł).
W sierpniu 2015 r. Daniel R. podpalił kombajn Class Lexion, a do wnętrza ciągnika rolniczego Massey Ferguson wrzucił granat ręczny bojowy typu F1. Pożar i eksplozja spowodowały 327 000 zł strat.
Strażnik nie dał się przekupić
W styczniu 2016 r. Daniel R. został złapany w nocy w Smardach Dolnych tuż po podpaleniu domu jednorodzinnego, w którym spało 7 osób, w tym 3 dzieci. Prokuratura zakwalifikowała to jako usiłowanie zabójstwa w zamiarze ewentualnym. Daniel R. po tym podpaleniu został aresztowany. Za kratkami siedzi już prawie 1,5 roku. Łącznie usłyszał 9 zarzutów, oprócz podpaleń także bezprawne wpływanie na zeznania świadków oraz włamanie do samochodu na terenie Niemiec.
Trzecią osobą, która zasiądzie na ławie oskarżonych, jest 42-letni Piotr M. z Kluczborka. Zdaniem śledczych to on sprzedał granat oraz pistolet Danielowi R. Został oskarżony o handel bronią palną i przyrządami wybuchowymi.
Michał A. jeden z 19 zarzutów zarobił za kratkami. 16 marca 2017 r. obiecał łapówkę funkcjonariuszowi Służby Więziennej w zamian dostarczenie mu telefonu komórkowego. Strażnik nie dał się przekupić, złożył raport o próbie korupcyjnej.
Prokuratura Krajowa we Wrocławiu podkreśla, że ten akt oskarżenia dotyczy tylko osób zamieszanych w zastraszenie i podpalenia świadków.
- W zakresie innych osób współdziałających w ramach przestępczego procederu prowadzone jest odrębne postępowanie - mówi prokurator Robert Tomankiewicz.
Afera dębowa. Policja zatrzymała zleceniodawcę podpaleń