„Żyć mi się chce” deklaruje tytułem swej nowej płyty Alicja Majewska. Przy okazji premiery piosenkarka opowiada nam, jak kłóci się z Włodzimierzem Korczem i jak wspomina Zbigniewa Wodeckiego
„Żyć się chce”, „Apetyt wciąż na życie mam”... Czy nowa płyta Alicji Majewskiej to dawka tego optymizmu, którego wszyscy na co dzień potrzebujemy?
Byłoby cudownie. Jestem postrzegana jako osoba pełna pozytywnej energii, dlatego autorzy piszący dla mnie zawierają w tekstach pozytywne przesłania. Piosenki Wojciecha Młynarskiego, które miałam szczęście śpiewać, zawsze zawierały iskierkę nadziei, głosiły radość życia, choćby przez łzy. Radości nie należy oczywiście utożsamiać z płytką uciechą. Bez refleksji nad sednem życia te piosenki miałyby mniejszą wartość, bo jak w piosence „Żyć się chce” napisał Tomasz Misiak: „rzeczy tylko dwie są trwałe - radość i ból istnienia”.
A zatem jest Pani artystką od pokrzepienia serc, otuchy i nadziei?
Tak postrzegam swoją powinność zawodową. Ale jest to też rodzaj ogromnej odpowiedzialności za repertuar. Obarczam tym Włodzimierza Korcza. To przecież on godzinami rozmawia z autorami o optymalnych wersjach tekstów i o ich spójności ze stworzoną przez siebie warstwą muzyczną. Ja właściwie przychodzę już na gotowe.
A potem obdarza Pani te utwory cząstką swojej charakterystycznej osobowości. Jak czuje się Pani w tej roli?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień