Andrzej Bargiel - zwykły chłopak, który na nowo zaczął pisać historię himalaizmu
W rodzinnym domu w Łętowni było ich, dzieciaków, jedenaścioro. Nie przelewało się. Przedsiębiorczy Jędrek zaproponował sąsiadowi transakcję: pan dasz mi swoje sfatygowane narty, ja panu paletki do ping-ponga. I tak zaczęła się ta historia.
Cyborg! Człowiek z innej planety! Tak dziś mówi się o Jędrku Bargielu. I w Polsce, i na świecie.
Wyczyn Bargiela odnotowała internetowa wersja „La Gazzetty dello Sport”, najpopularniejszej gazety sportowej we Włoszech; - „Polak zjechał na nartach z K2” - entuzjastycznie tytułuje artykuł Alessandro Filippini. Włoski Mountainblog pokazał film z drona, który filmował Bargiela. Natomiast angielski serwis financialexpress.com zaprezentował skalę osiągnięcia górala z Łętowni, przypominając, że od 1954 roku na wierzchołek Góry Gór dotarło ledwie 350 osób, a kolejne 80 zginęło, próbując tego dokonać.
Z jeszcze większym entuzjazmem osiągnięcie Polaka opisuje włoski serwis montagna.tv. „Nie ma niemożliwego. Andrzej Bargiel zrobił to!”. Dziennikarka Francesca Crotinovis pisze: „To historyczny wyczyn, którego jeszcze nikt nigdy przed nim nie zrealizował”.
W ten właśnie sposób trzydziestolatek z Polski, zjeżdżając na nartach z czwartego już ośmiotysięcznika (Sziszapang-ma w 2013 roku, Manaslu w 2014 roku, Broad Peak w 2015 roku) zapisuje się na kartach himalaizmu.
Pogoda rozdaje karty
To była jego druga próba na Górze Gór. W zeszłym roku wspinacza pokonała pogoda. W tym aura była łaskawsza.
Bargiel zaczął atak na szczyt K2 z obozu IV. Wyruszył w górę około północy naszego czasu. Do pokonania miał ok. 600 metrów w pionie - najpierw w łatwiejszym terenie po tzw. Ramieniu, następnie słynną „szyjką butelki” (Bottleneck) - stromym kuluarem o nachyleniu nawet 60 stopni - dalej trawersem pod wielkim serakiem i w samej kopule szczytowej.
O godzinie 8.25, po ponad ośmiu godzinach wspinaczki, stanął na wierzchołku. Nie miał czasu na radość. Założył narty i ruszył w dół. Podczas zjazdu ani razu ich nie odpiął. Na wysokości ok. 8300 m wspomagał się liną. W innym miejscu asekurował się czekanem. W obozie IV miał przymusowy godzinny postój, bo jazdę uniemożliwiły chmury. Dopiero w „trójce” poczuł się raźniej, bo czekał tam na niego Janusz Gołąb. Niżej miał do pokonania pełne szczelin pola śnieżne.
Był uważny i skoncentrowany.
Jadąc w dół, mijał członków wypraw komercyjnych, którzy pięli się do wierzchołka. Wiedział, że jeśli pojedzie zbyt szybko, zbyt agresywnie, może wywołać lawinę, która porwie wspinaczy. Około godziny 16 zameldował się u podstawy góry, na wysokości ok. 5100 metrów.
Grzegorz Bargiel, ratownik TOPR i górski przewodnik międzynarodowy, jest przekonany, że młodszego o 12 lat brata do bezprecedensowego wyczynu doprowadziła „determinacja, długotrwały trening i wieloletnia praca”.
- Trzymałem za niego kciuki i denerwowałem się. Mam świadomość tego, jak niebezpieczne mogą być góry. Czekałem więc na informacje, gdzie jest. Gdy telefon zbyt długo milczał, wyobraźnia zaczynała pracować. Emocje nie opuszczały mnie aż do chwili, gdy obaj - i Jędrek, i Janusz - znaleźli się w bazie. Wiele razy bywałem z Jędrkiem w górach, potrafię ocenić skalę trudności. To, co zrobił, jest niesamowite. Jędrek po prostu pisze historię - mówi Grzegorz.
Zaczyna ją pisać także Bartek Bargiel, który jako pierwszy człowiek zdołał wyekspediować drona ponad szczyt K2.
Czytaj więcej:
- jakie przeszkody napotkał na swojej drodze Andrzej Bargiel?
- co o himalaiście sądzi zdobywca wszystkich 14 ośmiotysięczników, Krzysztof Wielicki?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień