Arcydzieła powracają
Nie pamiętam, kiedy widziałam „Życie rodzinne” Krzysztofa Zanussiego. Pewnie było to w epoce, kiedy telewizja posiadała dwa kanały. Czas sprawił, że w głowie pozostał mi jedynie jakiś ulotny klimat odchodzenia, który emanował z tego obrazu, jakaś aura przeszłości, która majaczyła gdzieś w zakamarkach pamięci. I nie myliłam się, co świadczy o jakości filmu, który miałam szansę niedawno ponownie zobaczyć w Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Od dłuższego już czasu odbywają się tam spotkania z cyklu „Przywrócone arcydzieła”. Prowadzi je z wielką klasą krytyk filmowy Łukasz Maciejewski. Znawca polskiej kinematografii, nie tylko wybiera ważne obraz, ale też zaprasza ich twórców, prowadząc z nimi niezwykle interesujące rozmowy.
I tak było w przypadku Krzysztofa Zanussiego, który na wstępie przyznał się, iż „Życie rodzinne ”, posiada wątki autobiograficzne. A stosunki głównego bohatera z ojcem przypominają jego relacje z głową rodu.
Te w filmie, który Łukasz Maciejewski porównał do, powstałego notabene parę lat później, „Portretu rodzinnego we wnętrzu” Viscontiego, są bardzo ciekawe. Grany przez Daniela Olbrychskiego Wit, wezwany telegraficznie przez ojca, przyjeżdża do zrujnowanej willi, która ledwo już pamięta czasy dawnej świetności, otoczona teraz socjalistycznymi blokami.
Wit woli symbolicznie wmieszać się w tłum robotników niż patrzeć na degrengoladę zubożałej klasy wyższej.
Zastaje tam swoją niepoprawną siostrę Bellę (Maja Komorowska), ciotkę (Halina Mikołajska), no i oczywiście ojca, fantastycznie zagranego przez Jana Kreczmara. Zmagania młodego inżyniera z przeszłością rodziny, z jej nie tylko materialnym, ale i duchowym upadkiem, stanowią kanwę obrazu, który kończy się ucieczką bohatera z domu.
Wit woli symbolicznie wmieszać się w tłum robotników niż patrzeć na degrengoladę zubożałej klasy wyższej. Jednak genów nie da się oszukać, rodzinna skaza pozostaje w każdym. I trzeba z nią żyć, tak jak Wit będzie musiał żyć z nerwowym tikiem odziedziczonym po ojcu.
Krzysztof Zanussi wyznał, że Andrzej Wajda nie mógł mu wybaczyć tego zakończenia. Wolał inne, w którym ojciec umiera, a willa płonie razem ze starym życiem. Reżyser przyznał swojemu mistrzowi rację, bo rzeczywiście byłaby to bardziej filmowa scena, ale pozostał, i słusznie, przy swoim. Dzięki temu „Życie rodzinne” nabiera dodatkowych znaczeń, zmuszając nas do głębszej refleksji, którą wywoływało niegdyś polskie kino.
Warto do niego wracać, o czym wiedzą bywalcy cyklu „Przywrócone arcydzieła”, którzy szczelnie wypełnili salę MOS-u. Łukasz Maciejewski zapowiada, że kolejne spotkanie odbędzie się w kwietniu. Podczas niego pokazany zostanie „Sublokator” Janusza Majewskiego. Na projekcję obiecał przyjechać reżyser filmu i grająca w nim rolę uczennicy Małgosi , Magdalena Zawadzka.