Bartosz Kapustka. 19-letni piłkarz, który już wygrał UEFA Euro
Bartosz Kapustka wsiadł nie tylko do właściwego pociągu, ale jest to TGV. Prędkość, którą rozwinął w kadrze, jest imponująca. Nie wiemy, gdzie zajedzie, ale wiemy, że daleko.
W Pogórskiej Woli, czyli tam, gdzie wszystko się zaczęło, mieszkańcy wymyślili, żeby wspólnie obejrzeć pierwszy mecz Polaków na Euro 2016. Strefę kibica zorganizowano w remizie. Na ścianie powieszono wielki telewizor, przed nim poustawiano krzesła, na których z reguły siedzą tutaj weselni goście. Teraz też miało być wesele, choć innego rodzaju. Zaślubiny młodego Kapustki, chłopaka stąd, z wielkim futbolem. Tata, mama i brat też oczywiście byli, miejsca mieli zarezerwowane w pierwszym rzędzie.
W sumie przyszło tyle osób, że krzeseł zabrakło.
- Stuprocentowej pewności, że zagra z Irlandią nie było, wszyscy bardzo się ucieszyli, że wyszedł w podstawowym składzie – opowiada Mateusz Kapustka, starszy brat Bartosza. – Duma była, wiadomo, rodzicom pewnie łza się w oku zakręciła. Zagrał nieźle, aczkolwiek zawsze można zagrać lepiej. Parę strat przecież miał – przypomina.
O mankamentach pamięta on, może tata Kazimierz, były piłkarz Tarnovii, który z synami może rozmawiać o futbolu godzinami, i paru ekspertów. Reszta Polski już o błędach zapomniała, może nawet wcale ich nie zauważyła. 19-letni piłkarz z niedzieli na poniedziałek znalazł się w centrum medialnego szaleństwa, spychając z czołówek wszystkich możliwych celebrytów. Jedna taka fala z jego udziałem już przeszła we wrześniu ubiegłego roku, gdy zadebiutował w kadrze i zdobył gola, ale ta obecna jest nieporównywalnie większa. Internetowe memy („Przepraszam, po ile ta Kapustka? Po 40 milionów euro!”), filmy, telewizyjne materiały, galerie zdjęć; dzieciństwo, szkoła, dziewczyna, wiwisekcja życia prywatnego. Kazimierz Kapustka udzielił w ostatnich dniach więcej wywiadów niż syn. – Wszystko to jest już naprawdę bardzo napompowane. Za bardzo – zwraca uwagę Mateusz.
Pozostaje pytanie, czy jego młodszy brat ma świadomość tego, co dzieje się w kraju. Na ostatniej konferencji prasowej, w której wziął udział, rezolutnie odpowiedział dziennikarzom, że po meczu z Irlandią wyłączył wszystkie aplikacje, żeby nie czytać informacji na swój temat.
- Coś tam do niego na pewno dochodzi – uważa brat. – Ale myślę, że jest w stanie się wyłączyć. Po meczu rozmawialiśmy trochę na Facebooku, w ostatnich dniach już nie kontaktowaliśmy się, nie chciałem mu zawracać głowy. Niech chłopak ma trochę spokoju.
W tym zamieszaniu nie chodzi tylko o popularność. Chodzi też o zainteresowanie, jakie wzbudza wśród trenerów zachodnich klubów. Dużych zachodnich klubów.
W Cracovii, czyli tam, gdzie wszystko się rozwinęło, już pogodzili się z tym, że Bartek do nich wróci, ale tylko po to, żeby się pożegnać. – Do myśli, że odejdzie po Euro, przyzwyczaiłem się już dawno temu – przyznaje trener „Pasów” Jacek Zieliński.
Tak się złożyło, że w poprzedni poniedziałek jego piłkarze spotkali się na pierwszych zajęciach po urlopach. Wiadomo, co było tematem rozmów:
- Nieźle Bartek wypadł, co nie? – Super! – Rewelacja!
- Żarty, jak to w szatni, też były. „Tego jak go nauczyłem, a tamtego ja” – uśmiecha się Tomasz Siemieniec, kierownik drużyny „Pasów”, który Bartkowi ojcował w klubie przez ponad trzy lata. - Kadra u każdego wzbudza emocje, ale inaczej się patrzy, gdy pierwsze skrzypce gra chłopak, którego tak dobrze się zna.
- Powiem tak: to jest urodzony piłkarz. Po prostu. On to kocha, on tym żyje. Nie ma znaczenia, z kim gra i gdzie gra. Boisko to jego naturalne środowisko - uważa Siemieniec. - Są ludzie, którzy pracują przez dziesięć lat, żeby osiągnąć to, co on w jeden rok. Gdy przyszedł do pierwszej drużyny Cracovii był malutki, chudziutki, ale każdy mówił: popatrz, z tego chłopaka będzie kawał zawodnika.
Bartosz Kapustka w kadrze zagrał osiem razy
Wszystko dzieje się u niego bardzo szybko. Nie za szybko? - Zawsze marzył o tym, żeby grać w kadrze, teraz to marzenie spełnia. Wszedł na pewien poziom i tu już nie ma na co czekać, trzeba iść do przodu – podkreśla Mateusz Kapustka. – Brat ma dodatkowy atut: w kadrze trafił na superprofesjonalistów pokroju Lewandowskiego i Krychowiaka. Ich wskazówki będą dla niego bezcenne.
To jeszcze jedna ważna umiejętność młodego zawodnika. Błyskawicznie nawiązuje kontakt ze starszymi zawodnikami. Z jednej strony stał się maskotką kadry, w bardzo pozytywnym znaczeniu, z drugiej – jak gąbka chłonie to, co bardziej doświadczeni koledzy mają mu do powiedzenia.
W La Baule, czyli tam, gdzie wszystko się zmieniło, Kapustka też zajął całą medialną przestrzeń. Nie każdy ma taki dar. Scena, która najlepiej to ilustruje rozegrała się na konferencji prasowej po zwycięstwie nad Irlandia Płn. – Bartek, zagrałeś tak dobrze, że czuję się tu niepotrzebny – rzucił w pewnym momencie siedzący obok Jakub Wawrzyniak, jeden z najbardziej doświadczonych zawodników kadry. Mówił trochę żartobliwie, ale tym jednym zdaniem trafił w sedno.
- Jak na wiek i na liczbę meczów rozegranych w reprezentacji jego sposób gry jest imponujący – twierdzi Włodzimierz Lubański, legenda polskiej piłki. Dlatego wróży mu interesującą przyszłość. I to już, za chwilę.
- To chłopak, który w najbliższej przyszłości może być czołowym zawodnikiem reprezentacji. A nawet jest na dobrej drodze, aby zostać liderem zespołu. Teraz będzie miał jednak zadanie, aby potwierdzić, że zasługuje na te pochwały. U młodego zawodnika to najtrudniejsze – uważa Lubański.
I radzi, co Bartosz Kapustka powinien zrobić, gdy odpłynie już pierwsza fala popularności. – Nie ma złotego środka. Musi kontynuować to, co tak dobrze zaczął, cały czas pracować nad sobą, ale przede wszystkim rozgrywać mecze z pełnym zaangażowaniem i zaufaniem do swoich umiejętności. Wszystko jest dopiero przed nim, ale już widać, że ma chłodną głowę – mówi Lubański.
To już połowa sukcesu.
Autor: Przemysław Franczak, Remigiusz Półtorak z Francji