Gdy pierwszy raz zadzwonił do mnie Stefan Wierzba, pomyślałem: ot, na stare lata znalazł sobie fajną pasję. Taki pozytywny patriotyzm. Ale w miarę, gdy przyglądałem się jego działalności, dostrzegałem, iż ten patriotyzm nie jest pozytywny.
Nie przeszkadza mi jego biografia. Chciał do wojska, to poszedł, a że było ludowe...
Ale egoistyczne poglądy, które reprezentuje, są dla mnie nie do przyjęcia. Niedawno odniósł się do zbrodni „Burego”.
„Bury” nawet popełniając zbrodnie patriotą był. Walczył o wolną od sowieckiego jarzma Polskę. Przekroczył granicę moralności, ale to za tę ideę mordował i oddał życie. W postawie Wierzby dojmujące jest jednak to, że atakuje on ofiary „Burego” - bo prawosławni byli ulegli lub współpracowali z władzą ludową. Wypomina innym wybory, których sam też dokonywał.
Sam przecież z własnej woli służył władzy ludowej! W tej służbie robił karierę i zapewnił sobie dostatnie życie. Gdyby w 1962 roku „Bury” jeszcze walczył, to Wierzbę, który uczył się na oficera LWP, zastrzeliłby jako wroga Polski.
Dziś to Wierzba bryluje z szabelką. Bo teraz łatwiej niż w latach 60. czy 80. przybrać piórka patrioty i bohatera.
Ale nie szata zdobi człowieka! Nie potępiam Pana, Kapitanie, ale wzorem dla dzieci Pan nie jest!