Dzików miało już nie być, a wciąż swobodnie spacerują po mieście. - Ten odłów nic nie daje - krzyczą mieszkańcy przygranicznego miasta.
- Wdarły się na moją działkę i zniszczyły wszystko. Nic dziwnego, było ich chyba z 30 sztuk - opowiada gubinianin Zbigniew Lenart. - Udało mi się własnymi siłami doprowadzić działkę do porządku. Jednak te zwierzęta mogą kiedyś znów mnie „odwiedzić”. I co wtedy?
Podobnych sytuacji było na przestrzeni ostatnich lat dużo więcej. Ludzie robili zdjęcia dzików, które swobodnie maszerowały po mieście. Trudno zliczyć, ile w sumie dokonały zniszczeń.
Najczęściej narzekają działkowcy, których ogródki znajdują się na obrzeżach miasta. Tam działania dzików są najbardziej widoczne.
- Mówimy o tym problemie od lat, a mnie się wydaje, że w naszych ogrodach jest coraz gorzej - stwierdza Czesław Czyżowski, prezes ogrodów działkowych „Wzgórze”.
Radni również podkreślali, że dziki są sporym problemem. - W górnej części miasta osobiście widziałam watahę. Policzyłam. Około 25 zwierząt. Dorosłe osobniki z młodymi. Wiele razy mówiliśmy o zniszczeniach, ale takie grupy mogą być niebezpieczne - mówiła radna Urszula Kondracik.
Odłów nic nie dał. Złapali kilka sztuk
Urząd miasta od dawna starał się o pozwolenie na wyłapanie kłopotliwej zwierzyny. Przez długi czas bezskutecznie. W końcu jednak się udało. Tylko co z tego?
W magistracie dowiedzieliśmy się, że złapano zaledwie kilka sztuk.
- 5 lub 7 - mówi urzędniczka Alicja Ratowicz. - Trudno powiedzieć, ponieważ myśliwi przykazywali nam, że odłownie były uszkadzane przez ludzi, którzy te dziki wypuszczali.
Dlaczego? Nie wiadomo. Przecież wszyscy od dawna narzekają na zniszczenia spowodowane przez te zwierzęta. - Sami jesteśmy zaskoczeni. Dostaliśmy nawet sygnał, że jedna z mieszkanek dokarmia dziki na swoim podwórku. Nic dziwnego, że tak chętnie w naszym mieście przebywają - stwierdza A. Ratowicz.
Od poniedziałku będą starać się o odstrzał
Odłów okazał się niewypałem i to dużym. Przyznaje to również burmistrz Bartłomiej Bartczak.
- Naszym zdaniem wyłapywanie dzików jest nieskuteczne. Ich liczba w mieście nie zmniejsza się, nie dziwię się, że mieszkańcy narzekają - zauważa włodarz.
Dodaje, że urząd miasta ponownie zwróci się do starostwa, które może wydać odpowiednie pozwolenia. Tym razem nie na odłów, ale na odstrzał dzików.
- Już wcześniej zwracaliśmy się z takim zapytaniem, jednak starostwo odpowiadało, że nie można przeprowadzać odstrzału na terenie miasta - podkreśla Bartczak.
Mimo wszystko mieszkańcy uważają, że to najlepsze rozwiązanie.
- Nasze ogrody są daleko poza terenami zabudowanymi. Powinni wywiesić ogłoszenie, żeby nie zbliżać się w okresie odstrzału w okolice naszego terenu i problem byłby z głowy - przyznaje Czesław Czyżowski.
Wcześniej starostwo negatywnie rozpatrywało wnioski o odstrzał. Mimo to magistrat chce spróbować ponownie. Co się zmieniło?
- Dowiedziałem się, że starostwo w Żarach wydało pozwolenie na odstrzał w mieście - podkreśla burmistrz Bartczak. - Więc jest to możliwe. Jeszcze nie rozmawialiśmy o szczegółach, pewnie trzeba się do tego kompleksowo przygotować, jednak najważniejsze jest uzyskanie pozwolenia. I_od tego zaczniemy pracę w urzędzie w przyszłym tygodniu - zapewnia.
Nawet jeśli się uda, może nie być łatwo. Dlaczego? Odstrzału muszą dokonać myśliwi. Większość z nich nie chciałaby tego robić w mieście.
- Nie dziwię im się - przyznaje urzędniczka. A. Ratowicz. - Wypadki zdarzają się w lesie na polowaniach, a co dopiero w terenie zabudowanym.
Władze uważają, że odstrzał to najlepsze rozwiązanie. Na razie odłownie zostaną na miejscu, jednak najpewniej za bardzo nie pomogą. Mieszkańcy czekają na dalsze decyzje.