Bydgoszczanie na sesji mówią jako ostatni
- To brak szacunku dla społeczników, gdy każe im się czekać, a gdy dopuści się ich do głosu, na sali nie ma prawie nikogo - uważa bydgoszczanin.
- Wystąpienia obywatelskie, jeśli trafiają na koniec sesji, nie mają wielkiego sensu. Część radnych jest już nieobecna, nie ma też mediów, które mogłyby nagłośnić sprawę, wszyscy są po prostu zmęczeni - mówi Adam Goździewski, który był jedną z trzech osób, które wystąpienie obywatelskie miały zaplanowane. Bydgoszczanin próbował zainteresować radę wykorzystaniem specjalnych płyt jumbo do utwardzania dróg - te mają być lepsze i trwalsze niż używane dotychczas ażury.
- Myślałem, że wystąpienie będzie jak zwykle na początku sesji, przyjechałem rano do ratusza - mówi Adam Goździewski. - Ale okazało się, że przeniesiono je na koniec obrad. Nie wiedziałem, kiedy nadejdzie moment wystąpienia, musiałem cały czas nasłuchiwać, w jakim punkcie jesteśmy. A przecież mimo że jesteśmy społecznikami, mamy swoje obowiązki i nie możemy cały dzień czuwać nad przebiegiem sesji. W końcu ktoś z Biura Rady Miasta zadzwonił i powiedział, że mam się szykować, bo za godzinę może być wystąpienie. I było, koło 17-tej, gdy na sali radnych było niewielu. Po mnie występowały jeszcze dwie osoby, pani od spraw Zachemu i pan z Zawiszy, dostaliśmy po 10 minut na mównicy.
Zapraszamy do przeczytania dalszej części naszego artykułu:
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień