Chaos i odwołane rozprawy w sądach - to efekt protestu pracowników. Żądają podwyżek
Braki kadrowe, odwoływane rozprawy i chaos organizacyjny - to efekt pierwszego dnia protestu pracowników administracyjnych sądów, którzy domagają się podwyżek o 1000 zł od 2019 r.
- Zostałam wezwana na rozprawę jako świadek. Kiedy pojawiłam się w sądzie, okazało się, że rozprawa została odwołana, bo zabrakło ludzi do pracy
- opowiada nam pani Marta. Nie jest ona jedyną osobą, która w poniedziałek na własnej skórze mogła odczuć skutki protestu pracowników administracyjnych sądów.
- W wydziale XVI karnym Sądu Okręgowego w Poznaniu w poniedziałek obecna była tylko kierownik. Moją rozprawę, na której miały być wygłaszane mowy końcowe, również odwołano z powodu braku obsady - mówi adwokat Przemysław Plewiński, który jednocześnie solidaryzuje się z protestem.
Początków takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w liście, który minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro opublikował do pracowników administracyjnych sądów. Minister dziękował w nim za ich trudną pracę i obiecywał wzrost wynagrodzeń o 5 proc. od 2019 roku oraz wypłacenie nagród na święta. Dla wielu pracowników to było jednak za mało. Dlatego też, śladem policjantów, w całej Polsce rozpoczęli nieformalny protest przynosząc zwolnienia lekarskie. Nie trudno było to odczuć w poznańskich sądach.
- W sądzie na Starym Mieście jest może ok. 20 procent załogi. W Sądzie Okręgowym są wydziały, w których do pracy przyszedł jedynie kierownik. Wielu pracowników nie ma też w Sądzie Rejonowym Poznań Nowe Miasto
- mówi jeden z poznańskich sędziów.
- Żeby nie pracownicy administracyjni, to sądy by stały. Sędziowie orzekają, ale to my wykonujemy czarną robotę i zajmujemy się „papierologią”. Ktoś przecież musi protokołować rozprawy, spisać zarządzenie sędziego, wysłać powiadomienia o terminach rozpraw itp. Staramy się robić to jak najlepiej, ale czujemy się niedoceniani - nie ukrywa Magdalena Łykowska, zastępca przewodniczącego NSZZ Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP z siedzibą w Poznaniu.
Jednocześnie dodaje jednak: - Jako związek zawodowy nie organizujemy protestu ani strajku, gdyż zgodnie z prawem, pracownicy wymiaru sprawiedliwości nie mogą protestować. Zamiast tego wysłaliśmy do premiera i ministra sprawiedliwości wnioski o wzrost wynagrodzeń zasadniczych.
Pracownicy sądów domagają się podwyżek o 1000 zł w 2019 roku i kolejne 500 zł w 2020 roku. Obecnie, niektórzy, mimo nawet 20-letniego stażu, zarabiają, zaledwie 2300 zł brutto miesięcznie.
- Większość osób ma wyższe wykształcenie prawnicze lub administracyjne a boryka się z głodową pensją. Mamy dużo wakatów, ale nic dziwnego, że nikt nie chce przyjść do pracy za takie pieniądze
- mówi Magdalena Łykowska.
I dodaje: - Pracownicy widzą, że inne grupy protestowały i dostały podwyżki a my nie. Nie mieliśmy nawet waloryzacji wynagrodzeń, a mamy pożyczki i kredyty. Za coś trzeba żyć, choćby na niskim poziomie.
- Nie dziwię się pracownikom, że protestują. Oni przez lata rzeczywiście byli zaniedbywani - to już z kolei słowa jednego z poznańskich sędziów.