Ciągnął psa za samochodem, nie poniesie kary. W "psich sprawach" raz umorzenie, a raz zarzut
Mężczyzna, który ciągnął psa za autem nie poniesie kary. - To przyzwolenie na dręczenie zwierząt - komentuje szefowa lubelskiego „Animalsa”.
To były głośne w ostatnim czasie przypadki złego traktowania psów. I każdym z nich zajęły się policja oraz prokuratura. Sprawdziliśmy, na jakim etapie są te sprawy.
W połowie listopada ubiegłego roku w Motyczu pod Lublinem kierowca ciągnął psa przywiązanego do haka holowniczego przy samochodzie. Zauważyła to kobieta jadąca za nim, ale jej sygnały nie poskutkowały i mężczyzna zatrzymał się dopiero po dwóch kilometrach.
W połowie lutego prokuratura umorzyła dochodzenie w tej sprawie.
Prokurator uznał, że nie było to celowe znęcanie się nad zwierzęciem
- mówi Małgorzata Samoń, p.o. szefa Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ.
- To był nieszczęśliwy zbieg zdarzeń. Podejrzany przywiązał psa do haka, a następnie otrzymał telefon od siostry. Kobieta potrzebowała pomocy przy samochodzie w Lublinie. Zaaferowany mężczyzna zapomniał o psie i pojechał pomóc siostrze.
Śledczy doszli do wniosku, że mężczyzna nie chciał zrobić krzywdy zwierzęciu, a kiedy zorientował się, że ciągnie psa, zawiózł go do lecznicy.
- Zwierzę dobrze reagowało na obecność właściciela, nie było wystraszone, co mogło świadczyć, że nie było wcześniej maltretowane - tłumaczy pani prokurator.
Do podobnej sytuacji doszło na początku marca na drodze dojazdowej do granicy w Terespolu. Pan Tomasz, nasz Czytelnik zauważył jadący od strony przejścia granicznego samochód. - Za nim ledwo biegł pies. Biedne zwierzę było ciągnięte na lince wystającej przez okno - opowiadał nam czytelnik, który ruszył w pościg i zawiadomił policję.
Właściciel psa tłumaczył, że zwierzę mu uciekło kilka dni wcześniej. Dowiedział się, gdzie jest i chciał psa sprowadzić do domu. Policji tłumaczył, że ciągnął go na lince, bo nie mógł umieścić go w samochodzie. Nie wyjaśnił jednak dlaczego.
W tej sprawie policjanci działali bardzo szybko. Dosłownie w ciągu kilku dni mężczyźnie został postawiony zarzut znęcania się nad zwierzęciem
- informuje st. asp. Barbara Salczyńska-Pyrchla z policji w Białej Podlaskiej.
Jest jeszcze jedna, bulwersująca sprawa. Pod koniec stycznia jeden z mieszkańców Lublina (wcześniej będąc w areszcie pracował w schronisku dla zwierząt) umieścił w sieci zdjęcie swojego psa. Zwierzę miało - jak się wydaje - zakrwawiony pysk. „Dwa zagryzione, brawo kocham Cię bandyto mój wierny” - taki podpis widniał pod zdjęciem.
- Już namierzyliśmy tego mężczyznę - mówi nam st. sierż. Kamil Karbowniczek z zespołu prasowego KWP Lublin. - Nie ma jednak postawionych żadnych zarzutów, a zebrany materiał przekazaliśmy do prokuratury w celu jego oceny - dodaje.
Elżbieta Tarasińska, z lubelskiego Animalsu mówi nam, że policja, prokuratura i sądy rzadko stają po stronie zwierząt. - Aktywistów prozwierzęcych traktują jak oszołomów. To my zawiadomiliśmy o psie ciągniętym za samochodem w Motyczu. Policja i prokuratura dały wiarę słowom sprawcy, jego siostrze i sąsiadom, a nie świadkowi zdarzenia. Takie decyzje to przyzwolenie na maltretowanie zwierząt - ocenia.