Czasy secondhand i pewna książka. Felieton Tadeusz Płatka
Zacząłem czytać książkę Swietłany Aleksijewicz, noszącą podtytuł „Koniec czerwonego człowieka”.
Nie wiem jeszcze, jaki będzie koniec. Pewnie powinienem najpierw skończyć wszystko, dopiero później się odnosić. Jaki zresztą koniec? Takie książki nie mają przecież końca. A ja, niestety, tak już mam, że gdy trafię na literaturę wybitną, nie mogę jej połknąć w noc, przeciwnie - czytam wolno, wracam, kartkuję raz jeszcze, podkreślam w głowie ważne słowa, nie chcę, żeby się skończyły. „Ulissesa” Jamesa Joyce’a w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego czytałem dwa lata. „Czarodziejską Górę” Manna - trzy. Cóż z tego - i tak ich całkiem nie zrozumiałem, ale z drugiej strony dzięki nim wiem, że wszystkiego do końca zrozumieć nie sposób.
Aleksijewicz pisze o homo sovieticus - dziwnym zjawisku człowieka stworzonego przez ustrój komunistyczny. To dla nas, dzieci komuny, nic nowego. Pisali już Miłosz i Tischner. Homo sovieticus - człowiek paradoksów, słowami Leszka Kołakowskiego „Ideologiczny schizofrenik”, gardzący pieniędzmi, podporządkowany władzy, bezwolny, wiecznie uciekający przed odpowiedzialnością i jednocześnie wolnością.
Przestraszony, a jednocześnie agresywny, uznający nieustający strach za coś tak naturalnego jak powietrze. Permanentny kłamca, odrzucający logikę i konsekwencję zdarzeń na rzecz oportunizmu. Dwulicowiec balansujący na granicy przetrwania, dostosowujący swoje pragnienia i poglądy do aktualnej sytuacji. Nierespektujący wspólnej własności, przekonany, że wszystko do niego należy, jednocześnie zwalniający siebie z odpowiedzialności za dobro ogółu.
Szef Solidarności Piotr Duda właśnie ogłosił, że decyzja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, nakładająca na Polskę karę w wysokości pół miliona euro dziennie, jest nieważna. „Kara jest bezprzedmiotowa, albowiem zawiesiłem w zeszłym tygodniu prace tego trybunału niesprawiedliwości” - powiedział w środę.
To może wydawać się śmieszne, absurdalne, ale nie dla homo sovieticus, który posiada swoją własną logikę, wedle której wszystko, co jest dla nas wygodne, należy popierać, a wszystko, co nie - lekceważyć. Zamykać oczy w przekonaniu, że problem zniknie. Rozmawiać, ale dla samego aktu prowadzenia rozmowy, oszukiwać słuchacza w przekonaniu, że on chce być oszukiwany, mało tego - oszukiwać samego siebie.
To kombinatorstwo, będące nawet dla homo sovieticusa złem, jest jednak uprawnione w imię jakiegoś wyższego celu.
W ZSRR tym celem był wielki i silny Związek Radziecki.
Dziś tu jest Polska, Ojczyzna, która w zasadzie już nie wiadomo, czym jest. Bo każdy homo sovieticus definiuje ją sobie inaczej. Tak, jak mu się akurat podoba.