Przez wiele lat nic o sobie nie wiedzieli. Jedna część rodziny mieszkała w Polsce, w Lublinie. Druga w Czechach. Członkowie lubelskiej "gałęzi" wiedzieli, że mają rodzinę w Jaksmanicach. Jednak czeska linia tylko się tego domyślała. Dowiedzieli się o sobie dzięki artykułowi w "Nowinach".
W 2017 r. otrzymaliśmy e-maila od mieszkanki Czech. Květa Kubálkova, z domu Mierzwińska (w czeskiej wersji Mervínská) poszukiwała swoich przodków. Osoby o nazwiskach Lewkut i Mierzwiński znalazła w USA i w Wielkiej Brytanii. Jednak natrafiła również na ludzi, którzy według jej wiedzy wywodzili się z Jaksmanic w gminie Medyka, niedaleko Przemyśla.
- Mój dziadek Stefan Mierzwiński pochodził z Jaksmanic. Jego ojciec również nazywał się Stefan Mierzwiński, a jego matka Maria z domu nazywała się Lewkut - opisywała w e-mailu Květa Kubálkova.
Pani Květa wyjaśniała, że buduje drzewo genealogiczne swojej rodziny i w związku z tym poszukuje wszelkich informacji o swoich przodkach. Jak każdy współczesny genealog wertuje również Internet.
- Na stronie apokryfruski.org znalazłem zdjęcia nagrobków Michała Lewkuta, Vasil Lewkuta i Stefani Mierzwińskiej z Jaksmanic. Jeszcze w 2015 r. próbowałam się czegoś dowiedzieć od waszych urzędów i parafii, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Proszę o pomoc Nowiny, może po publikacji artykułu ktoś się odezwie - pisała do nas pani Květa.
Dlaczego akurat do nas? Dla wielu rodzinnych, ale również profesjonalnych genealogów, lokalne mediach w różnych częściach świata są często "ostatnią deską ratunku”, zwłaszcza w poszukiwaniu żyjących współcześnie członków rodzin.
Oczywiście, w 2017 r. opublikowaliśmy artykuł, zamieściliśmy zdjęcia, które nadesłała do nas pani Květa. Niestety, nikt z poszukiwanej rodziny nie odezwał. Aż do teraz.
Pan Łukasz wpisał swoje nazwisko w Google i cierpliwie czytał wyniki wyszukiwania
- Z ciekawości wpisałem swoje nazwisko w wyszukiwarkę Google i cierpliwie przeszukiwałem wyniki. Ogromnie się zdziwiłem, gdy na zdjęciach w artykule w Nowinach zobaczyłem fotografie grobów moich przodków - napisał do nas Łukasz Włodkowski - Lewkut z Lublina. Twierdzi, że według jego wiedzy osób o nazwisku Lewkut jest w Polsce tylko trzynaścioro.
- Po przeczytaniu artykułu, porozmawiałem ze swoją mamą i okazało się, że moja babcia wspominała, że możemy być spokrewnieni z Mierzwieńskimi, a więc również z tą panią z Czech - wyjaśnia pan Łukasz.
Prosił o skontaktowanie z panią Květą.
Pierwszy sukces. Udało się znaleźć w redakcyjnym archiwum e-maila od pani Kvety. Wysłaliśmy wiadomość do Czech. Zastanawialiśmy się, czy otrzymamy odpowiedź. Mogło być różnie. Korespondencja z Czech do Nowin nadeszła ponad trzy lata temu. W tym czasie wiele mogło się zmienić. Np. autorka e-maila mogła po prostu zmienić adres swojej poczty elektronicznej.
Jeżeli adres jest nieprawidłowy lub już nie istnieje, zwykle najpóźniej po kilku minutach przychodzi powiadomienie o tym. Jednak tym razem tak się nie stało. Uff...
Po zaledwie kilku godzinach otrzymaliśmy odpowiedź. Sprawa była nadal aktualna. Skontaktowaliśmy panią Květę z panem Łukaszem i z niecierpliwością czekaliśmy na finał rozmów. Dlaczego? Od pana Łukasza dowiedzieliśmy się, że przed 1950 r. w Jaksmanicach były co najmniej dwie rodziny Lewkut, które według przekazów dziadków nie były spokrewnione.
Dzwonimy następnego dnia.
„Najprawdopodobniej jesteśmy rodziną”
- Jesteśmy już po rozmowie. Pani Květa przedstawiła mi wyniki swoich dotychczasowych ustaleń genealogicznych, udało się nam znaleźć kilka punktów stycznych i jest wysokie prawdopodobieństwo, że mieliśmy wspólnego przodka. Oczywiście będziemy cały badać sprawę, szukać w archiwach - mówi pan Łukasz. Tłumaczy, że do tej pory ani on, ani jego rodzina, nawet nie podejrzewali, że mogą mieć krewnych w Czechach. Bardziej wspominano Austrię.
- W czasie II wojny światowej każdy z braci mojego dziadka z Jaksmanic, znalazł się w innym kraju. Jeden trafił do Rosji, inny do Francji, a jeszcze inny prawdopodobnie do USA. Mój dziadek pozostał w Polsce. Bardzo się cieszę, że po tak wielu latach odnaleźliśmy krewnych - twierdzi pan Łukasz.
Pani Květa przekazała nam więcej szczegółów swoich dotychczasowych ustaleń.
- Mój dziadek Štefan Mierwiński wyjechał z domu z Jaksmanic do Rosji, gdy nie miał nawet 18 lat. Chciał wziąć udział w wojnie domowej w Rosji. Dostał się do „kompanii marszałka Klimenta Jefremoviča Woroszyłowa” i według mojego ojca Jaroslava został później jego pomocnikiem (ale nie mogę powiedzieć na pewno, to nie musi być prawda). Na koniec I wojny światowej dotarli aż do Czech. Nie wiem, czy został tutaj, czy wrócił do Jaksmanic i później przyjechał do Czechosłowacji? W każdym razie osiadł w regionie środkowoczeskim, bezpośrednio w Poříčanach w powiecie Nymburk, znalazł pracę w fabryce - przekazuje Czeszka.
31 lipca 1927 r. poślubił Anežkę Braunsteinovą, babcię pani Květy.
- Aby się ożenić, musiał przebyć długą drogę do swojego rodzinnego miasta Jaksmanic pod Przemyślem w Polsce. Podobno pokonał tę drogę pieszo, aby zaoszczędzić pieniądze na dom i wrócił za około 2,5 miesiąca. Według opowieści dziadek miał starszą siostrę i młodszego brata. Siostra zginęła podczas II wojny światowej. Została rozstrzelana za przynależność do partyzantów. Podczas II wojny światowej mój dziadek został skierowany do pracy w Salzburgu, ale udało mu się uciec i wrócić do domu. Do końca wojny ukrywał się w okolicznych lasach. Mój ojciec powiedział również, że brat jego dziadka potajemnie odwiedzał ich nocą z rosyjskojęzycznymi oficerami, ale nie wiem, czy to było w czasie wojny, czy po niej - o swoich ustaleniach informuje Czeszka.
Oboje z panem Łukaszem chcą kontynuować badania, głównie poprzez wertowanie archiwaliów. Mają nieco ułatwione zadanie, gdyż Archiwum Państwowe w Przemyślu jest jedną z najlepszych jednostek w Polsce, pod względem ilości zdigitalizowanych i udostępnionych w Internecie dokumentów archiwalnych. Zwłaszcza cenionych przez genealogów aktów parafii różnych wyznań, skarbnic historycznej wiedzy.
Jeszcze jedna zagadka. Czy jeden z przodków był powstańcem styczniowym?
To koniec tej historii? Jeszcze nie. Po artykule sprzed kilku dni, o szczęśliwym odnalezieniu się rodziny polsko-czeskiej, otrzymaliśmy kolejnego e-maila. Tym razem ze Stalowej Woli od pasjonata badającego powstanie styczniowe. Znalazł dodatkowe wątki dotyczące rodziny Mierzwińskich. Być może również dotyczą tej rodziny.
- Na cmentarzu w Cieszanowie koło Lubaczowa znajduje się okazały w stylu i dobrze zachowany kamienny nagrobek powstańca styczniowego Fryderyka Mierzwińskiego herbu Prus - pisze nasz Czytelnik.
Jak wyjaśnia, nie wiadomo skąd Fryderyk pochodził. Dostępna z pokoleniowego ustnego przekazu o nim wiedza mówi, że po powstaniu styczniowym prawdopodobnie na stale przebywał w Krakowie, a zmarł 10 lat po powstaniu, czyli w 1873 r. w Cieszanowie w czasie pobytu u swojej siostry Karoliny, z domu Mierzwińska.
- Tu w 1889 r. (15 lat później) wraz z nim została pochowana jego żona Karolina Mierzwińska. Z napisu na nagrobku i prawdopodobnego przebiegu wydarzeń można uznać, że Cieszanów był ważnym miejscem dla niego i jego rodziny (jego siostry, i żony). Napis wyryty na kamiennym obelisku jest następujący: TU / SPOCZYWA / FRYDERYK / PRUS / MIERZWIŃSKI / POWSTANIEC / Z R. 1863 ZM. 1873 / I KAROLINA PRUS MIERZWIŃSKA / ŻONA ZM. 1889 / P. O MODLITWĘ - opisuje nasz Czytelnik.
Przekazaliśmy te informacje do Czech i do Lublina. Z niecierpliwością czekamy, czy uda się dopasować kolejny, tym razem cieszanowski puzzel tej rodziny.