Czy ratownik był potrzebny na basenie w Zielonej Górze? Dyrektor: - Nie
- Dwa razy wyciągałem dziewczynkę z wody, bo nie było ratownika - mówi Czytelnik. Dyrektor: - Był, ale nie zareagował, bo dziecko się wygłupiało.
- Płynę sobie i nagle słyszę: ratunku, pomocy! Mała dziewczynka nie mogła sobie poradzić z rwącym potokiem, wymachiwała rączkami i próbowała złapać się murku. Patrzę, czy nie ma ratownika, a że nie zobaczyłem żadnego, szybko popłynąłem małej na pomoc. Wyrzuciłem ją w górę i postawiłem na brzegu. Była bardzo wystraszona - opowiada Czytelnik z Nowogrodu Bobrzańskiego, który do Zielonej Góry na basen przyjeżdża trzy, cztery razy w tygodniu.
- Minęło kilka minut, patrzę a ta sama dziewczynka znowu krzyczy i prosi o pomoc. Pomogłem jej drugi raz.... Ale gdzie w tym czasie był ratownik? Przecież mała mogła się utopić. Są ferie i przychodzi tu bardzo dużo dzieci - wspomina bardzo zdenerwowany mężczyzna.
Robert Jagiełowicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji stwierdza, że ciężko mu uwierzyć w tę sytuację. - Bo jak pani widzi, ratownicy są w kluczowych miejscach. Szczególnie teraz podczas ferii ratowników jest więcej. Do godziny 21.00 na basenie jest ich ośmiu - tłumaczy i dodaje: - Z nagrania monitoringu wynika, że ratownik był na miejscu. Co prawda nie siedział na swoim krzesełku, a stał na mostku przy „rzece”, by mieć lepszy widok na dzieci.
Na nagraniu widać, jak dziewczynka zanurzona do połowy w wodzie bawi się, wygłupia, zanurza się i wypływa. - Pajacowała, jak to dziecko. Musiała się zmęczyć zabawą, więc podpłynęła do murka, by ktoś pomógł jej wyjść, bo sama już nie miała siły. Widać, jak mężczyzna sadza ją na brzegu. Za chwilę ta sytuacja się powtórzyła. Ratownik nie uznał tego za zagrożenie życia, więc wtedy nie interweniował. Tylko zastanawia mnie, dlaczego ta dziewczynka weszła w to samo miejsce jeszcze raz - mówi R. Jagiełowicz. I podkreśla, że przy takiej liczbie dzieci bawiących się podczas ferii ratownik nie może reagować na takie sytuacje, bo w tym czasie ktoś faktycznie może potrzebować pomocy. Dyrektor w piątek wyliczył, że poprzedniego (czyli w czwartek) na basenie przez cały dzień było łącznie 1.800 osób.
Na basenie w Centrum Rekreacyjno-Sportowym bezpiecznie czuje się pani Barbara wraz ze swoimi wnukami, Marysią i Jackiem. - Jesteśmy tutaj przynajmniej raz w miesiącu i jeszcze nigdy nie zauważyłam, by topiło się jakieś dziecko, a ratownika nie było w pobliżu. W ogóle nie boję się o swoich podopiecznych, ale z drugiej strony, to ja tu z nimi przychodzę. Ja muszę dbać o to, by nic im się nie stało - podsumowuje zielonogórzanka.