Czy skrajna prawica namiesza w polityce niemieckiej?
O ile niemal pewne jest, że niedzielne wybory wygra partia Angeli Merkel, o tyle niespodzianką są wysokie notowania Alternatywy dla Niemiec (AfD). Po raz pierwszy od II wojny światowej skrajna prawica wejdzie do Bundestagu.
W niedzielę niemieccy wyborcy pójdą do urn i wybiorą Angelę Merkel, która zostanie kanclerzem Republiki Federalnej po raz czwarty. Sondaże wskazują na zwycięstwo szefowej CDU i że walka o zwycięstwo z głównym konkurentem, Martinem Schulzem z SPD, jest już rozstrzygnięta. Na szczytach władzy zmian zatem nie będzie. Niespodzianki można się spodziewać na trzecim stopniu podium, gdzie może wskoczyć nowa siła - radykalna partia AfD. Ale to też nie byłoby wielkim zaskoczeniem.
Na godziny przed wyborami
Kampania toczyła się w RFN ospale, bo jej wynik był z góry przesądzony - od miesięcy chrześcijańscy demokraci z CDU i ich kandydatka, przewodnicząca Angela Merkel, zajmowali pierwsze miejsce z przewagą kilkunastu procent. Tak też jest w sondażu instytutu Emnid z 16 września.
CDU notuje 36 proc. głosów, a socjaldemokraci z SPD mają prognozę na poziomie 22 proc., co oznacza lekkie spadki w porównaniu do odpowiednio 38,5 proc. i 24 proc. całkiem niedawno. Spadki nastąpiły na rzecz pozostałych partii, których wyniki nieco podskoczyły - oprócz Zielonych, którzy tkwią w miejscu.
Na trzecim miejscu plasuje się AfD - 11 proc., dalej idą Die Linke - 10 proc., FDP - 9 proc. i Zieloni (Bündnis 90 / Die Grünen) - 8 proc. Pozostałe partie zebrały 4 proc.
Gdyby wybory zakończyły się tak, jak to przedstawia badanie Emnidu, największe szanse na utworzenie rządu miałaby koalicja CDU/CSU - SPD, czyli powtórzyłby się układ, jaki rządził Niemcami przez ostatnie cztery lata. Nowa koalicja chrześcijańskich demokratów z socjaldemokratami miałaby nad pozostałymi partiami, które by dostały się do Bundestagu przewagę 61 posłów gwarantującą większość. Takie rozwiązanie wydaje się najbardziej prawdopodobne i - sądząc po oznakach przedwyborczych - oba największe ugrupowania szykują się na taki model rządów. W czasie telewizyjnej debaty Merkel - Schulz oboje zachowywali się tak, jakby mieli przed sobą przyszłego koalicjanta, więc zaczepki i ataki były grzeczne - jedni mówią, że wynikające z poziomu obojga, inni, że nie pali się mostów. Wprawdzie Martin Schulz w wystąpieniach proponuje Angeli Merkel w swoim rządzie w przypadku wygranej pozycję wicekanclerz, ale to raczej można włożyć między bajki. Moment, kiedy tzw. efekt Schulza po niespodziewanych roszadach na szczycie SPD i zgłoszeniu jego kandydatury na kanclerza przyniósł mu nawet zrównanie szans z obecną kanclerz i wielką popularność, to śpiewka przeszłości, notowania sondaży z początku roku. Teraz królowa jest tylko jedna i to ona może ewentualnie coś zaproponować przywódcy socjaldemokratów.
Albo nie, ponieważ przy absolutnej większości w Bundestagu wynoszącej 300 posłów, możliwe jest także inne rozdanie - CDU/CSU mogłaby stworzyć rząd w koalicji z FDP i Zielonymi, co dawałoby plus 30 posłów ponad większość absolutną. Jeśli, naturalnie, wyniki wyborów będą zgadzały się z tymi z sondażu Emnidu.
Teoretycznie da się także wyliczyć większość parlamentarną składającą się z SPD (137 posłów), Die Linke (62 posłów), FDP (56 posłów), Zieloni (50 posłów) - lecz wówczas jej przewaga nad opozycją wyniosłaby 5 głosów i los rządzenia byłby niepewny. Poza tym, dogadywać się w tym gronie byłoby trudno. Ale kanclerz Schulz to byłaby wyraźna zmiana, choć w bezpośrednim pojedynku na sympatie przegrywa w procentach z Merkel 32 do 56 - według badania Emnidu z 16 września.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień