Czy stać mnie na smugę cienia?
Kryzys wieku średniego dopadł mnie niewątpliwie, bo ciągle o nim myślę, a konkretnie zastanawiam się czy mnie na niego stać.
Do kryzysu potrzeba sportowego samochodu (nie stać), ekstremalnego hobby (nie stać mnie na rehabilitację pourazową), ładnej, młodej laski (mam), no i napadów melancholii. Z tym u mnie najgorzej. Nie potrafię wpaść w nastrój sentymentalny, przekroczyć tzw. smugi cienia - Chopin mnie fascynuje, malarstwo XIX wieku zwyczajnie nudzi, kwestie rodzinnej genealogii już dawno zbadałem i „na starość” nie chce mi się wracać do korzeni.
Co tam jeszcze: motorówka - bez sensu, lepiej pożyczyć; domek w górach - nawet gdybym się zadłużył, to wiem, że oznacza wyłącznie szerszenie, wilgoć, szczękanie zębami, zanim się rozpali w piecu, no i oczywiście smród wody ze studni, tak więc dziękuję.
Psychoanalityk - za drogi, w dodatku ciągle by gadał o moim ojcu i mojej matce, ja bym go przekonywał, że to nie tak, choć rzeczywiście może to tak wyglądać, ale jednak nie, a on na końcu i tak wyciągnąłby z mojej głowy jakiegoś strasznego potwora, sam bym się siebie przestraszył, później jeszcze musiałbym to zaakceptować, rozpocząć życie na nowo, bo co jak co, ale naprawdę nie wierzę, że ze mną wszystko jest OK.
Problem tylko w tym, że wiem, jaki pokręcony jestem i, niestety, bardzo mi z tym dobrze. Nic, ale to nic nie chcę w sobie zmieniać. No, może trochę schudnąć, odbyć kilka zagranicznych podróży, zbudować dom i przeszczepić 0,5 kg włosów.
A więc jednak kryzys.