Dobiegniew cały w sadzy
- Sadza z kominów kotłowni brudzi auta, pranie i wypala dziury w ubraniach - skarży się Michał Burczyński z Dobiegniewa.
- Z kominów kotłowni leciała żarząca się sadza, od której zapaliły się trzy auta. Jedno z nich należało do naszej rodziny. Gdyby nie moja reakcja, samochody spaliłyby się - zaalarmował nas Michał Burczyński, mieszkaniec ul. Szkolnej.
Wszystko wydarzyło się jeszcze w październiku. W biały dzień (około 15.00) w pobliżu kotłowni Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych Komunalni. - Miałem uchylone okno i poczułem coś jakby palący się plastik. Później zobaczyłem, że biały dym leci z mojego auta - relacjonuje pan Michał. Mężczyzna złapał kanister z wodą i pobiegł gasić auto. - Minęła chwila, zanim zorientowałem się, że to leci z nieba i stąd ten dym - mówi mężczyzna.
Z nieba leciały duże, palące się złogi. Wypaliły one dziury w plandece samochodu i zniszczyły plastikowe elementy w osobówce pana Michała.
Prezes spółki Komunalni Agnieszka Walendzik: - Poszkodowani otrzymają odszkodowanie z naszej polisy. Właściciel samochodu transportowego, który pokryty był plandeką, wykorzystywał go do pracy. Dlatego też zdecydowaliśmy się już wcześniej, z własnej kasy, wypłacić pieniądze.
Pokrzywdzona jest jeszcze jedna osoba. - Właściciel auta nie podjął żadnych kroków, by dostać odszkodowanie. To starsza osoba - słyszymy.
Michał Burczyński mówi, że sadza leciała nie pierwszy raz. - Raz wszystkie samochody były czarne. Wtedy pracownik Komunalnych przyszedł i zmył je wodą. Ale jeśli jeszcze raz dojdzie do takiej sytuacji, wystawię spółce rachunek za czyszczenie samochodu - mówi zirytowany mężczyzna.
- Staramy się wyjaśnić przyczynę zajścia. Powodem nie były jednak niedrożne kominy, ponieważ czyszczone są co miesiąc. Komin, z którego leciała sadza, przeszedł w 2014 r. ekspertyzę, zgodnie z którą jego stan oceniono jako dobry - wyjaśnia Agnieszka Walendzik.
Prezes Komunalnych nie słyszała, żeby wcześniej dochodziło do podobnych sytuacji. - Prezesem spółki jestem od niedawna. Mamy jednak podejrzenie, że przyczyną zajścia może być stosowany opał - przyznaje Walendzik.
Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, wstępnie stwierdzili, że powodem „wypadku” były niedrożne kominy. - Zarządca miał jednak dokumenty, które potwierdziły, że kominy były czyszczone - mówi Tomasz Górniak, rzecznik powiatowej straży pożarnej w Strzelcach.
Jaka jest więc przyczyna? - Albo te kominy nie są czyszczone tak, jak powinny, albo w zły sposób jest dorzucany opał - twierdzi Burczyński. Mężczyzna zapowiada, że złoży w gminie petycję z prośbą o wyjaśnienie sprawy.
Burmistrz Leszek Waloch zastrzega: - Do takich sytuacji dochodzi wszędzie. Nie tylko w naszej kotłowni. Więcej w tej sprawie wie jednak prezes spółki.