Z międzynarodowych badań porównawczych wynika, że polskie dzieci nie czują się w szkołach tak dobrze, jak dzieci z innych krajów - mówi dr Agata Komendant-Brodowska z UW.
Najpierw 15-letni nożownik w szkole w Wawrze morduje kolegę. Potem strzelanina w szkole w Brześciu Kujawskim. Co się dzieje w polskich szkołach, co się dzieje z młodzieżą?
Trudno mi interpretować akurat te konkretne zdarzenia, nie mam dostępu do szerszych informacji na ten temat. Zasadniczo na podstawie pojedynczych przypadków nie możemy wnioskować, czy w szkołach dziś dzieje się dużo gorzej niż kiedyś i takiego wrażenia chciałabym uniknąć. O tym, czy jest lepiej, czy gorzej, mówią badania, które są prowadzone cyklicznie. Ale tego typu skrajne sytuacje, na szczęście rzadko, to jednak czasem się zdarzają. To, o czym wiemy, jeśli chodzi o przemoc szkolną, to fakt, że rzadko kiedy coś takiego dzieje się nagle i przychodzi zupełnie znikąd.
Jak się rodzi przemoc w szkole?
Przemoc szkolna charakteryzuje się tym, że to zawsze jest proces. W tym konkretnym pierwszym przypadku, jaki pani wymieniła, nie mogę powiedzieć, czy zamordowany chłopiec był wcześniej dręczony, aczkolwiek z doniesień medialnych wynika, że ten proces już trwał. A jeśli trwał długo, to prawdopodobnie była to sytuacja dręczenia. Dręczenie szkolne należy do takich sytuacji, w których dany uczeń jest długotrwale poddawany agresji; długotrwale jest obiektem tej agresji. To nie jest jednorazowy akt przemocy. Kolejną cechą jest to, że występuje dysproporcja między ofiarą a agresorem, czy też agresorami. Trzeba rozróżnić sytuacje, kiedy mamy do czynienia z konfliktem dwóch rywalizujących ze sobą grup, czy dwóch rywalizujących ze sobą koleżanek, kiedy to jedna drugą oplotkuje, druga wrzuci coś nieprzyjemnego na tę pierwszą do internetu - mogą być w stałym konflikcie, ale to jeszcze nie jest przemoc. Natomiast z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia, kiedy jedna strona - konkretny uczeń - cały czas jest ofiarą i wynika to z przewagi agresora bądź agresorów nad nim. To, co jest tu bardzo ważne, a z czego często rodzice nie zdają sobie sprawy, to, że ta przewaga agresora czy agresorów niekoniecznie musi mieć taki prosty charakter fizyczny.
To znaczy?
To znaczy, że fizycznie może być uczeń słabszy i uczeń silniejszy. Ale przewaga agresora może wynikać z jego zdolności interpersonalnych - mamy oto do czynienia z uczniem bądź uczennicą, który/która potrafi bardzo dobrze rozgrywać różne sytuacje; potrafi na przykład manipulować innymi uczniami - a ofiara tego nie potrafi. Ofiara jest nieśmiała, nie potrafi się odgryźć, nie umie błyskawicznie zareagować, zripostować - wtedy mamy do czynienia z tą dysproporcją, przewagą, której na pierwszy rzut oka nie widać. Ale to właśnie ta dysproporcja może sprawiać, że agresor czy agresorka może dręczyć ofiarę przez długi czas. Z badań dotyczących dręczenia wynika, że taka sytuacja zazwyczaj trwa długo, a poza tym bardzo często dochodzi do eskalacji. A mianowicie nie jest tak, że przemoc, dajmy na to, zaczyna się na wyśmiewaniu i na wyśmiewaniu się kończy.
Na czym więc polega przemoc i jak się kończy?
Najpierw jest wyśmiewanie, obrażanie, zabieranie rzeczy, przepychanie, słowem - dzieje się coraz gorzej. Bardzo często dochodzi do tego rodzaju natężenia. Znane historie, które dotyczą tragicznych finałów procesu dręczenia, to czasem samobójstwa ofiar. Ofiara długotrwałego dręczenia uważa, że już po prostu nie ma innego wyjścia, tylko musi skończyć ze sobą. Ale są też takie historie, jak strzelanina w Columbine High School w 1999 roku, gdzie mieliśmy do czynienia z krwawą zemstą ofiar na dręczycielach i na całym środowisku szkolnym. Nie bez powodu wspominam o środowisku szkolnym, bo ono ma swoje znaczenie. Dla zrozumienia charakteru zjawiska dręczenia ważne jest bowiem to, że dręczenie jest procesem grupowym.
Czyli?
Nie jest tak, że dręczenie rozgrywa się jedynie między ofiarą a agresorem i to gdzieś zupełnie w ukryciu. Tak się nie dzieje. W istocie agresorowi nie chodzi aż tak bardzo o cierpienie ofiary. Chodzi mu o uzyskanie kontroli nad grupą. To się dla niego liczy.
Na przykład?
Jest, dajmy na to, szkolna agresorka, która wyśmiewa biedniejsze koleżanki, czy biedniejszą uczennicę, która przychodzi do szkoły w kiepskich ubraniach i z komórką nie taką jak trzeba. Ale ona wyśmiewa nie po to, żeby tylko wyśmiewać, ale po to, żeby wszystkie inne dziewczyny w klasie zastanawiały się, z jaką komórką wypada przyjść do szkoły i co na to powie ta agresorka. Dzięki tego rodzaju procesowi uzyskuje ona pozycję władzy w klasie. To znaczy uzyskuje kontrolę nad klasą, bo wszyscy co najmniej się z nią liczą, liczą się z jej zdaniem, a duża część klasy się jej boi. Czy to boi się wyśmiania, czy - a tak jest najczęściej wobec chłopców - fizycznej agresji, pobicia. Skoro więc jest tak, że agresorowi czy agresorce zależy na tym posłuchu klasy, to przecież wszystko to nie może się odbywać w ukryciu. Skoro jest to przedstawienie dla publiczności, to musi być publiczność.
Jeśli więc ta publiczność jest, jeśli agresja się rozlewa, to w którym momencie i w jaki sposób powinni to zauważyć nauczyciele i rodzice?
Jeśli nauczyciele są czujni, to zazwyczaj widzą, że coś się dzieje. To nie jest proces, który można łatwo ukryć. Natomiast to, co na pewno jest potrzebne, to kształcenie nauczycieli w tym zakresie. To na przykład wprowadzenie do programu nauczania nauczycieli obowiązkowych szkoleń z zakresu rozumienia tej przemocy szkolnej. Czyli na przykład rozumienia tego, że ten proces nie jest ukrywany, wręcz przeciwnie, jest on eksponowany dla innych uczniów po to, żeby tę kontrolę nad nimi uzyskać. Poza szkoleniami dla nauczycieli na pewno potrzebne jest też uświadomienie rodziców. Wydaje mi się, że w tym przypadku powinno być to rolą szkoły, żeby oprócz klasycznych zebrań dla rodziców, były dodatkowe spotkania - w niektórych programach profilaktycznych takie spotkania się organizuje, na których uczulałoby się rodziców na różne niepokojące zachowania dzieci.
Jak rozpoznać niepokojące u uczniów zachowania?
Alarmującym sygnałem dla rodziców powinno być poczucie niechcianego wyizolowania z grupy naszego dziecka. Czyli na przykład, jeżeli uczeń bądź uczennica nie chce zapraszać do siebie nikogo z kolegów, nie chce do nikogo z kolegów, koleżanek chodzić; jeśli mówi o tym, że jest w klasie nielubiana. Unika rozmów na temat tego, jakie są jej czy jego relacje z innymi uczniami. To już powinno rodziców zaniepokoić. Ale nie ma na to łatwej recepty, bo - brutalnie mówiąc - jeśli przez ileś lat rozmowy rodzica z dzieckiem ograniczają się w dużym stopniu do pytania: „Jak było w szkole?” i odpowiedzi: „OK”, to jeśli pojawia się jakaś groźna dla dziecka sytuacja w szkole, to może być tak, że ono nie za bardzo wie, w jaki sposób o tym rodzicowi opowiedzieć, nie ma potrzebnego języka. Jeśli jednak rozmawia się z dzieckiem na bieżąco, to rodzicowi łatwiej jest różne rzeczy wyczuć.
Wrócę do strzelaniny w szkole w Brześciu Kujawskim - 18-latek, były uczeń tej szkoły, już wcześniej był karany za użycie noża, miał problemy psychiczne. Kilka dni temu wtargnął do szkoły z bronią i materiałami wybuchowymi, postrzelił sprzątaczkę i 11-letnią uczennicę. Wcześniej w mediach społecznościowych miał informować, że chce dokonać takiego ataku. Można było temu zapobiec?
Nie jest mi łatwo odpowiedzieć, ale pytanie, jakie się tu ciśnie, dotyczy tego, czy coś nie zostało zaniedbane na wcześniejszym etapie. Mogło być tak, że jakieś sytuacje nie zostały tu wyłapane. Mogło być tak, że nastąpiło na przykład rozproszenie odpowiedzialności - to zjawisko występuje czasami w sytuacji, kiedy każdy myśli, że zareagować powinien ktoś inny. To tylko gdybanie, ale można się zastanowić, czy przypadkiem nie mogło być tak, że kiedy ten chłopak chodził jeszcze do szkoły, coś zostało zaniedbane, czy przypadkiem on nie był ofiarą dręczenia? Mógł być też ofiarą-agresorem, który z jednej strony jest agresywny w stosunku do innych dzieci, ale też jest przez nie izolowany, wyśmiewany. Natomiast to, co jest bardzo istotne, jeśli chodzi o zapobieganie agresji, to zapobieganie jej na wczesnym etapie. Czyli - niedoprowadzenie do eskalacji; reagowanie już na etapie, kiedy jest wyśmiewanie, już na etapie, kiedy jest izolowanie jakiegoś ucznia, a nie czekanie, aż to narośnie. Z dręczeniem szkolnym nie jest tak, że ono samo przejdzie. Nigdy tak nie jest, że to samo przechodzi i znika. Właściwie nie ma takich sytuacji, kiedy ktoś jest dręczony i nagle agresor odpuszcza, daje sobie spokój z dręczeniem. Nie ma powodu, dla którego miałoby się to zdarzyć. Stąd tak ważne jest ucięcie tego na wczesnym etapie, podobnie jak ważne jest też - co podkreślają badacze tego zjawiska na całym świecie - tworzenie pozytywnego klimatu w szkole. Czyli mniej reakcji w stylu: „Zamontujmy wszędzie kamery i bramki metalu”, bo taki odruch może się pojawić. Ale zamienianie szkoły w więzienie nie działa tak dobrze, jak dużo lepiej działa budowanie pozytywnego klimatu, uczenie uczniów, jak mają reagować.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień