Plastyka w podstawówce była do bani...
Zajęcia toczyły się swoim stałym rytmem, wyznaczanym przez kolejne pory roku. Jesienią mazaliśmy plakatówką wspomnienia z wakacji, zimą zimowy widok z okna, wiosną oznaki wiosny, a latem, przy końcu roku szkolnego, letni pejzaż blokowiska. Program edukacji kulturalnej obejmował też tematy interwencyjno-okolicznościowe, takie jak: laurka, portret patrona szkoły oraz świat za sto lat (praca z elementami futuryzmu). Przypuszczam, że od czasu, kiedy odebrałam ostatnie szkolne świadectwo, niewiele się zmieniło. Przynajmniej w tematyce, bo realizacja przeszła jednak małą rewolucję.
Znajoma podzieliła się ostatnio na Facebooku zdjęciem, na widok którego serduszko pękło mi na pół, a potem jeszcze na ćwiartki. Fotografia przedstawiała jej córki wyszykowane na Wakacyjny Strajk Klimatyczny. Wyposażenie młodych ekoaktywistek składało się z trans-parentów umocowanych na kuchennych łyżkach (jak tłumaczyła koleżanka, „kuchenna łyżka idealnie pasuje do dziecięcej rączki”). Tu nastąpiło pierwsze pęknięcie. Na planszach widniały wizualizacje „świata za sto lat”.
Temat ten sam co w szkole, ale wizja zupełnie inna. O ile obrazki moich rówieśników przypominały sielskie ilustracje z gazetek Świadków Jehowy, o tyle prace współczesnych uczniów można by wykorzystać w remake’u „Mad Maxa”. Według ich wizji za sto lat kaczki będą jadły butelki, domki z ogródkiem znikną z powierzchni ziemi, a trawniki zamienią się w ścierniska. I tu nastąpiło pęknięcie drugie. Żal mi tych dzieciaków, bo udziałem młodości powinna być nadzieja i sny o potędze.
Niesamowicie trudne musi być uczenie się, wybieranie drogi życiowej, snucie jakichkolwiek planów na przyszłość, jeśli co i rusz docierają do człowieka komunikaty, że tej przyszłości właściwie nie będzie. Że czas, w którym skończą studia, zaczną pierwszą pracę, założą rodzinę, zbiegnie się z klimatyczną katastrofą. Katastrofą, do której w przeciwieństwie do poprzednich pokoleń przyczynili się w minimalnym stopniu, ale to właśnie oni najdotkliwiej odczują jej skutki. Mam więc nadzieję, że małoletni ekorebelianci z powodzeniem zawstydzają wszystkich tych, którzy wygłaszają komunały o młodym pokoleniu, którego nic nie obchodzi. Gdyby każdego tak obchodziło, jak ich nie obchodzi, to nie bylibyśmy dziś w tym klimatycznym kanale.