Kinematografia pokazała nam w tym roku figę (chciałam użyć innego słowa na „F”, ale to świąteczny magazyn więc nie wypada). Gwiazdkowym hitem AD 2019 nie jest, jak tradycja nakazuje, rozgrywająca się przy wtórze dzwoneczków komedia romantyczna. Jest nim „Historia małżeńska” film w którym humor, proza życia i intelekt mieszają się w tak idealnych proporcjach, jakby przy przedsięwzięciu majstrował sam Woody Allen.
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli: mamy w „Historii małżeńskiej” Nicole - aktorkę której podupadła kariera zdaje się znów wychodzić na prostą. Mamy Charliego - reżysera, mającego widoki na brodway’owy debiut.Mamy też Henry’ego, ich ośmioletniego synka. Ta trójka długo była szczęśliwą rodziną, ale już nie jest. Nicole (spoiler alert!) wniosła o rozwód. O swoich motywacjach długo monologuje na ekranie, ale im dłużej mówi tym bardziej stają się one niejasne. Niezrozumiałe jest to, że przyszli eksmałonkowie, nadal pozostają w bliskich relacjach, są dla siebie ciepli, życzliwi, jakby byli na początku, a nie u kresu związku. Zresztą, oni chyba sami nie wiedzą. Są dla siebie stworzeni, ale nie potrafią ze sobą rozmawiać. Nie umieją mówić i nie umieją też słuchać.
W „Historii małżeńskiej” nie ma śniegu i lampek, a i tak uważam, że to idealny film na święta. Bo mało kiedy tak wyraźnie jak w Boże Narodzenie widać, jak nie słuchamy się nawzajem. Wyłazi to niesłuchanie jak koszula ze spodni przy składaniu życzeń. Miętoląc palcami opłatek człowiek przestawia w myślach klocki z napisami „dużo zdrówka”, „spełnienia marzeń”, „szczęścia”, „uśmiechu”. Żeby nie brzmiało to tak jak rok temu, dwa lata temu i przez wszystkie wcześniejsze lata. Jednak mimo starań w głowie nie pojawia się nic osobistego, co można by powiedzieć.
Ta sama pustka wypełniała już głowę wcześniej, przy wybieraniu prezentów: dyżurnych pasków, portfeli i voucherów na wszelkiej maści usługi nie ważne jakie, byle nijakie. Bo skąd ja mam wiedzieć, co on/ona chciałby dostać?! I huczy nam ta pustka w głowach przez trzy bożonarodzeniowe dni, kiedy często zdajemy sobie sprawę, że najbliżsi ludzie są nam całkiem obcy.
Oddalili się gdzieś w codzienności, po cichu, krok po kroku, kiedy czas był potrzebny na wiele innych, pilniejszych rzeczy, a przecież rodziną zawsze będzie czas nadrobić zaległości. Może właśnie teraz jest ten czas. Nie tylko na to, żeby odespać, pojeść, poczytać, ale tez by posłuchać się nawzajem. Dać sobie - żeby posłużyć się słowami Olgi Tokarczuk - czułość. Tą „najskromniejszą odmianę miłości. Ten jej rodzaj, który (...) nie ma swoich emblematów ani symboli, nie prowadzi do zbrodni ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest „ja”.
[polecane]19420405, 19326309, 19377457, 19279601, 19484353, 19250953[/polecane]