Dramaty Millenialsa: Pożegnanie z latem wolności
Tego lata robiliśmy rzeczy, które jeszcze w połowie dekady, wydawały się być skrajnym obciachem.
Trawa coraz bardziej żółta, słońce coraz mniej słoneczne, wódka jakby coraz cieplejsza. Lato 2019 chyli się ku upadkowi. Podsumujmy więc to odchodzące lato, lato ciepłe, momentami upalne, z rządowymi lotami HEAD w niebiosach i tęczową zarazą na ziemi.
Niekwestionowanym, modowym królem lata były klapki Kubota, po które na początku sierpnia w kolejkach stanęły tysiące Polaków. Obiekt westchnień udało się upolować nielicznym, a tylko nieliczni z nielicznych mieli szansę zdobyć modele w preferowanym rozmiarze i kolorze.
Najpopularniejszą destynacją był - poza „losowym ciepłym krajem na all inclusive”, stary dobry Bałtyk, ze swoją piaszczystą plażą i rybką z grilla. W kinach Mufasa wstawał z martwych tylko po to, by znów zostać zaciukanym przez Skazę, a złote lata Hollywood odzyskały blask za sprawą Quentina Tarantino i Rafała Zawieruchy.
Patrzyliśmy na to wszystko, powoli sącząc naleweczkę albo kraftowe piwo (oczywiście bez przesady, bo alkohol szkodzi zdrowiu), a resztę otrzymaną na barze chowaliśmy do przypiętej w pasie nereczki. Jednym słowem było to lato nostalgii, powrotu do rzeczy i aktywności, które jeszcze w połowie tej dekady uznalibyśmy za skrajny obciach.
Specjaliści od mody mówią, że trendy powracają w regularnych cyklach. Ich fazy kształtują się następująco: najpierw coś jest super modne, później trącące myszką, następnie skrajnie obciachowe, pełne uroku, vintage, aż wreszcie znów wybucha z pełną mocą, a cykl powtarza się na nowo. I tak mniej więcej co ćwierć wieku, z drobnymi modyfikacjami.
Teraz przeżywamy renesans wczesnych lat 90., a modyfikacja polega na tym, że wolność rządzi. W lifestyle’owych trendach jeszcze chyba nigdy nie było tyle swobody co dziś. Obcasy umarły, wąskie kroje chylą się ku upadkowi, epatowanie bogactwem jest passe, a wygoda stała się najważniejszym trendem nie tylko w odzieży, ale i w spędzaniu czasu.
Można sobie chodzić w Kubotach po trawniku w Ciechocinku i będą to bardziej hipsterskie wakacje niż kitesurfing w Wietnamie. Można robić, co nam się podoba, byle tylko pewnie i swobodnie. I bardzo dobrze, bo wystarczająco dużo mamy w życiu okazji do dawania z siebie wszystkiego. Pielęgnujmy ten trend, bo coś tak przyjemnego może nam się nie trafić do następnego lata. Tylko uważajmy żeby dążenie do „życia bez napinki” nie stało się kolejnym wyzwaniem, któremu trzeba sprostać.